Przypomnijmy. Spędził tu kilka wojennych miesięcy, wykupiony przez kieleckiego krawca za paczkę papierosów albo flaszkę wódki od niemieckiego żołnierza, pilnującego transportu dzieci, wiezionych z Zamojszczyzny gdzieś na Zachód.
Jan Kamiński, założyciel i długoletni prezes Irish-Polish Society, właściciel pierwszego w Irlandii biura podróży, mocno zaangażowany w życie irlandzkiej Polonii, szukał w Kielcach śladów swojego dzieciństwa.
NAZWISKA NIE PAMIĘTA
Kim był ten krawiec, który uratował dziecku życie, jak się nazywał, Jan Kamiński nie pamięta. Miał wtedy może dziewięć, może dziesięć lat. Wie, że w domu krawca było mu dobrze i że krawiec uczył go obszywać dziurki przy ubraniach. Mieszkał gdzieś niedaleko dworca, trochę w bok od głównej ulicy. I być może byłby przeżył wojnę w Kielcach, gdyby nie fakt, że pojechał na kolonie gdzieś pod miasto. I kiedy kąpał się z chłopcami w stawie, zobaczyli, że jest obrzezany. Bo Janek Kamiński był żydowskim dzieckiem z Biłgoraja i naprawdę nazywał się Chaim Zybner. Znów musiał uciekać.
POMAGAŁ LUDZIOM
Historię Jana Kamińskiego opisaliśmy w "Relaksie". Zapytaliśmy czytelników, czy może pamiętają kieleckiego krawca, który ocalił życie chłopcu imieniem Janek.
Pierwsza zadzwoniła do naszej redakcji Danuta Staniszewska. W czasie wojny chodziła na Piotrkowską. Pamięta, że przy ulicy Focha (dzisiaj Paderewskiego), w domu, gdzie dziś jest Spółdzielnia Lekarska, miał swój zakład znany kielecki krawiec Ignacy Malik. - Małego Janka mógł uratować pan Ignacy. To był znany krawiec, dobrze zarabiał, ale i dużo pomagał ludziom. U niego zawsze kręciło się kilkoro dzieci z rodziny, które karmił i wychowywał. Chodziliśmy się z nimi bawić przy Plantach. Być może był też wśród nich mały Janek.
Do redakcji przyszedł też wnuk Ignacego Malika, Robert Cieślik. - Gdy przeczytałem artykuł, pomyślałem, że krawcem, o którym piszecie, mógł być mój dziadek. Ja znałem go niewiele, gdyż zmarł wkrótce po moim urodzeniu, ale słyszałem od rodziny, że był to człowiek, któremu żyło się nieźle, ale który był też zaangażowany w działalność konspiracyjną i sporo pomagał ludziom.
NA WSPÓLNEJ
Ignacy Malik mieszkał w swoim domu przy ulicy Wspólnej. To pasuje do opisu zapamiętanego przez małego Janka, który pamięta, ze mieszkał u krawca w bocznej ulicy niedaleko dworca.
- Dziadek miał dwoje własnych dzieci, być może to on przygarnął tego chłopca. Wiem, że cieszył się opinią dobrego człowieka i dobrego fachowca, wykształcił wielu mistrzów krawiectwa, bo sami mi o tym mówili - mówi Robert Cieślik. Niestety, nie żyją już moi rodzice ani syn dziadka, którzy mogliby coś więcej o dziadku opowiedzieć.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?