Arkana giserskie wzniósł na wyżyny
„Śmiało można zaryzykować tezę, że tegoroczne diamenty „Marki Koneckiej” przypadły artystom. Pan Jan, pomimo że odlewnik, to arkana giserskie wzniósł na takie wyżyny, że w swej alchemicznej kuźni tworzy prawdziwe dzieła sztuki, zamieniając szarą materię w złoto – no może niedosłownie, ale w cenne złotówki na pewno. Bo artysta musi z czegoś żyć. Od nas, panie Janie, diament”. – Tak członkini zarządu powiatu Dorota Duda zwróciła się do Jana Kowalczyka z Huciska w gminie Stąporków podczas finału tegorocznych Kuźnic Koneckich, gdy zarząd wręczał najbardziej zasłużonym mieszkańcom naszego powiatu doroczne nagrody. Jedna z nich, Diament Marki Koneckiej, przypadł odlewnikowi.
Ja zwyczajnie pracuję
Jan Kowalczyk to człowiek niezwykle skromny, który chyba nie bardzo rozumiał decyzję kapituły Marek Koneckich o przyznaniu mu dorocznej nagrody. Podobnie było w roku 2005, gdy w zabytkowych wnętrzach Muzeum Zagłębia Staropolskiego w Sielpi otrzymywał pierwszą Markę Konecką. – Ja zwyczajnie pracuję, prowadzę swoją firmę, nie wiem, czy to wystarczy, by przyznawać mi nagrodę – powiedział nam pan Jan.
Jednak zdaniem członków kapituły Jan Kowalczyk w swej ciężkiej pracy znajduje także chwile na produkcję czegoś, co znacznie wykracza ponad zwykłe przemysłowe odlewy służące do montażu ciężkich maszyn rolniczych, ciągników i innych urządzeń. Produkty z jego odlewni w Hucisku i Stąporkowie zdobią kominki i ogrody między innymi w domostwach Niemców, Szwedów, Duńczyków, Litwinów.
Kontynuuje tradycje rodzinne
Młody Janek nie myślał o odlewnictwie. Miał swój pomysł na edukację, ale marzenia zweryfikowało po prostu życie. – Mój dziadek, mój ojciec, wujkowie, kuzyni – wszyscy byli odlewnikami pracującymi w wielkiej wtedy Odlewni Żeliwa Stąporków – wspomina 62-letni obecnie Jan Kowalczyk. – Tak więc i ja rozpocząłem naukę w koneckim Technikum odlewniczym. Nie było wyjścia.
Syn Michał poszedł w moje ślady
Po szkole młodzieniec, tak jak inni członkowie rodziny, pracował w zakładzie w Stąporkowie. Szybko jednak postanowił stworzyć własną w firmę w rodzinnym Hucisku. Zaczynał od kilkuosobowej załogi, która obecnie liczy niemal 30 pracowników. Kilkanaście lat temu kupił budynek po stąporkowskiej odlewni, jednak dopiero dwa lata temu uruchomił w nim produkcję. Teraz w odlewniach w Hucisku i Stąporkowie zatrudnia blisko 60 pracowników. Pomaga mu syn Michał, absolwent odlewnictwa w Akademii Górniczo – Hutniczej. – Cieszę się, że Michał poszedł w moje ślady, że będzie komu przekazać firmę – mówi pan Jan. – Ale czasami zastanawiam się, czy dobrze zrobiłem namawiając go na studia techniczne. Odlewnictwo to bardzo ciężki kawałek chleba.
Las najlepszy na relaks
O tym jak ciężki, świadczy fakt, iż Jan Kowalczyk codziennie wstaje o godzinie trzeciej, by o godzinie czwartej być już w odlewni. – I tak codziennie, nawet w soboty – przyznaje. – Nie ma czasu na dłuższy urlop. Jedynie niedzielę mogę przeznaczyć dla siebie. Wczesnym rankiem idę do lasu, gdzie obserwuję przyrodę, oddycham świeżym powietrzem i zapominam o ciężkiej pracy. Czasami udaje nam się z żoną Lidią wyjechać w Bieszczady. Ale nie narzekam, bo oczywiście z pracy czerpię też satysfakcję, szczególnie wtedy, gdy z moich odlewni wychodzą niepowtarzalne detale, elementy ozdobne, które cieszą oczy klientów.
POLECAMY RÓWNIEŻ:
ZOBACZ TAKŻE: FLESZ - większe kary dla posłów, ile zarabiają parlamentarzyści
Źródło:vivi24
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?