Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fizjoterapeuta z Kielc bardzo dobrze radzi sobie w zawodowym peletonie

Dorota Kułaga [email protected]
W swoim mieszkaniu w Kielcach Łukasz Dudała ma kolekcję koszulek znanych zagranicznych kolarzy, którzy zaistnieli na prestiżowych wyścigach.
W swoim mieszkaniu w Kielcach Łukasz Dudała ma kolekcję koszulek znanych zagranicznych kolarzy, którzy zaistnieli na prestiżowych wyścigach. Dawid Łukasik
Kielczanin Łukasz Dudała jest cenionym fizjoterapeutą kadry Polski i zawodowej grupy Giant Alpecin. Opowiedział nam o kulisach zawodowego kolarstwa, o tym, jak „od kuchni” wyglądają największe toury, jak ta dyscyplina oczyściła się po aferach z dopingiem.

Twoja przygoda z kolarstwem zaczęła się do startów w Cyclo Koronie Kielce. Jak je wspominasz?

Bardzo fajnie. Ścigałem się do wieku juniora, ale doszedłem do wniosku, że zbyt dobrych wyników jako zawodnik nie osiągnę. Tak się złożyło, że kolega zaproponował mi wyjazd na wyścig z niemiecką ekipą. To był 2004 rok. Szybko zrobiłem kurs masażu i pojechałem. Stwierdziłem, że jeśli jako kolarz nie mogę uzyskać tego, na czym mi zależy, nie mogę pojechać na wymarzony Tour de France, to spróbuję jako fizjoterapeuta.

I udało się. Nawet kilka razy...

Tak, na Tour de France i Giro d’ Italia byłem dwa razy, na Vuelta a Espana trzy razy.

Jak wyglądają słynne wyścigi od strony fizjoterapeuty?

To jest kilka tygodni ciężkiej pracy. W 2015 roku miałem Tour de France, pięć dni przerwy, potem Tour de Pologne, siedem dni przerwy i Vuelta a Espana, a po niej od razu mistrzostwa świata w Stanach Zjednoczonych. Dało się to trochę we znaki. Cieszę się, że mam też możliwość wyjazdu z kadrą Polski na te najważniejsze wyścigi. Fajnie współpracuje się z Rafałem Majką, Michałem Kwiatkowskim i innymi naszymi kadrowiczami. Zresztą Rafała i Michała znam od paru ładnych lat. Od tego czasu się nie zmienili, dalej są skromnymi ludźmi. Zaszli daleko, bo mieli talent, niesamowite zdrowie, ciężko pracowali. Każdy z nich postawił na kolarstwo i są tego efekty. Są takie momenty w życiu, że albo się idzie na maksa i osiąga sukces, albo robi coś na pół gwizdka i pozostaje przeciętnym w danej dziedzinie.

Można chyba powiedzieć, że drzwi do tego wielkiego kolarstwa otworzyła Ci współpraca z trenerem Andrzejem Piątkiem.

To prawda. Cztery lata spędziłem w jego grupie Lotto PZU. To było kolarstwo MTB. Jak tylko pojawiła się okazja, żeby przejść na szosę, to od razu przeskoczyłem do zawodowej grupy Mróz. Tam byłem dwa lata. Potem trafiłem do CCC, a następnie do grupy BGŻ, w której ścigał się między innymi Mariusz Witecki z Kielc. I później zdecydowałem się już na wyjazd za granicę. Trafiłem do holenderskiego teamu, który wtedy nazywał się Argos Shimano. Kontynuacją tej grupy jest ta, w której teraz pracuję - Giant Alpecin. To jest holenderska grupa, ale z niemiecką licencją, ze względu na jednego z głównych sponsorów. Startujemy pod niemiecką flagą, ale siedziba klubu, całe szefostwo grupy, serwis są w Holandii. No i jest to grupa World Tour, a więc z najwyższej światowej półki. Ja jestem w niej trzeci rok.

Ile osób pracuje w grupie?

Sto, łącznie z zawodnikami, obsługą, biurem, w którym jest zatrudnionych około czterdziestu osób. Trzy osoby zajmują się samą logistyką. Nie jest łatwo to skoordynować, bo w tym samym czasie w różnych krajach ścigają się trzy drużyny naszej grupy. Dla przykładu - jedna zacznie sezon w Australii, druga będzie na zgrupowaniu w Hiszpanii, a trzecia poleci na wyścig do Dubaju. Ja 22 stycznia lecę na zgrupowanie do Hiszpanii, tam zacznę sezon.

To właściwie żyjesz na walizkach...

Tak, rocznie robimy ponad 100 tysięcy kilometrów, podróżując klubowymi samochodami. Ja w zeszłym roku 220 dni spędziłem poza domem. U nas wygląda to inaczej niż u samych zawodników, bo kolarze dolatują na miejsce, a my ich odbieramy. My jeździmy po całej Europie samochodami. Dwa lata temu wiele kilometrów pokonywałem jeszcze prowadząc klubowy autobus, bo była taka potrzeba. Tak się składa, że mam prawo jazdy uprawniające do prowadzenia autobusów i ciężarówek. Teraz w naszej grupie jest taka strategia, że ciężarówkami jeżdżą mechanicy. Fizjoterapeuci odpowiadają za tę czystszą część pracy, za dowóz kolarzy na start, czyli autobus, za pranie, przygotowywanie jedzenia i napojów. A wracając do początków pobytu w tej grupie, pierwszy rok mieszkałem w Holandii, ale w miarę możliwości przyjeżdżałem do Polski.

Jakim językiem porozumiewasz się w tej grupie?

Angielskim, który stał się językiem numer jeden w kolarstwie. Na drugie miejsce spadł włoski, na trzecie francuski, chociaż radio wyścigu jest jeszcze w tym języku.

W grupie Giant Alpecin jest jeszcze jeden fizjoterapeuta z Polski - Dariusz Kapidura.

Był taki moment, że było nas czterech. Ale zostaliśmy we dwóch - ja i Darek, który jest z Torunia. W zagranicznych grupach kolarskich jestem jedynym przedstawicielem Kielecczyzny. W Polsce pracują jeszcze brat Mariusza Witeckiego - Karol i Michał Giemza, obydwaj są w CCC.

Jesteś w grupie kategorii World Tour, a więc w kolarskiej elicie.

Udało mi się zrealizować to, o czym marzyłem. W kolarstwie zawodowym więcej nie mogę już praktycznie osiągnąć. Mogę zmieniać grupy i miałem już takie propozycje, ale na razie nie zamierzam tego robić. Jestem zadowolony z warunków, które mam w Giant Alpecin.

Na czym polega Twoja praca?

Zazwyczaj zaczyna się dwie-trzy godziny przed kolarzami, czyli między 5 a 7 rano, a na tourach kończymy ją po 23. Przez cały rok w większości mam pod opieką tych samych kolarzy. To nie my wybieramy sobie zawodników, tylko oni nas. Ja mam zazwyczaj niemieckich sprinterów, a nie jest łatwo ich masować, bo mają duże nogi (śmiech). Na dużych wyścigach jest nas pięciu fizjoterapeutów na dziewięciu kolarzy. Czyli mamy po dwóch zawodników, a ten, który prowadzi autobus - jednego.

Kto jest liderem w Waszej grupie?

Mamy kilku bardzo dobrych kolarzy. Niemiec John Degenkolb w zeszłym roku wygrał między innymi Paryż-Roubaix, na koncie ma etapowe zwycięstwa na Vuelta a Espana. Z nim mam najlepszy kontakt, jeśli chodzi o kolarzy. Niezwykle mocny jest Francuz Tom Dumoulin. Na Vuelta a Espana w zeszłym roku do ostatniego etapu był liderem, ostatecznie przegrał o 40 sekund. Mamy jeszcze Francuza Warrena Barguila, który na dziewiątym miejscu skończył Tour de France, a startował w nim po raz pierwszy. To wielka nadzieja Francuzów. Reszta drużyny, która liczy 26 zawodników, jest budowana wokół nich.

W jaki sposób radzicie sobie na przykład z potwornymi upałami?

Mamy różne metody schładzania organizmu. Są kamizelki lodowe. Mają specjalny żel, są zamrożone. Zawodnicy zazwyczaj zakładają je przed startem. Jak są 40-stopniowe upały, to bierzemy do samochodu drugą lodówkę z pończochami z lodem. I jak kolarze przyjeżdżają po bidony, to przykładają je, żeby chociaż trochę się schłodzić. Podczas takiej wysokiej temperatury na wyścigu wypijają aż 250 bidonów. A na każdym dużym tourze idzie zwykle 3 tysiące bidonów.

Jak wygląda odżywianie kolarzy? Macie kucharza, który jeździ z Wami na wyścigi?

Żywimy się w hotelowych restauracjach, ale nie bazujemy na hotelowym jedzeniu. Mamy kucharkę. Mamy też drugą dużą ciężarówkę, przerobioną na kuchnię. Ta kucharka robi zakupy i przygotowuje posiłki dla kolarzy. Zapewnia im jedzenie zaraz po etapie, jak przyjeżdżają do hotelu oraz kolację i śniadanie. Trzeba przyznać, że gotuje bardzo dobrze. My zazwyczaj żywimy się w hotelach. Mogę zdradzić też ciekawostkę. W naszej grupie hitem są ostatnio ciastka ryżowe. Gotujemy ryż z dodatkiem białka na słodko lub na słono. Wychodzą dobre ciasta, kroimy je, pakujemy w sreberka. Zawodnicy biorą je do kieszeni, bardzo im smakują. Moda na to przyszła z Wyścigu dookoła Kalifornii.

Kolarstwo przeżywało trudne chwile, głośno było o aferach dopingowych. Już się oczyściło?

Tak. Doping był zmorą tej dyscypliny. Była też nagonka na ten sport. Kolarstwo samo się z niego oczyściło, musiało to zrobić. W kolarstwie i biathlonie jest teraz najwięcej kontroli antydopingowych. Na Tour de France niektórzy kolarze mają nawet trzy kontrole dziennie. Takie, które nie były zapowiedziane. W sumie było ponad 800 kontroli. I żadnej pozytywnej. O 6 rano przedstawiciele komisji przyjeżdżają do hotelu, mogą przeprowadzać kontrole do 23. Biorą zawodnika na kontrolę nie zważając, że później ma etap. Poza tym kolarze mają paszporty biologiczne. Mają wyznaczone średnie wartości krwi. Są też systemy Adams, z miesięcznym wyprzedzeniem muszą podać, gdzie będą w danym dniu. Jeżeli byłbym kolarzem, musiałbym napisać, że w tym czasie będę w Kielcach. W każdej chwili mogliby tu przyjechać i wziąć mnie na kontrolę. Jeżeli nie byłoby mnie na miejscu, to miałbym pół godziny, żeby dojechać. Jeżeli bym się nie stawił, to dostałbym pierwszą żółtą kartkę. A dwie żółte kartki powodują, że jestem pozytywny. A jak ktoś jest pozytywny, nikt nie podpisze kontraktu. Dlatego nasi kolarze nawet jak idą do kina, to nie wyłączają telefonu.

W kolarstwie klubowym dostałeś się już do elity, byłeś na największych tourach. Z kadra Polski byłeś na mistrzostwach świata. Zostały Ci tylko igrzyska olimpijskie...

Mam nadzieję, że w tym roku uda mi się to zrealizować. I razem z naszą kadrą polecę do Rio de Janeiro.

Wielkie pieniądze w kolarstwie

Budżety najlepszych zagranicznych grup zawodowych nie do końca są jawne. Ile wynoszą? -Po 10, 14, a dochodzą nawet do 18 milionów euro. Są różne, w zależności od możliwości poszczególnych grup - wyjaśnia Łukasz Dudała.

- Poniżej pewnego poziomu nie można zejść, takie są wymogi Międzynarodowej Unii Kolarskiej. Zresztą ustalone są też minimalne pensje dla kolarzy Pro Touru. Z tego co się orientuję, teraz wynoszą one 56 tysięcy euro na rok. Ale często są to wyższe kwoty, niektórzy zawodnicy w tych najlepszych grupach mają po półtora miliona euro za sezon. Ale o tym się nie rozmawia. Każdy startuje za taką kwotę, na jaką się zgodził - dodaje Łukasz Dudała, pochodzący z Kielc ceniony fizjoterapeuta.

On w grupie Giant Alpecin pracuje od trzech lat. Jest zadowolony z warunków, które stwarza mu pracodawca.

- Pierwsza moja umowa w tej grupie była na rok, teraz są kontrakty otwarte, czyli tak jak u nas umowa o pracę na czas nieokreślony - mówi Łukasz Dudała. I dodaje, że w zawodowej grupie Giant Alpecin organizacja jest na najwyższym światowym poziomie. W sumie jest tam zatrudnionych sto osób, łącznie z zawodnikami, obsługą, biurem, w którym pracuje około czterdziestu osób. Trzy osoby zajmują się samą logistyką.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie