MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Klaudia Janas, laureatka Dzikiej Róży w Kielcach dla najpopularniejszej aktorki bez tajemnic: Jestem typem szalonego, ale ciepłego serca

Lidia Cichocka
Lidia Cichocka
Klaudia Janas
Klaudia Janas archiwum prywatne
Aktorka Klaudia Janas sezon, w którym zadebiutowała na scenie kieleckiego teatru imienia Stefana Żeromskiego zakończyła zdobyciem kilku nagród, od czytelników „Echa Dnia” a także tej najważniejszej: Dzikiej Róży od publiczności. Zobaczcie jej niesamowite zdjęcia z instagrama.

Wręczenie nagród w Plebiscycie o Dziką Różę relacjonowaliśmy na bieżąco:

Oto wywiad z Klaudia Janas.

Zobaczcie niesamowite zdjęcia Klaudii Janas z instagrama.

Pojawiając się na scenie po odbiór kolejnych nagród mówiła pani o swoich marzeniach bycia aktorką. Rzeczywiście to pragnienie pojawiło się w wieku 6 lat?
Tak, byłam wtedy w przedszkolu w mojej rodzinnej miejscowości, wsi Suskowola. W konkursie recytatorskim w Miejskim Domu Kultury w Pionkach mówiłam wiersz „Samochwała”. Wygrałam ten konkurs i powiedziałam mamie: - Chcę być aktorką, to jest moje największe marzenie. Oczywiście, ponieważ miałam 6 lat, było to bagatelizowane – małe dziewczynki marzą o byciu aktorkami, księżniczkami, piosenkarkami. Jednak ja z każdym rokiem upewniałam się, że to jest to. Moja pasja do recytowania głównie wierszy rosła, także za sprawą polonistek, na które trafiłam w gimnazjum. Gdy miałam 14 lat dołączyłam do amatorskiego teatru Maska w szkole. Występowałam na wszystkich uroczystościach szkolnych, w jasełkach. Pamiętam, że w „Dziadach” grałam guślarza, a w „Balladynie” Balladynę właśnie: Co moje ręce zrobiły? Tu krwi plama... Często dostaję role mroku, w szkole teatralnej w Łodzi moim debiutem była „Mewa” Czechowa w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego i tam wcieliłam się w rolę Maszy: – Dlaczego pani ubiera się na czarno? - To żałoba po moim życiu. Moje bohaterki walczą z uzależnieniami, lubią alkohol, mają złamane serce, czują niechęć do życia i tak dalej...

Wybór Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej wynikał z faktu, że była pani bardziej zainteresowana filmem niż teatrem?
Nie. Wcześniej poszłam do liceum aktorskiego Lart Studio do Krakowa, 300 km od domu, bo to było naprawdę ogromne moje marzenie. Mam to szczęście, że rodzice wspierali i nadal mnie wspierają. Mieszkałam w bursie, byłam przytłoczona Krakowem, jego ogromem w porównaniu do mojej wsi, gdzie po prostu jest gospodarstwo wiejskie, polna droga itd. Ale zakochałam się w Krakowie i w krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych. Ta szkoła to był mój pierwszy wybór, drugi: łódzka filmówka, potem Warszawa i Wrocław. Zdawałam wszędzie by zwiększyć szanse, bo na 1000 osób zdających jest 20 miejsc, a na nie przyjmują np. tylko 9 dziewczyn. Tak było na moim roku. Dostałam się za drugim razem. Teraz bardzo się cieszę, że to było to miejsce. Inne nie były dla mnie mimo, że dochodziłam do finałów.

A porównując pracę na planie filmowym i w teatrze?
Najbliższy mojemu sercu jest teatr. Wynika to z relacji jakie powstają między ludźmi. Praca przy tworzeniu spektaklu trwa dłużej a kiedy jesteśmy na etatach współpracujemy ze sobą po kilka lat, spędzamy razem bardzo dużo czasu. Plan filmowy czy serialowy jest inny, szybszy. Czasami przygotowania, próby w 2 – 3 osoby trwają dłużej i wtedy powstają między aktorami więzi, ale zazwyczaj to jest jakaś dzikość. W teatrze ten proces bycia z reżyserem, scenografem, dramaturgiem, to szukanie w sobie najgłębszych emocji jest bardzo intensywne i rozwijające.

Na gali Plebiscytu o Dziką Różę wspominała pani o swoich staraniach o etat w kieleckim teatrze. Nikt nie odpowiedział na pani maila, coś jednak zmieniło...
Po zrobieniu dyplomu wiedziałam, że trzeba szukać pracy. Najbezpieczniejszy, pozwalający się rozwijać i mieć płynność finansową jest etat w teatrze, a nie gościnne występy. Mój agent z Carte Blanche posiadający ogromną wiedzę o polskich teatrach, którego prosiłam o radę zapytał czy zależy mi na Warszawie. Stwierdziłam, że nie, ważniejszy jest dyrektor/dyrektorka – osoba kompetentna, inteligentna, wrażliwa, empatyczna, zapraszająca ciekawych reżyserów i wtedy usłyszałam: Kielce, teatr z bardzo ciekawym repertuarem, świetnymi aktorami. Miejsce też wydawało się dobre, blisko Warszawy i mojego domu rodzinnego, blisko Krakowa. Gdyby były castingi do seriali czy filmów można zdążyć. Zdecydowałam, że uderzam. Miałam rekomendację od Gabrysi Muskały, mojej profesorki, aktorki, która wyreżyserowała nasz dyplom „Błazny”. Napisałam maila, załączyłam CV, fragmenty dyplomu, ale odpowiedzi nie dostałam. Po dwóch tygodniach zaczęłam więc rozsyłać swoje podanie gdzie indziej, w międzyczasie dostałam nagrodę na Festiwalu w Łodzi za rolę „Maszy”, ale propozycji nie było.

Tak minęły 2 lata. Przeprowadziłam się do Warszawy i zaczęłam pracować w gastronomii jako kelnerka. Polubiłam wszystkie facebookowe strony teatrów, bo tam często pojawiają się informacje o castingach. Najwięcej było tych do musicali. To nie jest dla mnie, musical to nie jest moja mocna strona.

Ale pojawił się też nabór do roli Lauren Bacall w sztuce „Żywot i śmierć pana Hesha Libkina z Sacramento w stanie Kalifornia”, reżyseruje Łukasz Kos. Zaakceptowano mój wygląd, przeszłam do drugiego etapu i scenę rozmowy z Mildred Bobek, nagrałam w trzech wariantach. Oczywiście nie sprawdziłam wcześniej, że Bacall to połączenie Audrey Hepburn i Marlin Monroe, intuicyjnie zagrałam jedną wersję wyniosłą, drugą komiczną a trzecią bardzo mroczną. Dostałam zaproszenie na finał. Było nas 9 dziewczyn, wszystkie przyszłyśmy w futrach, ja swoje pożyczyłam od kolegi muzyka z „Regeneracji”. Stresowałam się, ale czułam, że mi dobrze poszło a potem dostałam informację, że dziękują, ale ktoś inny został wytypowany. To była Dominika Walo, moja koleżanka za studiów. Siedziałam wtedy w kawiarni na Islandii, warunki atmosferyczne sprzyjały łzom więc popłakałam sobie, że się znowu nie udało, że to mogłaby być furtka by dostać etat.

Ostatecznie jednak zagrała pani Lauren Bacall...
- Tak, bo dwa miesiące później Dominika dostała główną rolę w zagranicznym filmie i potrzebne było nagłe zastępstwo. Zapytano mnie czy chcę je zrobić w 1,5 dnia? Byłam zestresowana, spektakl trwa 4 godziny, ale i pełna dobrych emocji. A potem zadzwoniłam do sekretariatu, bo już nie byłam anonimowa, z prośbą o spotkanie z dyrektorem. Mieliśmy się spotkać dzień po ubiegłorocznej gali Dzikiej Róży. Ale ponieważ spotkanie miało się odbyć o godzinie 10 przyjechałam wcześniej do kolegi ze szkoły, Kuby Golli, który już od roku był w teatrze. Na bankiecie dyrektor podszedł. Okazało się, że jutro ma bardzo dużo innych spraw związanych z remontem i możemy porozmawiać teraz. Zaprosił mnie do zespołu, miałam zagrać w „Baśni o wężowym sercu”.

Ta premiera się jeszcze nie odbyła a pani zagrała w trzech innych sztukach, w których zauważyli ją widzowie. Zanim jednak o nich porozmawiamy, wróćmy do filmowego dyplomu studentów filmówki, filmu „Błazny” mówiącego o nich samych. To była tylko rola czy coś więcej?
Ten film był ważny, pracę nad nim zaczęliśmy na trzecim roku. Z prof. Gabrysią Muskałą mieliśmy zajęcia z improwizacji, to miał być jej debiut fabularny. Razem z siostrą napisały scenariusz, ale wiele scen jest wynikiem naszych improwizacji, które Gabrysia rejestrowała na zajęciach. Jest to osobista historia, temat bycia studentem aktorstwa, to z czym się to wiąże, jaki niesie ze sobą bagaż, co się dzieje wewnątrz szkoły. Ludzie z zewnątrz myślą: studenci aktorstwa mają super a my poruszamy w filmie trudne i ważne dla nas tematy: rywalizacji, niesprawiedliwości, a także osamotnienia - mimo że jesteśmy dosyć zżytą grupą - nasze studia to nie siedzenie i notowanie wykładów tylko uruchamianie w sobie najgłębszych emocji, bo profesor tego wymaga. Te przeżycia nas zbliżają. Film będzie dla nas ogromną pamiątką, kiedy spotkamy się za 30 lat. To jest zwieńczenie naszych 4-letnich zmagań i spełniania marzeń. Teraz jeździmy z nim po festiwalach.

Przychodząc do Kielc bała się pani tego samego: rywalizacji, osamotnienia?
Bałam się. Staram się sobie radzić z rywalizacją, zazdrością, poczuciem bycia gorszą przez to, że ktoś inny coś dostał. Zastanawiałam się jak to będzie, ale czułam się tutaj bardzo zaopiekowana. Dostałam zastępstwo za Dominikę, Ania Antoniewicz wzięła mnie pod swoje skrzydła i przeprowadziła przez próby, bezpiecznie. Praca z Anetą, Dagną i Ewelą w „Nie wszyscy pójdziemy do raju”, to była pierwsza moja premiera. Dziewczyny są fajne, otwarte, można z nimi porozmawiać. Nie czuję się intruzem. Myślę, że gdybym zadzwoniła do kogokolwiek z zespołu z jakąś prośbą to wiem, że ci ludzie są. I chyba wiedzą, że ja też jestem dla nich. Zresztą mieszkamy na osiedlu blisko siebie: ja, Mateusz, Ania, Dagna, Kuba więc umawiamy się razem. Nie czuję się tutaj samotna a przecież nie jest to moje rodzinne miasto, nie mam tu kolegów po studiach i zastanawiałam się czy się odnajdę.

Zagrała pani 3 duże role, wiedziała pani o tych planach obsadowych przychodząc?
Nie, informacja, że wchodzę szybko w pierwszą produkcje była zaskoczeniem. Kolejne, dopiero w marcu, miały być „Krwawe gody”. Pomyślałam, że mam taką lukę to zgłoszę się na casting do serialu „Na sygnale”. A potem dostałam informację, że Marta Streker reżyserująca „Helgi, syn Jona” wybrała obsadę. Ona wygrała konkurs na reżyserię tego spektaklu, nie znała zespołu i poprosiła o materiały, mnie widziała jako Betty i zaprosiła do pracy razem z Jackiem Mąką, Łukaszem Pruchniewiczem. Powiedziałam o serialu, zdając sobie sprawę, że teatr to moje pierwsze miejsce pracy a telewizję nie obchodzą moje zajętości. Marta Streker poszła mi na rękę. Ponieważ w jednym miesiącu miałam 12 dni zdjęciowych i to w trakcie prób, upchałam te dni w poniedziałki, kiedy w teatrze jest wolne, było kilka niedziel i ostatecznie udało się to zrobić: zrobiłam premierę i byłam w serialu. Kosztowało mnie to dużo energii i dużo zdrowia. Wyglądało to tak: po skończonej próbie w Kielcach wsiadałam w samochód, jechałam do Warszawy. Docierałam przed północą o 5.40 pobudka, bo o 6 zaczynały się zdjęcia. Czułam to w ciele, mimo że dbam o siebie, zdrowo się odżywiam, staram się wysypiać i ćwiczyć.

Trzy bohaterki: Betty, Katrin i Panna Młoda to dziewczyny poturbowane przez życie, z problemami. Chciałaby pani zagrać kogoś innego?
Boję się szufladkowania. Widzę to po moim koledze Sebastianie Deli, z którym rozmawiałam o tym. On robi karierę w filmie i serialach - typowy Seba, łysy, dobrze zbudowany i tak był obsadzany, po warunkach. Jest bardzo zdolny, gra świetnie i nie chce być zaszufladkowany. Ja też chcę tego uniknąć, ale z moimi warunkami może być trudniej. Na studiach mi mówiono, że jest we mnie taki mrok, miałam burzę loków, która przysłaniała moją drobną twarz. Z tą charakterystyczną urodą nie pasuję do wielu ról, bardzo trudno byłoby mi odnaleźć się w roli długowłosej blondynki czy Słowianki. Rola Lauren Bacall – kobiety z klasą, spokojem, tym bagażem doświadczań, mimo że mała, była dla mnie najtrudniejsza. Ona nie była „po warunkach”, Łukasz Kos chciał bym inspirowała się nią, a ją uczono jak ma patrzeć do kamery. Ja musiałam odnaleźć w sobie taki rodzaj elegancji, wyniosłości a ja jestem raczej typem szalonego, ale ciepłego serca, rozdygotanego. Będę robiła wszystko by nie być w szufladce a te role, które nie są mi bliskie ze względu na moje warunki, były wiarogodne i wyjątkowe. Tak jak Dawid Ogrodnik, który jest świetnym aktorem i potrafi się wcielić w każdego, dowodem jest jego rola ks. Kaczkowskiego. Chciałabym tak grać.

Zobaczcie niesamowite zdjęcia Klaudii Janas z instagrama.

Marzy pani o jakiejś roli, gatunku?
Chciałabym zagrać w filmie albo serialu kostiumowym, to mało realne, w teatrze może szybciej do zrealizowania. Chociaż zawsze mam wątpliwości, bo te kobiece role są słabe. O tym, co się dzieje decydują mężczyźni. Mnie się marzy raczej kobieta jadąca konno w barokowej sukni, która o coś walczy. Albo kino gangsterskie, widziałam teraz serial „Prosta sprawa” z Mateuszem Damięckim i Magdą Wieczorek, która wciela się w dziennikarkę, ale ze spluwą też sobie świetnie radzi. Polskie kino akcji jest coraz lepsze więc rola gangsterki, która w słusznej sprawie musi wykraść milion to byłoby super.

Ratowniczka Karolina, którą pani gra w „Na sygnale” ma trochę tych cech, które pani lubi. Nie ma spluwy, ale koło potrafi odkręcić...
W opisie Karoliny, który dostałam do castingu napisano: wychowana przez ojca, który nauczył ją majsterkować, świetnie radzi sobie za kółkiem, szybka: zanim pomyśli to już to wykona. Pomyślałam, że w dużej mierze to ja: tata pracował za granicą, ale przyjeżdżając na wakacje do domu nauczył mnie majsterkowania i wszystkiego związanego z ręcznymi robotami domowymi. Zaraził pasją do motoryzacji, uwielbiam samochody i jazdę nimi. Pomyślałam: nagram się i tu też zaważył mój wygląd. Ścięłam włosy, bo wcześniej castingowałam do roli blondynki Britney – nagrywałam chociaż wiedziałam, że to nie dla mnie. A Karolina, jak obserwuję ją przez te kilka miesięcy, chociaż postrzegana jest jako czarny charakter, bo zakochała się w żonatym mężczyźnie, ma ogromne serce, pomaga innym jak tylko może. Na akcjach nigdy się nie poddaje, potrafi wiertarką z igłą doszpikową odbarczyć krew z mózgu.

Pani wiedza medyczna poszerzyła się w związku z tą rolą?
Śmieszne, ale tak. Mamy na planie medyka, który dba byśmy nie popełniali błędów odnoście czynności czy słownictwa. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała przenieś tego w realne życie, pierwszej pomocy potrafię udzielić, ale to już od czasu liceum.

Serial będzie miał ciąg dalszy, wiadomo co zmieni się u Karoliny?
Tego zdradzić nie mogę. Poprzednia seria skończyła się zawieszeniem, nie wiadomo jak potoczą się jej losy. Ciąg dalszy nastąpi po wakacjach, właśnie kręcimy do niego zdjęcia. W piątek cały dzień jestem na planie i czekam na planer na lipiec.

Widzowie zaczynają panią rozpoznawać?
Tak, zdarza się to coraz częściej, w sklepie czy na spacerze na Cedzynie. Staram się grać Karolinę najlepiej jak potrafię. Nie wstydzę się tego, traktuję to jako szansę na przebicie się dalej. Piotr Trojan grywał kelnerów, potem komisarza Alexa a teraz jest jednym z najlepszych aktorów. Ja też daję sobie czas na rozpęd.

Mimo wszystko planuje pani jakieś wakacje?
W sierpniu wracam, bo rozpoczynają się próby wznowieniowe do „Widnokręgu”, z którym lecimy na Islandię. Ogromnie się z tego cieszę. Na Islandii byłam już dwa razy, ogromniej ją lubię, ta natura mnie pochłania. Nawet zastanawiałam się czy tam nie zamieszkać. Teraz lecimy z całym zespołem by zagrać na tamtejszej scenie. Prywatnie lecę do Norwegii na 12 dni by podróżować camperem. Przyjaciel, do którego lecimy a z którym byliśmy na Islandii, mówi, że Norwegia jest jeszcze bardziej pochłaniająca więc już nie mogę się doczekać.

Kim jest Klaudia Janas?

Klaudia Janas ma 27 lat. Absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. L. Schillera w Łodzi. W Teatrze im. Stefana Żeromskiego pracuje od 2023 roku. Gra w serialu „Na sygnale", występowała także w serialach: „Mecenas porada" (2 sezon), „Skazana" (2 sezon) oraz filmie „Błazny" reż. Gabriel Muskała (2023).

Najważniejsze role:

  • Panna Młoda w „Krwawe gody" Federico Garcii Lorci, reż. Kuba Kowalski, 2024
  • Katrin w „Helgi, syn Jóna" Tyrfingura Tyrfingssona, reż. Marta Streker, 2024
  • Betty w „Nie wszyscy pójdziemy do raju" na podst. książki Olgi Górskiej, reż. Karolina Szczypek, 2023
  • „Mewa" reż. Grzegorz Wiśniewski, Teatr Studyjny w Łodzi, 2020

Nagrodzona Dziką Różą Publiczności, 2024 oraz nagrodą aktorską na 39. Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi za rolę Maszy w spektaklu „Mewa".

Zobaczcie niesamowite zdjęcia Klaudii Janas z instagrama.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Lady Pank: rocznica debiutanckiej płyty

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie