Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Incydent na stacji paliw w Górnie. Finał w sądzie

Lidia Cichocka [email protected]
Stanisław Krzos pomaga mieszkającej także w Bielinach pani Anecie zawozić raz na dwa tygodnie starszego syna do szpitala w Kielcach. – A tutaj taki pech, taki kłopot dla wszystkich – mówi.
Stanisław Krzos pomaga mieszkającej także w Bielinach pani Anecie zawozić raz na dwa tygodnie starszego syna do szpitala w Kielcach. – A tutaj taki pech, taki kłopot dla wszystkich – mówi. Aleksander Piekarski
Zostawione bez opieki dziecko uruchomiło silnik, samochód ruszył uszkadzając wąż do tankowania.

Winę na siebie wzięła matka chłopca a kierowca, którego ukarano szuka sprawiedliwości w prokuraturze i sądzie.

- Zostałem dwa razy i to niesłusznie ukarany - mówi Stanisław Krzos. Zdarzenie, którego konsekwencje odczuwa do dzisiaj miało miejsce 13 lipca ubiegłego roku. Tego dnia Krzos wiózł z Bielin do szpitalika w Kielcach sąsiadkę wraz z jej 4-letnim synkiem. Chłopiec miał wyznaczony zabieg a Krzos dysponując samochodem pomaga kobiecie, której mąż pracuje na budowach poza Bielinami. - Co dwa tygodnie jeździmy do szpitala - mówi.

SAMOCHÓD RUSZYŁ…

Tego dnia zatrzymał się na stacji w Górnie Parcelach by zatankować. Kiedy wlewał benzynę samochód nagle ruszył. - Rzuciłem się by go zatrzymać, wąż wypadł - relacjonuje Krzos. Sprawcą zamieszania był 4-letni Wiktor, który wraz z mamą podróżował na tylnym siedzeniu. - Opuszczając samochód wyjąłem kluczyki, ale zostawiłem je na fotelu kierowcy, matka była przecież obok, pilnowała dziecka.

Niestety, pani Aneta także wysiadła z auta i w tym czasie Wiktor przeszedł na przednie siedzenie, uruchomił silnik i samochód ruszył. Uszkodzona został końcówka węża, który upadł na ziemię. O tym, co było dalej kierowca i pracownica stacji mówią inaczej.

POLUBOWNIE NIE DAŁO RADY?

Kierowniczka stacji biorąc pod uwagę to, że dziecko jechało do szpitala, chciała polubownie załatwić sprawę. - Mimo tego, że pan kierujący autem krzyczał, że to my powinniśmy zapłacić za szkodę - mówi pracownica stacji. Kiedy okazało się, że ani kierowca ani pasażer nie mają pieniędzy wezwano policję.
- Godzinę trzymano nas na posterunku w Górnie, prosiłem by w takim razie odwieziono chociaż panią Anetę do szpitala, ale dopiero interwencja jakiegoś starszego rangą policjanta sprawiła, że oddano mi dokumenty i mogliśmy jechać - wyjaśnia Krzos.

Sprawa oczywiście na tym się nie zakończyła. By pomóc sąsiadowi, matka Wiktora, Aneta Kowalczyk-Chaja miesiąc po zdarzeniu wróciła na stację by dowiedzieć się ile trzeba zapłacić za szkodę. - Nie przypuszczałam, że to będzie 1000 zł - mówi. - To bardzo dużo.

Napisała oświadczenie biorąc na siebie odpowiedzialność za niedopilnowanie syna oraz zobowiązanie do zapłacenia za uszkodzoną końcówkę węża. Zostawiła je na stacji pod koniec września. Pieniądze pożyczyła i oddawała przez pół roku, ale należność uregulowała. - Dlaczego aż tyle? Taką cenę podał serwisant - słyszymy na stacji. - Uszkodzonej końcówki nie da się dokleić, wymienić trzeba cały pistolet, poza tym wąż był nadciągnięty. Te urządzenia muszą być bezpieczne.

ZAPŁACILI DWA RAZY

Kierowniczka potwierdziła, że kwotę za szkodę otrzymała, zawiadomiła o tym policję i PZU - ubezpieczyciela, który już zdążył z konta pana Stanisława ściągnąć należność.

- Jakim prawem - denerwuje się Krzos. - Wychodzi na to, że dwa razy zapłaciliśmy, raz matka raz ja, za tę samą szkodę.

Kierowniczka stacji twierdzi, że tuż po otrzymaniu gotówki poinformowała PZU i zwróciła mu pieniądze. O tym, jaki faktycznie jest stan własnego konta w PZU Stanisław Krzos nie dowiedział się w Kielcach, obiecał to sprawdzić rzecznik prasowy PZU w Warszawie, ale po dobie zastanawiania się Agnieszka Rosa z biura rzecznika doszła do wniosku, że takich informacji udzielić nie może, więc nadal nie wiadomo, czy PZU "uniewinnił" pana Krzosa.

Fakt złożenia oświadczenia i wzięcia winy na siebie przez panią Anetę nie miał znaczenia dla policji. - To kierowca naruszył prawo o ruchu drogowym pozostawiając pojazd niezabezpieczony - wyjaśnia Dariusz Szwagierek z zespołu prasowego KW Policji w Kielcach. - A ponieważ pan Krzos odmówił przyjęcia mandatu policjanci skierowali wniosek do sądu o ukaranie.

Sąd, bez udziału w rozprawie Stanisława Krzosa (policja wyjaśnia, że nie odbierał wezwań) skazał go na 200 zł kary. - Odwołałem się od tego wyroku, bo to nie ja jestem winny. Pierwsza rozprawa już się odbyła, na kolejnej ma być przesłuchana pani Aneta, sąd obejrzy nagranie z monitoringu, które pokazuje jak to się odbyło - mówi Stanisław Krzos.

Pożalił się też prokuraturze na postępowanie policjanta, który go przesłuchiwał w lipcu, na dyrektor PZU, która wypłaciła odszkodowanie, mimo że szkoda została naprawiona oraz na kierowniczkę stacji. - Do końca tygodnia, po przesłaniu dokumentacji przez policję podejmiemy decyzję o przyjęciu lub oddaleniu wniosku - mówi prokurator Sławomir Mielniczuk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie