Ponieważ zachwyciła słuchaczy Festiwalu im. Krystyny Jamroz interpretacją prowadząca spotkanie, Karolina Kępczyk zapytała o przygotowanie do tak wymagającej roli.
Praca nad rolą w operze to nie tylko kwestia muzyki i śpiewu. To konieczność poznania kontekstu – tłumaczyła Joanna Woś. Dlatego, kiedy jej macierzysta opera w Łodzi postanowiła wystawić „Madamę Butterfly” Pucciniego śpiewaczka poszerzała swą wiedzę o historii i kulturze Japonii. - Chciałam zrozumieć moją bohaterkę a bez takich studiów nie byłabym w stanie – wyjaśniała. - Japońska kultura jest tak różna od naszej, że patrzenie na postać z naszej, współczesnej, europejskiej perspektywy byłoby błędem.
- Przede wszystkim moja bohaterka jest 15-latką, która przeszła szkołę gejsz. Jest wykształconą, znającą się na muzyce, poezji, prowadzeniu rozmowy, ale jednak dziewczynką. My często mylimy gejsze z prostytutkami, to błąd. Co prawda ten pierwszy raz z nią mężczyzna (przyszły opiekun) kupował a wygrywał ten, który dał najwięcej, jednak gejsza była osobą do towarzystwa a nie kurtyzaną.
Butterfly marzyła o innym życiu, wierzyła, że ślub z amerykańskim porucznikiem pozwoli jej na to i w swoim dziewczęcym zakochaniu nie przypuszczała, że dla niego to tylko zabawa.
Dlatego czeka, kiedy on wyjeżdża do ojczyzny, odrzuca innych adoratorów, w tajemnicy wychowuje jego syna. Powrót porucznika nie oznacza jednak jej szczęścia, on ożenił się. Co więcej, zgodnie z prawem, może zabrać jej syna, który po ojcu był Amerykaninem. Japońskiej kobiecie w takiej sytuacji nie pozostawało nic innego jak honorowe samobójstwo.
Ta rola tak pełna skrajnych emocji, od uniesienia i zachwytu do rozpaczy wymaga poszukania w sobie takich emocji, uczuć, wyobrażeń, by wiarygodnie je pokazać i poruszyć widzów. Letnie emocje nikogo nie interesują – tłumaczyła Joanna Woś przyznając, że każda rola zostawia ślad w psychice. - Nie da się zejść ze sceny i zapomnieć. Te przeżycia zostają w nas.
Partia Madamy Butterfly należy do jednej z najtrudniejszych. - Chociaż gejsza ma 15 lat to śpiewać tę partię mogą tylko dojrzałe śpiewaczki, te młode mogą sobie zrobić krzywdę i nie dokończyć spektaklu – zdradzała kulisy Joanna Woś. - Już samo wejście Butterfly wymaga od śpiewaczki pokonania bardzo wysokiego progu. W środowisku mówi się: Jak to zaśpiewasz to i reszcie dasz radę. A w finale opery jest kolejna bardzo trudna aria.
- Ja już nie jestem sopranem koloraturowym, jestem inną osobą, inaczej śpiewam, zmieniłam repertuar i bardzo jestem z tego zadowolona – mówiła Joanna Woś komentując nadany jej tytuł królowej polskiego belcanta.- Partie dla sopranu koloraturowego miałam opracowane, znałam je a teraz mam nowe wyzwania. Cieszę się, bo to bardzo rozwijające.
Artystka odniosła się też do pandemii, która zatrzymała wszystkich. - W łódzkiej operze czekamy na zgodę na powrót i pierwszą operą, zapewne po Nowym Roku, będzie „Madama Butterfly”. Pandemia sprawiła, że wszyscy mogliśmy zastanowić się, co jest wżyciu ważne. Można było zająć się domem i samym sobą.
Przestrzegała jednak przed zamknięciem: - Nie dajmy się przestraszyć, nie zrywajmy kontaktów, człowiek to zwierzę stadne, potrzebuje innych. Ja poruszam się normalnie, co ma być to będzie. Wirus jest zjadliwy, ale tak jak na grypę – nie wszyscy chorują – mówiła.
Joana Woś wyznała też, że jej ulubionym miastem jest Rzym: - Tam jest inne życie, ludzie otwarci, mają czas by wyjść na zewnątrz, wypić kawę spotkać się z innymi. Rodziny są blisko, wnuki zaprszają babcie do teatru, opery. Tam jest po prostu inaczej.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?