MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Halemba matką i macochą

Agata Pustułka
W najlepszych czasach kopalnia wydobywała 16,5 tysiąca ton węgla na dobę i zatrudniała ponad 9 tysięcy pracowników.
W najlepszych czasach kopalnia wydobywała 16,5 tysiąca ton węgla na dobę i zatrudniała ponad 9 tysięcy pracowników. archiwum
Paweł Poncyljusz, wiceminister gospodarki ds. górnictwa: - Trzeba wrócić do tematu bezpieczeństwa w kopalni Halemba. Musimy zastanowić się, czy warto
Paweł Poncyljusz, wiceminister gospodarki ds. górnictwa: - Trzeba wrócić do tematu bezpieczeństwa w kopalni Halemba. Musimy zastanowić się, czy warto tutaj eksploatować węgiel na poziomie ponad tysiąca metrów, czyli najczęściej poniżej dna szybu, którym przepływa powietrze lub transportuje się węgiel. Nie możemy z tym dłużej czekać. To jednak absolutnie nie oznacza zamknięcia Halemby. Nigdy nie mówiłem o takiej ewentualności.

Paweł Poncyljusz, wiceminister gospodarki ds. górnictwa: - Trzeba wrócić do tematu bezpieczeństwa w kopalni Halemba. Musimy zastanowić się, czy warto tutaj eksploatować węgiel na poziomie ponad tysiąca metrów, czyli najczęściej poniżej dna szybu, którym przepływa powietrze lub transportuje się węgiel. Nie możemy z tym dłużej czekać. To jednak absolutnie nie oznacza zamknięcia Halemby. Nigdy nie mówiłem o takiej ewentualności.

Szesnaście lat temu Eugeniusz Oleksiuk postanowił, że nigdy już na dół nie zjedzie. Wcześniej karnie meldował się w Halembie w świątek — piątek. Fedrował z kolegami, nie szczędząc sił. Sam wybrał górniczy los, lecz nie narzekał. W końcu twarde z niego chłopisko.

Kilometr pod ziemią nie czuł strachu. Zostawiał go w szatni. W samych spodenkach, bo na pokładzie 506 temperatura jak tropikach, harował dla rodziny. Na meble, na jedzenie, wczasy nad morzem.

Miał cholerne szczęście

Tak było do 10 stycznia 1990 roku, do godziny 2.24, gdy w rejonie ściany 12 doszło do zapalenia metanu. W strefie zagrożenia znalazło się 40 pracowników: 19 zginęło, 20 zostało rannych. Oleksiuk miał cholerne szczęście. Stał za kombajnem i fala uderzeniowa rąbnęła w potężną kupę żelastwa.

- Co dzieje się tuż przed wybuchem? Chwilę trwa jakaś niewyobrażalna cisza. Potem jest huk i uderza fala gorąca - opowiada Oleksiuk. Był wtedy prawie dokładnie w tym samym miejscu, w którym we wtorek doszło do eksplozji.

Gdy tylko usłyszał od wypadku, nie namyślając się nawet chwili natychmiast pobiegł pod kopalnię. Po raz setny popatrzył na witający górników napis "Szczęść Boże". Jemu Bóg dał szczęście. Jest wprawdzie na rencie powypadkowej, a wybuch popalił mu drogi oddechowe, więc straszliwie cierpiał, ale żyje. Wrócił do żony, córki i syna, ale od kopalni się nie uwolnił. Cały czas przychodzi do niego w snach. Cały czas przypomina o sobie. On jednak raz na zawsze stracił do Halemby serce.

Halemba to potęga

Gdy Oleksiuk odchodził, kopalnia wydobywała 16,5 tysiąca ton węgla na dobę i zatrudniała ponad 9 tysięcy pracowników. Była jednak już wówczas potęgą, która zaczęła chorować na śmiertelną chorobę — restrukturyzację.

Pod znakiem zapytania stanął spodziewany zysk i rada pracownicza musiała podjąć decyzje o ograniczeniu kosztów wydobycia, likwidacji posiłków regeneracyjnych oraz zamknięciu stołówki. Wtedy po raz pierwszy załoga zaczęła dyktować zmiany kadrowe. Odchudzono administrację, przetrzebiono dozór. Kopalnia zaczęła się buntować i w 1992 roku wybuchły strajki. Nie o wolność słowa, bo tej już nie brakowało, ale przeciwko ekonomii, która krzywdzi górników.

Halemba, największa dzielnica Rudy Śląskiej, powstała z trzech wsi: Kuźnicy, Starej Kuźnicy i Kłodnicy. Jako jeden organizm zostały w 1959 roku włączone do Rudy. Dziś mieszka tu 30 tysięcy ludzi.

W 1943 roku Niemcy wybudowali tu pierwszy szyb, który nosił nazwę Karol - Godula (po wojnie — Grunwald). Udało się im wejść 92 metry pod ziemię, szyb został jednak zalany przez wodę.

Dopiero 1 lipca 1957 roku Halemba zaczęła swoje drugie życie. W dniu Barbórki Centralny Zarząd Budowy Kopalń dokonał uroczystego przekazania kopalni na rzecz Bytomskiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego.

Na Halembę nie szczędzono pieniędzy. Maszyna wyciągowa Siemensa to był wtedy światowy hit, a dyspozytornia kopalni już w 1960 roku wyglądała jak konsola w statku kosmicznym. I rosło wydobycie. I zawsze, bo jakże inaczej, przekraczano plan. 3 mln 400 ton w 1974, 3 mln 700 ton rok później. Odnotowywano oddziałowe rekordy. Dobre wyniki produkcyjne lokowały Halembę w pierwszej dziesiątce największych kopalń w Polsce, a pod względem wydajności ogólnej — w pierwszej trójce.

To były złote czasy Gierka. - Na Halembie zęby zjadłem - wspomina starszy pan, kurząc papierosa. Nie chce się przedstawić. Ma zapadnięte policzki i smutne oczy. 38 lat pracował kilometr pod ziemią.

Metan - podstępny wróg

Wie dużo, ale na kopalnię, której zdrowie oddał, złego słowa powiedzieć nie chce. Tylko jedno mówi: - Po wyjeździe na wierch zawsze mieliśmy zawroty głowy. Szybko mijały. Teraz wiem, że metan łykałem. Długo się o tym nie godało.

A metan — bezwonny, piekielnie zdradliwy, lżejszy od powietrza — to temat numer 1 na Halembie nie tylko z powodu tragicznych wypadków. To podstępny wróg, niszczyciel. - Zawsze nam towarzyszy, zawsze straszy - dodaje mężczyzna.

Kopalnia Halemba uzyskuje ok. 67 proc. wydobycia z pokładów zagrożonych tąpaniami. Reszta pochodzi z pokładów zagrożonych metanem. Rejonów o najwyższym stopniu zagrożenia tąpaniami i najwyższej kategorii zagrożenia metanowego jest prawie 57 proc. Codziennie idą tam setki ludzi.

Warunki pracy właśnie tu, jak nigdzie indziej, wymagają przestrzegania zasad bezpieczeństwa. - Po wypadku w 1990 roku wprowadzono ogromne zabezpieczenia. Ta pewność, że wszystko świetnie hula, uśpiła czujność - ocenia Zbigniew Domagała, szef WZZ Sierpień 80. - Robiliśmy cuda. Właśnie tu, na Halembie, dochodziło do eksploatacji ściany strawionej wcześniej pożarem. To ewenement na skalę światową.

Nikt tak nie robi!

Jan Dmitrów, dziś szczęśliwy emeryt, mówi o poniedziałkowych szkoleniach na temat metanu, nowoczesnych urządzeniach, którymi naszpikowana jest kopalnia. Zachodzi w głowę, co mogło się stać we wtorek.

Zaczynał, gdy na dole rządził dynamit. Od tamtego czasu postęp można mierzyć latami świetlnymi. - Tylko ludzi coraz mniej i coraz gorzej zarabiają - twierdzi. - 20 procent załogi ma dochody w granicach minimum socjalnego, pensje zajęte przez komornika. 1800 złotych zarabia górnik. Nie 4,5 tys. jak mówi minister Paweł Poncyljusz, który zrobił średnią wliczając płace kopalnianych bonzów - dodaje Domagała.

Złość związkowców obraca się przeciw ich żywicielce właśnie w takich chwilach. Zwłaszcza gdy pomyślą o kolegach, których zmiótł wybuch metanu.

Czarna lista Halemby

Anna Duch skończyła przykopalniane technikum górnicze. Odbyła praktykę na płuczce. Na Halembie pracował jej ojciec. Zamierzała pracować i ona, i jej mąż Piotr. - Nie dostaliśmy pracy. Byliśmy ostatnim rocznikiem - wspomina. Nie ma wątpliwości, że każdy zjazd pod ziemię to jak grzebanie się żywcem. - Dobrze, że nie muszę w strachu czekać na męża - szepcze. - Tylko Dobry Bóg pozwala wyjechać pod górę.

Kazimierz Dąbrowa, dyrektor kopalni, teraz oddzielony od świata murem milczenia, pewnie dławiony strachem i rozpaczą, postanowił niedawno upamiętnić górników, którzy zginęli na Halembie.

Zbliża się 50. rocznica uruchomienia kopalni. Trzeba było uhonorować śmierć na posterunku pracy. Wyliczono więc wszystkich bardzo dokładnie — od dnia kiedy pierwsi szybem Grunwald zjechali pod ziemię i zaczęli z tej ziemi wydzierać czarny skarb i zostali tam na wieczną szychtę.

Na cmentarzu komunalnym wystawiono skromny pomnik. Smukły krzyż góruje nad tablicą z nazwiskami zabitych przez kopalnię. Jest ich 128. Listę otwiera Jan Swoboda, dziewiętnastolatek, który zginął w słoneczny majowy dzień 1958 roku. Teraz trzeba będzie wyryć na tablicy kolejne nazwiska.

Oleksiuk znów idzie pod kopalnię. Nie może w domu wysiedzieć przed telewizorem i tylko biernie nasłuchiwać wiadomości. Zawsze się pod bramą kogoś znajomego spotka, zamieni się dwa słowa, poczuje się górniczą wspólnotę.

Raz tylko się wydawało, że kopalnia Oleksiuka przechytrzy. To było wtedy, gdy jego syn też z Halembą postanowił związać swoje losy. Na szczęście zdążył przepracować tylko sześć lat i odszedł. Zmienił zawód. - Nie mogłem mu zabronić iść na kopalnię, nie mogłem namawiać do odejścia. Ale ucieszyłem się, jak odszedł. Poczułem ulgę - mówi Eugeniusz.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Gadżety i ceny oficjalnego sklepu Euro 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie