MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Byłem studentem naszego Papieża

Artur PEDRYC

Jakim wykładowcą był Karol Wojtyła? - Miałem niebywałe szczęście osobiście poznać człowieka, którego podziwia cały świat - mówi z dumą Sylwester Miernik ze Skarżyska-Kamiennej, który studiując na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim miał zajęcia z Karolem Wojtyłą, a kilka lat po ukończeniu studiów z rąk swojego profesora otrzymał sakrament małżeństwa.

- Karola Wojtyłę poznałem w 1957 roku. Studiowałem wówczas na Wydziale Filozoficznym Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i musiałem zdać egzamin z etyki. Jak się okazało u profesora Wojtyły - zaczyna swą opowieść Sylwester Miernik, wyjmując z szuflady pożółkły ze starości indeks.

Duma i radość

Nasz rozmówca otwiera seledynową książeczkę i pokazuje wpis: wykładowca - profesor Wojtyła, przedmiot - Etyka, dalej ocena i podpis Papieża Polaka. - To, że studiowałem u Karola Wojtyły jest moją największą dumą i radością. Zawsze się tym chwalę. Gdy w Skarżysku był Prymas Polski Józef Glemp poszedłem na spotkanie z nim, zabierając ten indeks - wspomina Sylwester Miernik, prezydent Skarżyska w latach 1994-1998.

Zawsze z charyzmą

Okazuje się Karol Wojtyła na wiele lat przed tym jak został wybrany na Papieża cieszył się ogromnym szacunkiem i odznaczał się niebywałą charyzmą. - Wszyscy na uczelni wiedzieli, że profesor Wojtyła przyjeżdżał do Lublina pociągiem w wagonie sypialnym. Rektor zawsze wysyłał po niego na dworzec samochód. Gdy auto szefa uczelni podjeżdżało przed główne wejście uniwersyteckiego gmachu na profesora Wojtyłę czekały już tłumy studentów i mieszkańców Lublina. Jego wykłady cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. Zawsze odbywały się w głównej auli. Przychodzili na nie niemal wszyscy studenci Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego oraz liczna grupa mieszkańców miasta - wspomina Miernik. - Na uczelni panowało powszechne przeświadczenie, że nie wypada nie być na wykładzie księdza profesora Wojtyły - dodaje.

Nie korzystał z notatek

- Nie przydarzyło się profesorowi Wojtyle wygłaszać wykład i korzystać z notatek. Nie miał żadnych pomocy naukowych. Nigdy nie siedział za katedrą tak jak inni profesorowie. Mówił, chodząc po sali. Charakterystyczne było to, że potrafił mówić na przykład 90 minut bez przerwy. Nie wydawał swoich skryptów, przez co my studenci mięliśmy utrudnione zadanie w należytym przygotowaniu się do egzaminu - stwierdza nasz rozmówca. - Pamiętam, że wspólnie z dwoma kolegami mieliśmy jeden zeszyt do notatek i na każdym wykładzie przynajmniej jeden z nas musiał być obowiązkowo. Ale to nie było studenckie pójście na łatwiznę, bo chodziliśmy na zajęcia z Wojtyła z chęcią i prawdziwą przyjemnością. Zabezpieczyliśmy się w ten sposób, aby każdy wykład mieć zanotowany - wspomina nasz rozmówca.

Egzamin? Bez pobłażania

- Na egzamin do profesora Wojtyły wchodziło się pojedynczo. Najpierw trzeba było powiedzieć "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus", potem "Dzień dobry". Przyszły Papież zaczynał egzamin od pytania jaką specjalizację się wybiera i w zależności od odpowiedzi dawał zestaw z określonym numerem. Profesor Wojtyła nie był, jak to nazywaliśmy niektórych wykładowców, piłą. Był ciepły i otwarty dla studentów, ale był też wymagający - wspomina Miernik.

Miał też wady

Okazuje się, że Jan Paweł II jako wykładowca podobnie jak inni nauczyciele akademiccy stawał się czasem obiektem studenckich żartów. - Raz w roku na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim mieliśmy zabawę, w trakcie której można było wytknąć wszystko kadrze, a ta nie mogła się obrazić. Pamiętam jeden skecz o Wojtyle. Student stał na scenie przebrany za niego i przelewał jednego pustego dzbana w drugi również pusty, wypowiadając pustosłowia, które czasem wypowiadał Wojtyła. Zdarzało mu się to, ponieważ nie robił przerw, mówił półtorej godziny i czasem opowiadał o jednym, a zbierał już myśli o czym innym. Wtedy najczęściej padały owe pustosłowia.

Sakrament z papieskich rąk

Pan Sylwester kilka lat po studiach znów spotkał Karola Wojtyłę, który udzielił mu i jego wybrance serca sakramentu małżeństwa. - To było niesamowite wrażenie. Niestety, nie mam żadnych pamiątek, zdjęć z ceremonii zaślubin, szkoda, ale takie czasy były wtedy - mówi wyraźnie zasmucony Sylwester Mirnik.

Nie ukrywa, że spotkanie na swojej drodze Karola Wojtyły miało wpływ na wszystkie jego życiowe decyzje. - Wszyscy którzy go znali widzieli charyzmę Karola Wojtyły, nie zdawali sobie jednak sprawy, jak jest ona silna i skąd się ona bierze do momentu, kiedy został wybrany na głowę Kościoła Katolickiego. Co czułem kiedy dowiedziałem się że mój wykładowca został papieżem? Chyba to co wszyscy Polacy, ale także to, że oddziaływał na mnie człowiek niezwykły. Zacząłem analizować to, co się działo w przeszłości i dostrzegać wielkość osoby Karola Wojtyły - mówi Miernik, popadając na chwilę w zadumę.

Inaczej patrzył na Papieża

- Wydaje mi się, że na cały pontyfikat Jana Pawła II patrzyłem inaczej niż wszyscy. Brak mi słów, by opisać co czułem, kiedy został postrzelony na placu Świętego Piotra. Nie mogłem uwierzyć i pogodzić się z tym, że zaczyna mu niedomagać zdrowie, wreszcie nie mogłem uwierzyć, że już go nie ma wśród nas - mówi ze smutkiem Sylwester Miernik. - Dla mnie śmierć Jana Pawła II to wielka tragedia, nie wiem czy za tysiąc lat będziemy mieć drugiego takiego rodaka - stwierdza ze smutkiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie