MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czy ktoś pomyśli o jej przyszłości?

Iwona ROJEK

Trzyletnia Ania, mieszkanka Oksy, dokładnie dwa miesiące temu została sierotą. Zanim się urodziła zginął jej ojciec, przyciśnięty własnym samochodem. W grudniu nagle zmarła jej matka. Teraz o dziewczynkę walczą dziadkowie ze strony zmarłej matki i ciotka, siostra nieżyjącego ojca. Obie strony chcą wychowywać dziecko. Sprawa trafiła do sądu.

Kto ma większe prawa do dziecka - dziadkowie czy ciocia? Na to pytanie chyba nikt nie będzie w stanie odpowiedzieć. Konflikt poróżnił obie rodziny, a jedna i druga strona podaje wiele argumentów przemawiających za tym, żeby właśnie im przyznać dziecko.

Mała Ania przeżyła wystarczająco dużo, jak na tak krótkie życie. Nie miała szansy poznać ojca, od dwóch miesięcy nie ma na świecie jej ukochanej mamy. Dziewczynka przebywa obecnie u swojej cioci i nie ma pełnej świadomości, że jej mama już nie żyje, bo ciągle o nią pyta.

Tragedia za tragedią

To, jak zakończyli życie rodzice dziecka, wydaje się wręcz niewiarygodne. 30-letni Bogusław bardzo cieszył się z tego, że wkrótce ma przyjść na świat jego pierwsza córka. Z żoną Magdą znali się kilka lat przed ślubem, pobrali z wielkiej miłości. Dwa miesiące przed urodzeniem dziecka coś zaczęło trzeszczeć w jednym z kół w samochodzie i w wolnej chwili postanowił zajrzeć, co się dzieje. Wprowadził auto do garażu i tam pod nim zginął.

- Poszedłem zawołać syna na obiad i zastałem makabryczny widok - opowiada Stanisław, jego ojciec. - Syn leżał przyciśnięty samochodem, już nie żył. Prawdopodobnie się spieszył, nie zachował należytej ostrożności i może źle umocował lewarek. Kiedy wsunął się pod samochód został przez niego przygnieciony, wręcz uduszony, bo przód wozu był na jego klatce piersiowej. To niewyobrażalna tragedia. Do dziś się z tym nie pogodziłem. Jakby mało było jednego nieszczęścia, rok temu nagle zmarła moja żona na raka piersi, chorowała bardzo krótko. A teraz znów nie żyje synowa. To stanowczo za dużo, jak na jednego człowieka.

W domku jednorodzinnym w Oksie koło Nagłowic zebrała się cała rodzina nieżyjącego Bogusia. Opowiadają o rodzinnym dramacie. Zaraz po ślubie młodzi: Boguś i Magda zamieszkali u teściów w Oksie. - Bratowa po śmierci brata mieszkała u moich rodziców prawie trzy lata - mówi z przejęciem ciocia Beata, która teraz ubiega się o opiekę nad dziewczynką. - Rodzice byli bardzo zżyci ze swoją wnuczką, przepadali za nią. Ja też byłam z nią bardzo związana. Ania przebywała u nas bardzo często. Bardzo lubi się z moimi dziećmi, trzynastoletnią córką i dziesięcioletnim synkiem. Traktuje ich jak swoje rodzeństwo. Nikt z nas nie przypuszczał, że bratowa tak szybko zakończy swoje życie. Była młoda i zdrowa, nigdy na nic nie chorowała. Na pewno załamała się po śmierci brata, ale nie dała po sobie poznać, że cierpi, starała się być silna, żyć dla dziecka. Pracowała w kuchni w szkole, robiła sobie jakiś czas temu badania okresowe i wyniki miała dobre. Na początku grudnia przeziębiła się, kaszlała, dostała antybiotyki, po których była nieco osłabiona. Lekarze stwierdzili, że przeszła grypę, a osłabienie często zdarza się po kuracji antybiotykowej. Dwa dni przed Wigilią, źle się poczuła, poszła do lekarza, a ten dał jej skierowanie do szpitala. Anię zostawiła wtedy u nas, a nie u swoich rodziców w Rakoszynie, co chyba o czymś świadczy. Po kilku godzinach pobytu w jędrzejowskim szpitalu przewieziono ją do szpitala w Kielcach, a następnego dnia zmarła. Podobno lekarze wykryli u niej białaczkę, dostała jakichś zatorów w mózgu, dodatkowo zaatakował ją wirus grypy. Inni specjaliści mówili, że to był ostry przebieg białaczki. Jej śmierć była szokiem dla wszystkich.

Chcą dać Ani miłość

Dziadek Stanisław dopowiada, że synowa ostatnio odchudzała się, co też mogło wpłynąć na osłabienie organizmu. W ciągu pół roku schudła około 20 kilogramów. Często nie jadła śniadań ani kolacji. Nie narzekała jednak ani na samopoczucie, ani na zdrowie. Zawsze żyli w wielkiej zgodzie. Szanował ją i kochał jak własną córkę, była grzeczna, spokojna, bardzo więc przeżył, jak nagle zdecydowała się wyprowadzić od nich z domu. Po śmierci żony mieszkali w czwórkę, z synową, wnuczką i młodszą córką Gabrielą. Cała rodzina radziła Magdzie, żeby próbowała jeszcze ułożyć sobie życie. Przecież została wdową w wieku 22 lat, całe życie było przed nią. Ale ona na razie nie chciała o tym słyszeć. Była zajęta pracą i nauką, chodziła do technikum. Dwa miesiące przed śmiercią wynajęła sobie mieszkanie w rynku w Oksie, ale nawet wtedy codziennie do nich zachodziła. Do głowy nikomu by nie przyszło, że będzie żyła tak krótko.

- Teraz po śmierci bratowej chcemy jej córeczce stworzyć jak najlepsze życie - mówi ciocia Beata. - Zrobiłabym jej krzywdę, gdybym się nią nie zajęła. Pomagałam w jej w wychowaniu od urodzenia. Z tamtymi dziadkami widywała się sporadycznie, ona nie chce do nich iść, boi się tam spać. Oni zajmują się pracą na gospodarstwie, my dbalibyśmy bardziej o jej rozwój. Nasze dzieci chodzą na angielski i na basen, mamy komputer. Na miejscu koło domu są przedszkole, szkoła podstawowa, gimnazjum, a w Rakoszynie, gdzie mieszkają tamci dziadkowie, szkoła ma tylko trzy klasy. Jesteśmy też na bieżąco z wymaganiami szkolnymi, bo często pomagamy naszym dzieciom w lekcjach. Pokazalibyśmy jej więcej świata, bo lubimy zwiedzać, a tamci dziadkowie wyjeżdżają najdalej do Jędrzejowa. A przy tym chcielibyśmy żyć w zgodzie z tamtą rodziną, mogliby się widywać z wnuczką tak często, jakby chcieli.

- Próbowałem rozmawiać z drugimi dziadkami, ułożyć nasze stosunki polubownie, jakoś dogadać się dla dobra dziecka, ale okazało się to niemożliwe - opowiada dziadek Staszek i łzy ciekną mu po policzkach. - Oni nie działają dla dobra wnuczki, tylko bardziej zależy im na opinii sąsiadów. Wcześniej widywali się z dzieckiem rzadko, a teraz od dnia pogrzebu przyjeżdżają do nas codziennie. Ja małą bardzo kocham, przebywałem z nią od urodzenia, jest z naszą rodziną bardzo zżyta. Gdy dostanie ją tamta rodzina, ja sobie tego nie wyobrażam...

Beata potwierdza, że teraz dziadkowie ze strony matki Ani zjawiają się u nich każdego dnia, przyjeżdżają często o godzinie 8, kiedy mała Ania jeszcze śpi. Albo zjawiają się po południu. - Siedzą u nich dwie, trzy godziny. Już tego samego dnia zaraz po pogrzebie chcieli wziąć do siebie dziewczynkę, ale ona wcale nie chciała do nich iść - mówi.

Sąd przyjrzy się rodzinom

W Sądzie Rejonowym w Jędrzejowie w Wydziale Rodzinnym poinformowano nas, że sprawa ta jest dość skomplikowana i na pewno nie zakończy się szybko. Sąd będzie musiał szczegółowo przyjrzeć się rodzinom, sprawdzić warunki w jakich żyją, poobserwować więzi, jakie łączą ich z dzieckiem, a to wszystko wymaga czasu. Tego rodzaju konflikty nie zdarzają się zbyt często i muszą być dogłębnie zanalizowane. Za kilka dni odbędzie się kolejna sprawa, będą przesłuchiwani świadkowie.

Druga strona konfliktu dziadkowie Ani ze strony matki mieszkają w Rakoszynie, oddalonym o 6 kilometrów od Oksy. Już od progu mówią, że w życiu nie zrezygnują z dziecka, będą walczyć do końca. Jeśli w sądzie zapadnie niekorzystny dla nich wyrok, od razu się odwołają. Pytają, kto jest ważniejszy dla dziecka - babcia z dziadkiem czy ciotka i od razu mówią, że odpowiedź jest jednoznaczna. Przecież bliższa koszula ciału. Liczy się stopień pokrewieństwa, a oni mają do małej zdecydowanie większe prawo niż siostra ojca Ani. - Chyba należy się nam po śmierci naszej córki jej córka, a nasza jedyna wnuczka - uważa dziadek Stanisław. - To jest bardzo ważna dla nas rekompensata za wstrząsającą śmierć córki. Przecież mała nie ma na świecie nikogo bliższego od nas. Będziemy ją kochać i wychować jak własne dziecko. Nasza córka była tak zdrowa, że w szkole średniej nie opuściła ani jednego dnia nauki, dzięki wnuczce byłoby nam łatwiej pogodzić się z je nagłym odejściem. - Kochanej wnuczce niczego nie zabraknie, bo dom jest ogromny - dopowiada babcia Mirka. - Na górze mamy sześć pokoi, a na dole cztery. Mamy 12-hektarowe gospodarstwo, lasy, połowę majątku dostanie w spadku wnuczka. Nasz 21-letni syn kocha Anię, która jest jego chrześnicą, jak siostrę. Nie wyobrażamy sobie, żeby sąd przyznał dziecko ciotce. Gdyby żyła tamta babcia, byłoby inaczej, wtedy mielibyśmy do niej równe prawa, ale ciotka to zupełnie co innego. Wnuczka bywała u nas prawie w każdą sobotę i niedzielę, świetnie się z nami czuła. A córka tylko dlatego zamieszkała w Oksie a nie u nas, że tam miała bliżej do pracy. Duży dom budowaliśmy z myślą o niej.

Wnuczka należy się nam

Babcia Mirka uważa, że za kilka lat dzieci ciotki zaczną dyskryminować Anię, będą nastolatkami i ona nie będzie dla nich żadnym towarzystwem. Dadzą jej odczuć, że nie jest ich prawdziwą siostrą, będzie się tam czuła jak ktoś gorszy. - Z drugiej strony ta kobieta przecież może sobie jeszcze urodzić własne dzieci, jest młoda - denerwuje się dziadek. - Życzę jej pięć dorodnych zdrowych dzieciaków. Dlaczego wyciąga rękę po naszą wnuczkę, wsadza się w nie swoje gniazdo? Ma własną rodzinę, dwoje biologicznych dzieci i męża, który wcale nie jest zainteresowany Anią. Nie chcemy nikomu zarzucać niecnych pobudek, ale to, że rodzina zastępcza otrzymuje jakieś pieniądze na wychowanie dziecka nie jest bez znaczenia. Ja w życiu nie korzystałem z żadnych pożyczek, wszystkiego się dorobiłem własną ciężką pracą, a sąd niech zbada jaką oni mają sytuację finansową. - Dlaczego oni ukryli przed nami, że zamierzają starać się o opiekę nad naszą wnuczką - oburza się babcia Mirka. - Przychodzimy do sądu z własnym wnioskiem, a tam nas informują, że już są chętni do zajęcia się naszą Anią. Przeżyliśmy szok - mówią państwo Mirka i Stanisław.

Zapewniają, że z wychowaniem małej nie byłoby żadnego problemu, dziadek mówi, że chętnie woziłby ją do przedszkola, a potem gdy będzie starsza do szkoły do Nagłowic. Obok nich mieszka nauczycielka, która w razie potrzeby będzie mogła pomóc jej w lekcjach, gdyby oni czegoś nie wiedzieli. Dadzą z siebie wszystko, żeby prawidłowo się rozwijała. Babcia ma bardzo dużo wolnego czasu i spokojnie może zająć się dzieckiem. Gospodarstwo jest w pełni zmechanizowane, jest nowoczesny sprzęt i z pracą można uporać się bardzo szybko. - Nie wierzę w to, że jak przyznaliby Anię ciotce, to my moglibyśmy się z nią widywać - denerwuje się dziadek. - Już teraz trzy razy nie zastaliśmy dziecka, a co byłoby później, mogliby nam zamknąć drzwi przed nosem. Wnuczka musi należeć do nas.

O tym, kto będzie wychowywał Anię, rozstrzygnie ostatecznie sąd. Na razie obie rodziny nie wyobrażają sobie swojego życia bez dziecka. Zapowiadają, że w razie niekorzystnego dla nich wyroku będą walczyć o dziewczynkę przez lata.

Kto ma prawo do dziecka?

Beata Rogowska, dyrektor Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego w Kielcach, w którym są przygotowywani kandydaci na rodziców zastępczych: - Najlepiej byłoby, gdyby obie skłócone rodziny porozumiały się między sobą. Są to bardzo trudne sprawy, zwłaszcza gdy obie strony kochają dziecko, ale na takim porozumieniu najbardziej skorzystałaby dziewczynka, która przecież chce mieć i dziadków, i ciocię. W tym przypadku nie najważniejsze jest pokrewieństwo, tylko więzi łączące bliskich z dzieckiem. Przecież gdyby dziewczynka trafiła przykładowo do dziadków, to ciocia mogłaby ją odwiedzać i na odwrót, zamieszkanie z ciocią nie przekreśliłoby kontaktów z dziadkami. Można podzielić się obowiązkami i żyć w zgodzie. Rodziny powinny być przebadane w Ośrodku Diagnostycznym, psycholog powinien stwierdzić, gdzie i z kim mała lepiej się czuje. W przypadku, gdy rodziny nie dojdą do porozumienia i nie zaakceptują wyroku sądu, dziewczynka może też trafić do niespokrewnionej rodziny zastępczej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie