Szczególnie w sobotnim meczu rywale z Kwidzyna postawili faworyzowanym kielczanom twarde warunki.
Faworyci nie zawodzą - Vive dwa razy ograło MMTS, a płocka Wisła prowadzi 2:0 z AZS AWFiS Gdańsk. Co nie znaczy, że teoretycznie mocniejsze zespoły wygrywają w półfinale bez problemów.
Pierwszy, sobotni mecz pokazał, że MMTS nie musi być dla kielczan łatwym orzechem do zgryzienia. Wprawdzie w 11 minucie gospodarze objęli prowadzenie 6:3, ale to ich najwyraźniej uspokoiło.
W POPRZEK BOISKA
- Zaczęliśmy grać w poprzek boiska, trafialiśmy piłką w Suchowicza, robiliśmy błędy w obronie - wyliczał później najskuteczniejszy zawodnik meczu Rafał Gliński. - Strasznie się denerwowałem, bo drużyna grała zupełnie co innego niż to wałkowaliśmy przez cały tydzień na treningach. Poza tym grała bez zaangażowania, zawodnicy nie wracali do obrony i Kwidzyn rzucał łatwe bramki z kontry. Nasze rzuty były oddawane z dwunastego metra, nic dziwnego, że ledwo dolatywały do bramki - komentował pierwszą połowę w wykonaniu swojej drużyny trener Vive Bogdan Wenta. - Graliśmy agresywnie w obronie i zespołowo w ataku - oceniał trener MMTS Zbigniew Markuszewski.
Wenta już w 18 minucie musiał wziąć czas, a w tym momencie goście wygrywali 8:7. Co gorsza, kielczanie rozgrzali bramkarza MMTS Sebastiana Suchowicza, który seryjnie bronił ich rzuty (do przerwy 13 udanych interwencji), dobrze współpracował z dość ruchliwą obroną swojego zespołu i uruchamiał kontrataki - w 21 minucie po szybkiej akcji wykończonej przez Michała Pereta goście wygrywali już 10:7. Wenta rotował składem, wprowadzał na boisko kolejnych zmienników, ale ci wcale nie grali lepiej niż ci, których zmieniali. Dwu-trzy bramkowa przewaga kwidzynian utrzymywała się już do końca tej połowy.
ZMIANA O 180 STOPNI
Na druga połowę kielczanie wyszli po długiej naradzie. Ale najwyraźniej przyniosła ona skutki, bo kibice oglądali zupełnie inny zespół gospodarzy. Wprawdzie szybko karę dostał Piotr Grabarczyk, a za moment Dmitrij Marhun doprowadził do wyniku 11:15, ale sytuacja na boisku powoli zaczęła zmieniać obraz. Wprawdzie przez kilka kolejnych minut zawodnicy Vive ciągle byli nieskuteczni, ale nareszcie właściwe przełożenie znalazła defensywa naszego zespołu. Od stanu 13:17 (36 minuta) MMTS nie skończył rzutem siedmiu akcji z rzędu, popełniając proste błędy, po części wymuszone obroną Vive, po części wynikające z własnej niedokładności. - Nawet trudno mi wytłumaczyć, skąd się wzięły te błędy, ale było ich zdecydowanie za dużo, aby tak mocny zespół jak Vive tego nie wykorzystał - mówił obrotowy MMTS Tomasz Witaszak.
OBRONĄ I KONTRĄ
Bo rzeczywiście kielczanie natychmiast to wykorzystali i w 18:17 po czwartym kolejnym sfinalizowanym kontrataku (Bartosz Konitz) wyszli na prowadzenie 18:17. Goście odpowiedzieli jeszcze golem, ale kolejne cztery znów były autorstwa miejscowych, z czego aż trzy dobył Rafał Gliński, ze stoickim spokojem i wielką precyzją egzekwując rzuty karne. Ostatnia nadzieja gości zabłysła w 53 minucie, gdy po golu Tomasza Witaszaka Vive prowadziło 24:20, ale końcówka spotkania to już masakra kwidzynian, którzy odbijali się od kieleckiej obrony, wspieranej przez Kazimierza Kotlińskiego, jak od ściany, a pod swoją bramką zajmowali się głównie wyciąganiem piłki z siatki. Drugą połowę nasza drużyna wygrała... 19:6!
MNIEJ EMOCJI
Nieco mnie emocji było w niedzielnym pojedynku. Wprawdzie goście objęli prowadzenie 3:1, ale Vive szybko odrobiło straty i w 13 minucie, podobnie jak w sobotę, prowadziło 6:3. Gospodarze nie powtórzyli jednak błędu z soboty i mimo że ich prowadzenie długo nie osiągało jakichś pokaźnych rozmiarów, to jednak cały czas utrzymywało się na w miarę bezpiecznym poziomie. Dobrze zaczął mecz Paweł Podsiadło, zaskakująco, mocno i celnie rzucał Tomasz Rosiński, a bramkarz MMTS już nie stanowił tak trudnej przeszkody. Wprawdzie kwidzynianom udało się kilka razy znaleźć lukę w obronie rywala, ale gra Vive w tym elemencie była zadowalająca. Brakowało trochę skuteczności przy wykańczaniu kontrataków.
POWTÓRKA Z OBRONY
I tak jak w sobotę, również w niedzielę po przerwie Vive odjechało Kwidzynowi w siną dal. Wystarczyła jeszcze większa agresja w defensywie, przytomne interwencje Kotlińskiego i znów goście nie mogli się przedrzeć przez kielecką ścianę. Między 31 a 51 minutą MMTS zdobył tylko trzy gole (notując przy tym 11-minutowy okres gry bez trafień), w tym zaledwie jednego z ataku pozycyjnego! W tym okresie na bramkę Artura Gawlika sunęły seryjne kontry kielczan, kończone zwykle przez Mateusza Jachlewskiego. Potem gospodarze nieco poluźnili szyki obronne i zespół z Kwidzyna zdobył kilka bramek, ale w tym momencie nie miało to już żadnego znaczenia.
Trzeci pojedynek obu zespołów odbędzie się w sobotę, 2 maja, w Kwidzynie, jeśli nie da on rozstrzygnięcia, nazajutrz drużyny zagrają po raz kolejny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?