Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czteromiesięczna Nadia z Bilczy urodziła się z połową serduszka. Pilnie potrzebuje operacji. Pomóżmy

Paulina Baran
Nadia na pierwszy rzut oka wydaje się być zdrowym dzieckiem, uśmiech nie schodzi z jej twarzy, ale niestety potrzebuje pilnej operacji. Na zdjęciu z  5 - letnim bratem, Dominikiem.
Nadia na pierwszy rzut oka wydaje się być zdrowym dzieckiem, uśmiech nie schodzi z jej twarzy, ale niestety potrzebuje pilnej operacji. Na zdjęciu z 5 - letnim bratem, Dominikiem. Dawid Łukasik
Czteromiesięczna Nadia urodziła się z połową serduszka. Dziewczynka z podkieleckiej Bilczy musi zostać pilnie zoperowana. Rodzice potrzebują 150 tysięcy złotych.

- Jej serduszko już dzisiaj ledwo bije, tak cichutko, że boję się, czy wytrzyma. Malutkie ustka nie są różowe, ale sino - fioletowe. Nie ma rumieńców, tylko sine wybroczyny - mówi mama małej Nadii, pani Aleksandra. Czteromiesięczna mieszkanka podkieleckiej Bilczy urodziła się z niewykształconą lewą komorą serca. Pomóżmy zebrać pieniądze na operację. Potrzeba 150 tysięcy złotych.
Nie może się męczyć, bo serduszko jest za słabe.

Nadia na pierwszy rzut oka jest śliczną i roześmianą dziewczynką, ale kiedy tylko zaczyna się męczyć, wystarczy, że dłuższy czas macha rączkami i nóżkami, jej maleńkie ciałko zaczyna sinieć. - Sine usta, powieki i paluszki to u mojej małej córeczki codzienność. Gdy się na coś zdenerwuje, staje się wręcz fioletowa - mówi pani Aleksandra. Wyjaśnia, że zasinienia są znakiem, że serduszko małej już nie daje rady, ale przecież dziewczynka o tym nie wie i nadal próbuje się bawić.

Nadia oddycha z trudem, walcząc o każdy haust powietrza. Ma dopiero 4 miesiące, a jej serce jest coraz słabsze i jeśli jak najszybciej nie przejdzie dwuetapowej operacji to wszystko może skończyć się tragicznie. - Potwornie się boję , że stracę córeczkę, a ona jest sensem mojego życia. Błagam, pomóżcie ocalić Nadię - apeluje mama dziewczynki.

Pani Aleksandra twierdzi, że Nadia powinna zostać poddana specjalistycznemu leczeniu już po urodzeniu. - Gdybym tylko wiedziała wcześniej, może gdybym bardziej się uparła, moja córeczka byłaby już dzisiaj po pierwszym, najważniejszym etapie operacji. Jej serduszko mogło dzisiaj mocno bić, mieć więcej siły by rozwijać się, bawić, żyć… Tymczasem ślepo zaufałam lekarzom, przez co omal nie straciłam Nadusi. Teraz muszę się spieszyć, by trafiła w ręce najlepszego specjalisty od dziecięcych serduszek. To jedyna szansa dla mojego dziecka. Operacja będzie niezwykle skomplikowana, obejmie dwa etapy w jednym czasie – operację Glenna z elementami operacji Norwooda. Musi się odbyć jak najszybciej. Mamy termin na październik tego roku. Nie możemy się spóźnić, już nie można zwlekać - wyjaśnia mieszkanka Bilczy.

Czteromiesięczna Nadia z Bilczy urodziła się z połową serduszka. Pilnie potrzebuje operacji. Pomóżmy
Dawid Łukasik

Radość z zajścia w ciążę i dramat w dwudziestym tygodniu

Pani Aleksandra wspomina, że kiedy z mężem dowiedziała się, że znów będą rodzicami, a ich 5-letni synek starszym bratem, skakali z radości. Euforia trwała do 20 tygodnia ciąży. - Poszłam na rutynowe badanie. Zastanawiałam się, czy może zobaczę twarzyczkę albo poznam płeć mojego dzieciątka. Zamiast tego usłyszałam coś, czego nie życzę nikomu. Lekarz powiedział, że moja córeczka ma wadę serca, której on jeszcze nigdy nie widział. Gdybym akurat wtedy nie leżała, pewnie osunęłabym się na ziemię. Świat zaczął wirować, a ja czułam kaskady strachu, które zalewały moje serce. Nie docierały do mnie żadne słowa pocieszenia, że może to pomyłka, że może wada wcale nie jest taka poważna… Ja jednak czułam, że jest źle - mówi rozemocjonowana matka.

Badania potwierdziły. Wada była bardzo poważna

Badania w Warszawie potwierdziły to, czego tak bardzo obawiali się rodzice. Nadia jeszcze będąc w brzuszku swojej mamy miała bardzo ciężką wadę serca pod postacią zespołu niedorozwoju lewego serca (HLHS). - Lekarze tłumaczyli nam, że jej serduszko nie będzie działać prawidłowo, że konieczne będą operacje, bo życie Nadii od chwili narodzin będzie w śmiertelnym niebezpieczeństwie - mówi pani Aleksandra.

„Lekarze mówili, że przecież można operować w Polsce”

Po dramatycznej diagnozie rodzice długo nie mogli dojść do siebie. - Jedyne, na co miałam siłę, to płacz, ale w końcu zbrakło łez. Musiałam dowiedzieć się jak najwięcej o wadzie, z którą urodzi się moja córeczka. Tak trafiłam na klinikę w Munster i doktora Malca. Widziałam zdjęcia uśmiechniętych, zdrowych dzieci, które zostały tam uratowane. Odzyskałam nadzieję, wróciły siły do walki. Pytałam polskich lekarzy o profesora Malca, ale za każdym razem mówili mi, że to tylko fanaberia rodziców, że przecież można operować w Polsce. Uwierzyłam. Sądziłam, że przecież lekarze wiedzą, co mówią. Dopiero potem przekonałam się, że byłam w błędzie, ale było już za późno.

Rodzice mają pretensje do polskich lekarzy

Nadia przyszła na świat 20 kwietnia 2017. - Gdy urodziła się moja córeczka, wyglądała jak zdrowe dziecko. Sądziłam nawet, że wcześniejsza diagnoza to pomyłka, że wszystko jest dobrze, a tamto było jedynie koszmarem, z którego właśnie się obudziłam. Jednak po dwóch dniach zabrali Nadię do innego szpitala, ochrzcili - tak na wszelki wypadek - mówi pani Aleksandra. Wyjaśnia, że jej córeczka miała już zaplanowany termin operacji, ale lekarze stwierdzili, że stan Nadii jest dobry i można jeszcze poczekać z pierwszą operacją - opowiada mama dziewczynki.

„Moja córka umierała, a ja tonęłam w strachu”

Mimo dobrego, zewnętrznego wyglądu Nadii jej stan z dnia na dzień się pogorszył.
- Moja córka umierała, jej serce nie wytrzymało… W trybie pilnym zabrali ją na stół operacyjny, by ratować życie. Lekarze wykonali zabieg hybrydowy polegający na opaskowaniu tętnic płucnych z implantacją stentu. To nie było planowane, nie zaliczało się do etapu leczenia, ale przecież musieli ratować moje dziecko. Najgorsze jest to, że gdyby I etap operacji odbył się w planowanym terminie, nic takiego nie miałoby prawa mieć miejsca! Tymczasem moja córeczka otarła się o śmierć, a ja tonęłam w strachu, jakiego nigdy wcześniej nie przeżyłam - mówi poruszona mieszkanka Bilczy.

Nadia jest na granicy życia i śmierci

W maju rodzice mogli zabrać swoją córeczkę do domu. - Dzisiaj Nadia ma już 4 miesiące i w dalszym ciągu czeka na jeden z podstawowych etapów leczenia, czyli operację Norwooda, którą powinna mieć wykonaną maksymalnie w 14 dobie życia! To znaczy, że ciągle balansuje na cienkiej granicy życia i śmierci. Chociaż trzymam ją w ramionach wiem, że jej nie obronię. Nie mam takiej mocy, choć oddałabym własne życie, byle tylko córeczka mogła być zdrowa. Tymczasem traci siły, sinieje, ledwo oddycha, a ja nie mogę zrobić nic, by jej pomóc - mówi załamana matka.

Niezwykle skompilowana operacja

Nadia musi jak najszybciej przejść operację, która uratuje jej serduszko. Podejmie się jej profesor Malec. Przez nieplanowany zabieg hybrydowy będzie musiała mieć wykonane 2 etapy w jednym czasie - operację Glenna z elementami metody Norwooda. - To niezwykle skomplikowana i niebezpieczna procedura, ale jednocześnie jedyna, ostatnia szansa dla mojej ukochanej córeczki. To ogromne ryzyko i wyzwanie, zarówno dla Nadii, jak i lekarza, który przeprowadzi operację. Profesor Malec ma ogromne doświadczenie, uratował już tak wiele dzieci dlatego mam pewność, że tylko on jest w stanie uratować moją córeczkę - mówi pani Aleksandra.

Termin operacji wyznaczono na październik

Rodzice ustalili termin operacji, która odbędzie się w klinice uniwersyteckiej w Munster.
- W październiku zespół profesora Malca uratuje życie mojego dziecka. Żeby tak się stało, musimy zebrać 150 tysięcy złotych… Cena za życie mojej córeczki jest wysoka, nie jesteśmy w stanie zapłacić jej sami - wyjaśnia mieszkanka Bilczy prosząc o pomoc. - Każda, nawet najmniejsza kwota przybliży nas do uratowania Nadii. Jej serduszko już dzisiaj ledwo bije, tak cichutko, że boję się, czy wytrzyma. Malutkie ustka nie są różowe, ale sino - fioletowe. Nie ma rumieńców, tylko sine wybroczyny… Nie myślę o tym co będzie, jeśli nam się nie uda. Nie wyobrażam sobie życia bez mojej córeczki, ale muszę być silna. Póki mamy nadzieję, będziemy walczyć ile sił. Dla Ciebie, Nadusiu - podsumowuje pani Aleksandra.

Potrzeba 150 tysięcy złotych. Pomóżmy

Nadia potrzebuje 150 tysięcy złotych i pieniądze trzeba uzbierać jak najszybciej. Wszyscy możemy uratować jej serduszko wpłacając pieniądze na zbiórkę, która prowadzona jest na portalu Siepomaga.pl. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę Siepomaga Nadia Filipczak, gdzie opisana jest historia dziewczynki i wpłacić nawet drobną kwotę.

Drugim sposobem jest wysłanie sms -a o treści S6948 na numer 72365. Koszt wiadomości to 2,46 brutto (w tym VAT).
Nadia jest także podopieczną Fundacji na rzecz dzieci z wadami serca Cor Infantis i można jej pomóc dokonując wpłaty na rachunek: 86 1600 1101 0003 0502 1175 2150 z dopiskiem „Nadia Filipczak”. Dla wpłat zagranicznych: USD PL93 1600 1101 0003 0502 1175 2024 „Nadia Filipczak”; EUR PL50 1600 1101 0003 0502 1175 2022 „Nadia Filipczak”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie