Koło domu można znaleźć takie dorodne kanie.
(fot. Ł. Zarzycki)
Ich znajdujący się w Dyminach Pszczeli Dworek dostał taki tytuł w tym roku.
- Braliśmy pod uwagę nie tylko estetykę, ale także umiejętność pozyskiwania przez gospodarzy funduszy unijnych oraz zapewnienie turystom bezpieczeństwa i komfortu - mówi Teresa Wąsik z komisji konkursowej. - Janaszkowie zwyciężyli bezapelacyjnie.
Droga do tego pięknego gospodarstwa wcale nie była taka prosta. Pan Andrzej był nauczycielem geografii w kieleckim "plastyku", ale zrezygnował z zawodu z powodu pszczół. - Pszczelarzem był mój dziadek, ale ja nie zdążyłem go poznać - mówi. - Sympatię do pszczół przejąłem od sąsiada Tadeusza Kędrackiego, człowieka-legendy, który o tych owadach wiedział prawie wszystko, pisał o nich książki i dziwne by było, gdyby nie zaraził mnie tą pasją.
Bo o hodowli pszczół pan Andrzej mówi jak o wielkiej pasji. - Poznanie tajemnic tak wielkiej rodziny pszczelej, kierowanie jej losem to naprawdę rzecz niezwykła - mówi z żarem. A na dowód tego, w jak dobrej jest komitywie z owadami, pokazuje zdjęcia, na których jest oblepiony pszczołami. - I żadna mnie nie użądliła - podkreśla.
To właśnie z myślą o prowadzeniu dużej pasieki zaczął stawiać dom pod lasem w Dyminach. - Mieszkaliśmy z czwórką dzieci na 20 metrach u teściów, więc decyzja, by się tutaj przenieść, zapadła dosyć szybko - wyjaśnia powody przeprowadzki, a jego żona Maria przyznaje, że początki życia na wsi były trudne. - To, co dzisiaj mnie zachwyca, ta cisza, na początku doskwierało. Dzisiaj nie wyobrażam sobie, bym mogła być gdziekolwiek indziej.
DWORY BYŁY WZOREM
Dom pan Andrzej stawiał z rozmachem. - To replika prawdziwego dworu z Jaronowic, połączonego z dworem z Maleszowy. Oba były rekonstruowane, więc skorzystałem z tamtych planów.
Ta przestrzeń przydała się, kiedy z pszczół trudno było wyżyć, a i zdrowie do ciężkiej pracy przy ulach nie było już tak dobre. Razem podjęli decyzję o stworzeniu gospodarstwa agroturystycznego. - Okolica tutaj piękna, las, rzeka, czyste powietrze - mówi. Na potrzeby turystów zaadaptował główną część budynku. Na poddaszu urządził pokoje. - Postawiliśmy na najwyższą jakość - mówi, pokazując stylowe meble, porządne materace, pięknie wyposażone łazienki. Do dyspozycji gości są siłownia, sauna, jacuzzi, oranżeria, salonik z kominkiem.
- Udało się nam, i to kilkakrotnie, zdobyć pieniądze z Unii, by doposażyć nasz dworek. Roboty przy tym jest mnóstwo, biurokracja straszna, ale w sumie, nawet jeśli realne jest dofinansowanie 35 procent inwestycji, i tak się opłaca - mówi gospodarz.
Pszczele ule zdobią obrazki ze świętokrzyskimi tematami.
(fot. Ł. Zarzycki)
GOŚĆ WE DWORZE
Dzisiaj gości wjeżdżających na teren Pszczelego Dworku wita potężna brama. - Bo zależało nam na stworzeniu niepowtarzalnej atmosfery, każdy powinien się czuć, jakby przekraczał bramę czasu - mówi Janaszek. Ma przenieść się do staropolskiego dworu. Stąd ogród z fontanną po jednej stronie i piękny taras z balustradą z drugiej.
- Nasza kuchnia jest znana z wymyślnych potraw, serwujemy swojskie wędliny, dziczyznę. Oczywiście częstujemy miodami - w postaci i naturalnej, i przetworzonej, na przykład krupniku, który ma smak doskonały, wszyscy się nim zachwycają.
W Pszczelim Dworku goście mogą podglądać życie pszczół, ale bardziej wolą towarzystwo ptaków, a tych w wolierach jest wiele, i to bardzo ciekawe - kolekcja bażantów i gołębi o niespotykanych kształtach, kilka pawi. Jedyna kura w tym towarzystwie pełni służebną rolę - wysiaduje pawie jajka. Duży teren zajmują daniele i muflony. Zwierzęta są tak oswojone, że na widok człowieka podbiegają do siatki. - Ale trochę to trwało, zanim je obłaskawiliśmy - śmieje się gospodarz. Dzisiaj wiemy, że ich przysmaki to kukurydza i kasztany.
Stadko liczące blisko 30 sztuk ma się dobrze i rozmnaża się, na świat przychodzą kolejne zwierzęta.
DZIECI POMAGAJĄ
Dzieci państwa Janaszków pomagają w domu i przy pszczołach. - Dwójka młodszych, które z nami mieszkają - precyzuje pani Maria. Starsze żyją już własnym życiem. Janaszkowie nie kryją, że lubią to, co robią. - Z ludźmi, którzy do nas przyjeżdżają, zaprzyjaźniliśmy się. To głównie mieszkańcy Warszawy - mówią. - Czasami jeździmy na spotkania, ale na wypoczynek wyrywamy się rzadko. Właśnie teraz wybieramy się do Rumunii, Bułgarii, do znajomych pszczelarzy. Poduczymy się i przy okazji odpoczniemy. To w zupełności wystarczy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?