MKTG SR - pasek na kartach artykułów

FILM: Śluby panieńskie

Autor: Łukasz Muszyński źródło: www.filmweb.pl
Recenzja filmy "Śluby panieńskie".

Nie wiem, co jest gorsze: wybrać się na kolejną polską komedię romantyczną, czy też obejrzeć "Śluby panieńskie" w reżyserii Filipa Bajona. Skutki zetknięcia się z oboma filmami są niby podobne - zawroty głowy oraz nagły przypływ nienawiści do pani z kasy kina za to, że nie powstrzymała nas przed kupnem biletu. Ból zadawany przez adaptację sztuki Aleksandra Fredry jest jednak perfidniejszy. Idąc na polską szmirę z serduszkiem na plakacie, dokładnie wiemy, czego się spodziewać. W przypadku "Ślubów" mamy jednak do czynienia z adaptacją klasyki, obsadzoną i zrealizowaną przez zdolnych ludzi. Dlaczego więc film okazał się nudny i nieśmieszny?

Bajon nie znalazł po prostu sposobu, by ożywić Fredrę. Język sprzed ponad dwóch stuleci brzmi w kinie archaicznie, a momentami wręcz bełkotliwie. Aktorzy recytują, a nie mówią - nie są bowiem w stanie przebić się przez martwy tekst. Filmowe "Śluby panieńskie" to emocjonalny i komediowy skansen, a nie puchnąca od namiętności satyra społeczna.

Reżyser próbował uwspółcześnić sztukę, ale kierunek, w którym poszedł, wydaje się cokolwiek dziwny. Co z tego, że bohaterowie od czasu do czasu korzystają z telefonów komórkowych, czytają kolorowe magazyny, zaś w stodole Radosta znajduje się samochód? Należało w ogóle zrezygnować ze szlachecko-dworkowego anturażu, przenieść akcję w XXI wiek do podwarszawskiego Konstancina i dopiero wtedy okazałoby się, czy "Śluby" rzeczywiście są wciąż aktualne. Tak zrobił chociażby Baz Luhrmann z "Romeem i Julią" - uczynił bohaterów potomkami gangsterskich rodów, podłożył pod to przeboje z radia i zmontował w teledyskowym stylu. Efekt? Szekspir już dawno nie miał tyle wigoru.

Bajon chwali się, że obsadził swoje gwiazdy wbrew ich dotychczasowemu emploi. Młody Stuhr knuje intrygi, Szyc się mazgai, a Żmuda-Trzebiatowska jest pyskata i nienawidzi męskiego rodu. Zabawy wizerunkiem są jednak tylko pozorne i w sumie dość oczywiste. Szyc mógłby zagrać nawet śliwkę-robaczywkę, Stuhr próbował makiawelicznych ról w teatrze, zaś ich piękna partnerka pokazywała siłę i charakter w czerstwym "Ciachu". O wiele bardziej wolałbym zobaczyć Andrzeja Grabowskiego w innej roli niż wąsaty i czerwony na gębie pan dziedzic, któremu na widok worka dukatów świecą się oczka.

Po tragicznym "Quo Vadis" Kawalerowicza wydawało się, że polska kinematografia na dobre pożegnała się ze szkolnymi lekturami. Koszmar powraca jednak wraz ze słabym i niepotrzebnym obrazem Bajona. Zamiast "Ślubów panieńskich" proponowałbym więc śluby kinomanów: Przyrzekam na widza stałość niewzruszoną, uznawać te filmy za chałę skończoną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie