Jak pan trafił na ten temat?
Miałem to szczęście, że znałem męża Ani, robiłem o nim etiudę, bo na tej samej ulicy gdzie znajduje się kiosk on ma zakład szewski. Urzekło mnie to miejsce pod względem plastycznym, ale poznałem tam też Anię oraz historię Lidki. Pomyślałem, że tę bardzo ludzką historię można opowiedzieć w szerszym kontekście, problemu z jakim się człowiek mierzy. Motorem napędowym jest siła i determinacja Ani by pomóc Lidce a ona sama musi przepracować swoją traumę. Miałem szczęście, że działo się to w moim miasteczku i że znałem je wcześniej. Zaletą było też to, co wydawało się ograniczeniem: fakt, że akcja dzieje się w kiosku. On był tak ciasny, że wymusił to, co wydaje mi się największym plusem tego filmu: bliskość. Trzeba było z odwagą spojrzeć bohaterom w twarz.
Widz patrząc na zbliżenia twarzy zastanawia się gdzie była umieszczona kamera?
Praktycznie cały czas znajdowała się pomiędzy bohaterami, operator siedząc na ladzie sklepowej decydował, którą z bohaterek portretować. Po pierwszym dniu nie miałem żadnego materiału, bo to było tak blisko, że obraz był rozmazany. Musieliśmy zastosować obiektywy makro by twarz była ostra. Kamerą patrzyliśmy tak, jak ludzie, gdy ze sobą rozmawiają, z odległości 30, 40 cm. To nie było łatwe. Powstało kino twarzy, bo to na nich odkładają się emocje. Bałem się by nie był to film telewizyjny kojarzony z gadającymi głowami, ale naturalne środowisko wokół nadało mu filmowego charakteru, pewności, że to się dzieje tu i teraz.
Dzięki tej bliskości, gdy widać każde drgnięcie powieki czy ust, film wydaje się niezwykle szczery, spontaniczny...
To dlatego, że one naprawdę mierzyły się z problemem, nie udawały, nie opowiadały. Naprawdę musiały pisać pismo rozwodowe i wiadomo, że w trakcie pojawią się emocje. Tak samo, kiedy przychodziła wiadomość od męża bohaterki - przeżywały to razem. Ale były też momenty, które podnosiły je na duchu: urodziny jednej z nich czy przyjście dziecka. Mogliśmy je sportretować i ta intymność jest największą siłą tego filmu.
Czy panie nie miały obaw o to, jak zostaną pokazane?
To ja miałem obawy. Oczywiście najpierw został on pokazany bohaterkom by uzyskać ich akceptację. To taka schizofrenia dokumentu. Wiadomo, że film musi mieć dramaturgię, pokazywać te dobre i złe momenty, kiedy się odsłaniają, pokazanie takich momentów jest bardzo ważne. Ale akceptacja bohaterów jest równie ważna. I rozmowa, ze na tym polega życie, że film ma ludzką twarz. One były bardzo pozytywnie nastawione do obrazu, bo pokazywał ich przeszłość, to przez co razem przeszły. Trochę spoileruję, ale dodam, że ta ich chęć pomocy zwyciężyła. Oczywiście były drobne poprawki z tego, co wybraliśmy do filmu. Selekcja była trudna, bo miałem 100 godzin materiału a film trwa 40 minut. Staraliśmy się nie inscenizować, nie pisać scenariusza a polegać na tym co się dzieje między bohaterkami. Przejrzenie tego i wybór był trudny, ale potem rozmowy z bohaterkami i uzgodnienia już nie. Przekonywałem, że film ma szerszy wydźwięk. Widzowie lubią niejednobarwnych bohaterów, którzy są tacy jak spękane szkła, mają różne odcienie.
Pana film jest także o tym, że ludzie w takiej sytuacji są pozostawieni samym sobie. Synowa zastępuje system, zmienia się w terapeutę od uzależnień dysponując tylko uczuciem i chęcią.
Pomocą Lidce powinien zająć się profesjonalny ośrodek, ale one mają tylko siebie. Bardzo ważna jest ta bliska osoba, którą można znaleźć nawet w kiosku. Synowa pomagająca teściowej to nie jest taki częsty obrazek, częściej jest to okazja do dowcipów i żartów. One dwie znajdują wspólny język. Ania czasami nie wytrzymuje presji, bo dużo inwestuje w tę relację. Boi się zdrady, tego, że zostanie sama. Ale sprawdza się jako terapeuta-amator.
Historia ma szczęśliwe zakończenie?
Tak, pomógł przypadek, ale zmiana zaczęła się dokonywać u Lidki wcześniej. Przy Ani zaczęła sobie układać życie i stawać się bardziej samodzielna w rozwiązywaniu problemów i poszukiwaniu dodatkowej pracy. Chciałem pokazać, że czasami pomagają małe rzeczy np. to, że Lidka dostaje prezent, że może pójść do wnuczka do przedszkola. Te małe gesty osoby bliskiej bardzo dowartościowują, to takie podanie emocji, ciepła.
„Kiosk” to pana debiut?
Tak, to mój pierwszy film dokumentalny.
Co będzie dalej?
Przygotowuję film o moich rodzicach. Będzie to dokument, ale też komedia o tym, jak moi rodzice przygotowują się na ślub mojego brata. Pomysł zrodził się, kiedy tata przyniósł film ze swojego ślubu nakręcony na 8mm taśmie. Miał magię tamtych lat, ale też zobaczyłem rodziców w sytuacji jakiej nigdy wcześniej nie widziałem: uczuciowej improwizacji. Ja byłem najmłodszym dzieckiem i to co pamiętam to głównie ich codzienne obowiązki. A na tym filmie zobaczyłem rodziców zakochanych, przytulających się się, całujących. To mnie urzekło. To był impuls by chwycić za kamerę. W kontekście ślubu brata, który też jest zakochany chcę sportretować swoich rodziców.
Życzę sukcesów, dziękuję za rozmowę.
Zobacz także:
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?