MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Chrzest to był ogniowy

Małgorzata PAWELEC
Pechowy strażak w kieleckim szpitalu wraca do zdrowia.
Pechowy strażak w kieleckim szpitalu wraca do zdrowia. Dawid Łukasik

Takiej imprezy jeszcze w ochotniczej straży nie było. Najpierw zawalił się podest z VIP-ami. Śmiechu było co niemiara, do momentu aż do grilla wpadła butelka z denaturatem. W płomieniach stanął 33-letni ochotnik. Strażak z Szałasu koło Zagnańska leży poparzony w szpitalu, na szczęście niegroźnie.

To miała być niezapomniana uroczystość. Ochotnicy z Szałasu dostali w niedzielę pierwszy w historii jednostki samochód gaśniczy. Zaproszono kompanię reprezentacyjną, orkiestrę, komendantów straży i władze samorządowe. - I rzeczywiście była wielka pompa - przyznaje zastępca komendanta świętokrzyskiej straży Zbigniew Muszczak. - Nagle tak lunęło, że kilkudziesięciu gości uciekło w jedyne zadaszone miejsce, czyli na podest przeznaczony tylko dla orkiestry. No i konstrukcja nie wytrzymała. Ani ludziom, ani instrumentom nic się nie stało, ale gmina miała zabawę. - Opatrzność nade mną czuwała, bo spóźniłem się trochę i nie zdążyłem wejść na podest - śmiał się senator Jerzy Suchański. - Ale kilku członków SLD upadło.

Kolega czegoś dolał...

Pecha miał natomiast ochotnik, który trafił z oparzeniami I stopnia do szpitala na Czarnowie. - Tak staraliśmy się, żeby wszystko wypadło jak najlepiej, a już ten podest źle wróżył - mówi Jacek Zgrzebnicki, służący w OSP od 8 lat. - Po oficjalnej uroczystości miał być grill, ale po deszczu nie mogliśmy go rozpalić. No i kolega czegoś dolał, a ja trzymałem ruszt. Pamiętam tylko, że ogień buchnął mi na twarz. Próbowałem się ugasić, po chwili ktoś mi pomógł. Koledzy odwieźli mnie do domu, ale tak bolało, że zabrał mnie helikopter. Dobrze, że miałem czapkę, bo chyba nie miałbym włosów.

Pan Jacek ma poparzoną twarz i nogi, ale twierdzi, że czuje się dobrze. - Zostałem "ochrzczony" przez ogień - mówi. - Wcześniej nie gasiłem pożaru, bo nasza jednostka nie miała do niedzieli samochodu gaśniczego.

To był pech...

Dlaczego strażacy, którzy uczą nawet dzieci w szkołach, aby nie dolewały nic do ognia, sami wlali denaturat do grilla? - Wszystko działo się błyskawicznie - mówi Mirosław Młodawski, naczelnik OSP w Szałasie, doświadczony pracownik kieleckiej straży, mający na koncie niejedno uratowane życie. - Jacek bardzo zaangażował się w przygotowanie uroczystości i przejmował się, że coś idzie nie tak. Dlatego, kiedy grill nie chciał się rozgrzać, jeden z nadgorliwych kolegów chciał mu pomóc i wlał tam kilka kropel denaturatu. Potem stanął obok z butelką, ktoś go potrącił. Cały denaturat wpadł do grilla. To był pech.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie