Sąd rozstrzygnie sporną kwestię, gdzie na chwilę przed wypadkiem siedział poturbowany przez śrubę łodzi motorowej mężczyzna - na burcie czy na przystosowanym do tego celu siedzisku.
Ku końcowi zmierza sprawa sternika oskarżonego o nieumyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu wodnym oraz ucieczkę z miejsca zdarzenia. Sąd ma ogłosić wyrok w tej sprawie w najbliższy wtorek.
Fatalny wypadek
Sprawa dotyczy wydarzeń, które rozegrały się po południu 17 lipca 2010 roku na zalewie Lubianka. Po zakończonym kursie na sternika łodzi motorowej sześciu mężczyzn: instruktorzy, kursanci i sternik płynęli łodzią motorową przez zalew Lubianka do znajdującej się po drugiej stronie bazy noclegowej. W czasie przeprawy za burtę wypadł kursant, 37-letni starachowiczanin. Został pokiereszowany przez śrubę napędzającą łódź - miał poważne uszkodzenia klatki piersiowej i barku. Płynący razem z nim mężczyźni wyciągnęli go z wody, wezwali karetkę. Jego życie udało się uratować, do dziś jednak uskarża się na niedowład ręki.
O spowodowanie wypadku oskarżony został sternik łodzi. Prokurator zarzucił mu także, że po zdarzeniu uciekł z miejsca wypadku.
Gdzie siedział poszkodowany?
W przedostatniej rozprawie, we wtorek 17 stycznia na sali sądowej obejrzany został film nakręcony podczas wizji lokalnej na miejscu zdarzenia. Film miał pomóc w ustaleniu, kto gdzie siedział na łodzi, kiedy doszło do wypadku. Najbardziej istotna jest kwestia, gdzie na chwilę przed zdarzeniem znajdował się poszkodowany: na burcie łodzi, czy na specjalnym siedzisku z przodu łodzi. Okazało się, że film wielu kwestii nie wyjaśnił, ponieważ w zeznaniach świadków było bardzo wiele rozbieżności. Wizja lokalna odbyła się na wiosnę 2011 roku, po dziewięciu miesiącach od zdarzenia. Zeznania świadków przesłuchanych w prokuraturze bezpośrednio po zdarzeniu, a następnie podczas wizji lokalnej różniły się, dlatego projekcja nie pomogła w uzyskaniu jednoznacznej odpowiedzi, gdzie siedział kursant.
Przed sądem zeznawał też Wojciech Smoliński, biegły z zakresu żeglugi, który potwierdził, że siedzenie na burcie nie jest bezpiecznym sposobem na przewóz osób w łodzi bezpokładowej, ponieważ podczas skrętu siła odśrodkowa może wyrzucić osobę poza burtę. Dodał, że ludzie, którzy płynęli na łódce tego dnia, byli doświadczonymi żeglarzami i musieli znać ogólnie przyjęte zasady bezpieczeństwa na wodzie.
- Sternik nie miał obowiązku dawać instrukcji, jak się zachować na łodzi, gdyby jednak zauważył złamanie zasad bezpieczeństwa, powinien zwrócić osobie uwagę - powiedział Wojciech Smoliński i dodał, że nie dostrzegł też błędów w manewrach, które sternik wykonał 17 lipca na zalewie.
Oskarżony sternik utrzymuje, że poszkodowany musiał siedzieć na siedzeniu dziobowym, w przeciwnym razie zasłaniałby mu widok na tor jazdy. Wnioskuje, że poszkodowany musiał nagle przesiąść się na burtę, kiedy on sam spojrzał w bok.
- Ja nie popełniłem żadnego błędu - podkreślił.
Poszkodowany natomiast w ogóle nie pamięta przebiegu wypadku.
Kto był pijany?
Do rozstrzygnięcia jest też kwestia, czy sternik był w chwili wypadku trzeźwy. Twardych dowodów, że prowadził pod wpływem alkoholu nie ma. Jerzy Siwonia, pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego, którym jest poszkodowany kursant domniemywa, że sternik mógł być nietrzeźwy, o czym ma świadczyć jego zachowanie po wypadku. Po zdarzeniu obecni na łódce wyciągnęli rannego z wody, dowieźli go do brzegu, wezwali karetkę pogotowia. Kiedy karetka odjechała, sternik miał odejść w kierunku lasu.
- Celowo unikał spotkania z policją, żeby nie stwierdzono u niego alkoholu - stwierdził mecenas Siwonia.
Kiedy oskarżony po kilku godzinach pojawił się w komendzie policji, w jego organizmie wykryto alkohol. Sternik tłumaczył, że wypił, bo był w szoku po wypadku.
- Po wypadku wcale nie uciekłem. Pojechałem do szpitala, żeby dowiedzieć się, jaki jest stan poszkodowanego. Po kilku godzinach lekarz powiedział, że jest dobrze. Wtedy zgłosiłem się na policję - złożył wyjaśnienia oskarżony.
Wyrok we wtorek
Mowy końcowe wygłosili zarówno prokurator wspomagany przez pełnomocnika oskarżyciela posiłkowego, czyli poszkodowanego w wypadku jak i obrońca oskarżonego. Oskarżenie domaga się dla sternika dwóch lat więzienia w zawieszeniu na cztery lata, a dodatkowo kary grzywny i zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych przez rok. Obrońca oskarżonego z kolei udowadniał, że prokuratura nie ma żadnych twardych dowodów winy oskarżonego, a oskarżony nie uciekł z miejsca zdarzenia. Obrona poprosiła o uniewinnienie sternika.
Sąd ma ogłosić wyrok w przyszły wtorek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?