Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chłopiec z Kielc z rozciętą głową długo szukał pomocy

Paulina BARAN
Kilkucentymetrowa rana głowy, dużo krwi i strachu - uczeń kieleckiej podstawówki miał ogromne problemy z otrzymaniem podstawowej opieki medycznej.
Kilkucentymetrowa rana głowy, dużo krwi i strachu - uczeń kieleckiej podstawówki miał ogromne problemy z otrzymaniem podstawowej opieki medycznej. Dawid Łukasik
Kilkucentymetrowa rana głowy, dużo krwi i strachu - uczeń kieleckiej podstawówki, po uderzeniu przez innego chłopca w głowę workiem z bidonem miał ogromne problemy.

Nikt nie wezwał do niego karetki pogotowia, a na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym na kieleckim Czarnowie w ogóle go nie przyjęto. Dyrektorzy szkoły i szpitala tłumaczą, dlaczego do takiej sytuacji w ogóle doszło.

Wojciech Jagodziński, tata 7-letniego Filipa, który w poniedziałek uległ wypadkowi w szkole, jest oburzony, jak zostało potraktowane jego dziecko. - Do szkoły nie mam pretensji. Wychowawczyni zawiadomiła mnie o wypadku i szybko zabrałem syna na Szpitalny Odział Ratunkowy przy ulicy Czarnowskiej w Kielcach. To, czego tam doświadczyliśmy było jednak skandaliczne. Lekarz stwierdził, że Filipka nie przyjmie i mamy jechać do szpitalika na Langiewicza - opowiada pan Wojciech.

Wyjaśnia, że był bardzo zdenerwowany i bał się, że dziecko ma poważny uraz głowy i może w każdej chwili zemdleć, ale do lekarza takie argumenty nie trafiały. - Chciałem, żeby doktor chociaż opatrzył Filipa, żebym miał pewność, że wszystko jest w porządku. Przecież zdarza się, że dzieci po urazach głowy umierają na szpitalnych korytarzach, bo nie udzielono im pierwszej pomocy - mówi pan Wojciech.

Ostatecznie dziecku opatrzono dopiero w przychodni Artimed na ulicy Paderewskiego. Tutaj lekarz nie miał wątpliwości, że ranę trzeba natychmiast opatrzyć i założyć plastry.

Renata Wojtuś dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących numer 27 w Kielcach przyznaje, że jest jej bardzo przykro, że doszło do takiej sytuacji. - Szczerze powiem, że dowiedziałam się o wszystkim dopiero następnego dnia. Wychowawczyni klasy Filipa pojechała z uczniami na wycieczkę, dlatego nie potrafię powiedzieć, dlaczego nie wezwała pogotowia. Wiem jednak, że po wypadku z chłopcem przebywały dwie nauczycielki (w tym wychowawczyni), które miały ukończony kurs pierwszej pomocy - tłumaczy pani dyrektor.

Sprawą zajął się dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego na kieleckim Czarnowie, Jan Gierada, który przyznał, że choć chłopiec faktycznie powinien trafić do szpitalika dziecięcego, to lekarz ze szpitala wojewódzkiego miał obowiązek udzielić mu podstawowej pomocy. - Lekarz powinien obejrzeć ranę, a dopiero jeżeli stwierdziłby, że dziecku nie grozi żadne niebezpieczeństwo, skierować go do szpitalika. Osobiście zajmę się sprawą. Już umówiłem się na spotkanie z lekarzem i tatą chłopca. Jeżeli okaże się, że doktor nie dopełnił swoich obowiązków, to na pewno wyciągnę odpowiednie konsekwencje - stwierdził dyrektor Gierada.

SPRAWDŹ najświeższe wiadomości z KIELC

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie