MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Jest w ciąży - znaczy winna

Andrzej NOWAK

Kobiety, które spodziewają się dziecka i akurat uda im się znaleźć pracę lub zajdą w ciążę wkrótce po otrzymaniu etatu, muszą bardzo uważać. Mogą bowiem być potraktowane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych jak zwykłe naciągaczki i stracić prawo do jakiegokolwiek zasiłku. Z nieoficjalnych danych wynika, że w regionie świętokrzyskim przynajmniej 100 takich kobiet walczy o swoje prawa przed Sądem Okręgowym w Kielcach.

Nawet prezesi nie wybronili swojej pracownicy

Była już w zaawansowanej ciąży, gdy otrzymała pracę jako referentka w firmie wydobywającej kopaliny. Zatrudniona została na cały etat za 800 zł. Solidnie wywiązywała się z obowiązków prawie przez dwa miesiące. Trzy tygodnie przed porodem poszła na zwolnienie lekarskie, a potem na urlop macierzyński. - W Urzędzie Pracy powiedziano mi, że ciąża nie jest chorobą i mogę bez problemu podjąć pracę - mówi Joanna Duda z Węgrzynowa w gminie Mniów. - Pracodawcy, zanim mnie zatrudnili, zasięgnęli o mnie opinię. Chwalili, gdy sumiennie wykonywałam swoje czynności. Robiłam wszystko, co do mnie należało.

W Sądzie Okręgowym sprawę przegrała, chociaż początkowo wydawało się, że prawo jest po jej stronie. Nikt nie miał wątpliwości, że pracowała. Właściciele firmy stawiali się na rozprawy, by bronić swojej pracownicy. - Odwołamy się do Sądu Apelacyjnego - zapowiada mąż pani Joanny. - Nie chcemy już jednak ciągać po sądach prezesów, bo i tak stracili dużo czasu.

Joanna Duda żyje skromnie. Mieszka z mężem i dwójką dzieci w małym domku razem z rodzicami. Nawet niewielki zasiłek z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych bardzo by się przydał. - Po urlopie wychowawczym chcę wrócić na swoje stanowisko - zapewnia pani Joanna.

Nie będzie dzieci, nie będzie podatników

W przypadku Magdaleny Nurkiewicz ze Staszowa Zakład Ubezpieczeń Społecznych ustalił, że umowa o pracę, jaką kobieta zawarła z pracodawcą, "zmierzała do ominięcia prawa w celu uzyskania środków z ubezpieczenia społecznego". Taka umowa jest więc według Zakładu Ubezpieczeń Społecznych nieważna. - Już wcześniej zarejestrowałam się w Urzędzie Pracy - wyjaśnia pani Magdalena. - Co ja na to poradzę, że otrzymałam propozycję zatrudnienia, gdy już byłam w ciąży? Przecież nie istnieją przepisy, które zabraniałyby pracodawcy przyjmować kobiety w takim stanie.

Pani Magdalena dziwi się, dlaczego Zakład Ubezpieczeń Społecznych zamiast ułatwiać życie kobietom, które mają urodzić dziecko, podejmuje działania prowadzące wręcz do spadku narodzin. I gdzie jest tutaj polityka prorodzinna, o której tyle się mówi? - Zakład Ubezpieczeń Społecznych wytyka korzyści, jakie chciałam osiągnąć, a przecież korzyści odniesie całe społeczeństwo, bo moje dziecko w przyszłości stanie się płatnikiem składek - uważa pani Magdalena.

Pracę podjęła w szóstym miesiącu ciąży w pełnym wymiarze godzin za 1200 zł. Obsługiwała telefon, faks, przyjmowała zamówienia na towary i ustalała terminy dostaw i odbioru. Pracowała aż do urodzenia dziecka, do stycznia 2004 roku. - Tak się cieszyłam, że wreszcie mam pracę - opowiada pani Magdalena. - A teraz muszę po sądach chodzić, tracić czas. Nie wiem, co dalej robić, przecież przydałby się jakikolwiek grosz, przynajmniej na mleko dla dziecka, na pieluchy.

Po odwołaniu czas na apelację

W trudnej sytuacji znajduje się Irmina Sadłos z Ostrowca Świętokrzyskiego. U niej Zakład Ubezpieczeń Społecznych także dopatrzył się działań, które miały na celu nie faktyczną pracę, ale uzyskanie prawa do zasiłku. Umowę o pracę w firmie kosmetycznej podpisała w połowie października 2003 roku. Pod koniec listopada zaczęły się jej kłopoty ze zdrowiem, musiała więc pójść na zwolnienie lekarskie. W styczniu 2004 roku okazało się, że jest w ciąży, w sierpniu urodziła dziewczynkę.

- Nie planowaliśmy drugiego dziecka, bo leczyłam się ginekologicznie - twierdzi pani Irmina. - Dłuższy czas nie wiedziałam, że jestem w ciąży. Ciąża cały czas była zagrożona, a do tego doszły jeszcze kłopoty z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych, nerwy, napięcie. Szykanowana byłam w najtrudniejszym dla mnie okresie.

Po powrocie z urlopu macierzyńskiego pani Irmina dalej kontynuuje pracę w firmie kosmetycznej na pół etatu. Pracodawca płaci za nią składki na ubezpieczenie społeczne. Od decyzji Zakładu Ubezpieczeń Społecznych odwołała się do Sądu Okręgowego w Kielcach. Niestety, sąd oddalił zaskarżenie. Pani Irmina dalej walczy o swoje prawa, wniosła o uchylenie wyroku do Sądu Apelacyjnego w Krakowie.

- Sąd każdą sprawę bada indywidualnie na podstawie okoliczności zatrudnienia, dokumentacji - mówi mecenas Teresa Borkowska, które często występuje w obronie pokrzywdzonych kobiet. - Przykre jednak jest to, że często na niekorzyść moich klientek. Nie załamują się jednak i piszą odwołania od niekorzystnych wyroków wykorzystując wszelkie możliwości prawne.

Według tego samego schematu

W każdym przypadku Zakład Ubezpieczeń Społecznych stawia podobne zarzuty. Wygląda to tak, jakby pracownicy dopasowywali je do swoich przepisów i traktowali kobiety jednakowo. Tak, jakby wszystkie chciały wyłudzić zasiłki. - A przecież sytuacja każdej z nas jest inna - twierdzą kobiety. - Wymaga indywidualnego podejścia.

Joannie Dudzie Zakład Ubezpieczeń Społecznych zarzucił, że nie było dokumentów świadczących o tym, że wykonywała pracę. I na nic się zdało to, że wiele osób mogło zaświadczyć o sumiennym wykonywaniu przez nią obowiązków. Zakład Ubezpieczeń Społecznych dopatrzył się także, że po przejściu Joanny Dudy na zwolnienie nikt nie został zatrudniony na jej miejsce. Poza tym praca w kopalni była sezonowa, a kobietę zatrudniono na czas nieokreślony.

Podobne uchybienia stwierdzono w zatrudnieniu Magdaleny Nurkiewicz. Znów inspektorom nie spodobały się papiery. Nie było na nich podpisów kobiety, ani na fakturach, ani rachunkach. Według nich podejrzane było również to, że pracodawca radził sobie wcześniej bez Magdaleny Nurkiewicz, a po jej przejściu na urlop macierzyński też nikogo nie zatrudnił.

W obu przypadkach Zakładowi Ubezpieczeń Społecznych nie podobało się, że kobiety zostały zatrudnione w zaawansowanej ciąży na czas nieokreślony, chociaż wiadomo było, że będą pracować tylko przez pewien okres. Zatrudnienie, zdaniem inspektorów, miało więc charakter tymczasowy i obie strony wiedziały, że niebawem praca nie będzie świadczona. - Zakład Ubezpieczeń Społecznych twierdzi, że podpisałyśmy umowy pozorne, by wyłudzić świadczenia - dziwią się kobiety. - W takim razie, dlaczego umowy nie budziły podejrzeń, gdy pracodawca płacił za nas składki ubezpieczeniowe? Wytyka się nam, że byłyśmy w ciąży. A gdzie są przepisy, które zabraniają zatrudniania kobiet takich, jak my?

Brak wstępnych badań lekarskich i przeszkolenia z zakresu Bezpieczeństwa i Higieny Pracy przed podjęciem zatrudnienia Zakład Ubezpieczeń Społecznych zarzucił Irminie Sadłos. Wątpliwości wzbudził także brak pisemnego zakresu obowiązków. Sprzedawała kosmetyki, a nie było na to dokumentów. - Tłumaczyłam, na czym polega moja praca i że ma specyficzny charakter - wyjaśnia Irmina Sadłos. - To sprzedaż bezpośrednia. Wydawało mi się, że wszystko zrozumiała, a tymczasem co innego napisała w protokole.

Podobnie rozmowę z pracownikiem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych przedstawia Joanna Duda: - Co innego mówił podczas kontroli, a co innego potem napisał. Wyszło to na jaw już podczas pierwszej rozprawy.

Akcji "brzuszki" nie prowadzimy

Dokładnie nie wiadomo, ile kobiet w ciąży z naszego regionu pozbawiono świadczeń. Rzecznik prasowy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych Cezary Gątkiewicz twierdzi, że nie jest prowadzona taka statystyka. Czynności Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wynikają z przepisów ustawowych i dotyczą wszystkich ubezpieczonych i świadczeniobiorców. Wśród nich, jego zdaniem, kobiety w ciąży stanowią niewielką część. - Stan błogosławiony nie jest bezpośrednią przyczyną takich kontroli - zapewnia rzecznik. - To byłaby dyskryminacja ludzi. Nie prowadzimy żadnej akcji "brzuszki", o której mówią nasi przeciwnicy.

- Sprawdzamy, czy umowa o pracę nie została zawarta w celu wyłudzenia pieniędzy przez osobę wykonującą pracę - wyjaśnia rzecznik. - Jeśli praca nie została podjęta prawidłowo, cofamy uprawnienia, pozbawiamy zasiłku. Robimy to w formie decyzji, od której każdy może się odwołać za naszym pośrednictwem do Sądu Okręgowego.

Podejrzane zatrudnienia

Zapoznając się z niektórymi sprawami trudno nie ulec wrażeniu, że umowy o pracę były co najmniej kontrowersyjne. Kobieta w trzecim miesiącu ciąży podejmuje pracę w firmie, po miesiącu idzie na zwolnienie lekarskie. Jej wynagrodzenie wynosi 4,5 tysiąca zł, chociaż inni pracownicy na takich etatach zarabiają nieporównanie mniej, od jednego do dwóch tysięcy. Pieniądze pracodawca miał przelać kobiecie na konto, nigdy jednak się tam one nie pojawiły.

Inna młoda kobieta zatrudnia się w firmie swoich rodziców. Twierdzi, że nic nie wiedziała o ciąży, gdy podpisywała umowę. Po miesiącu zaczyna korzystać ze zwolnień lekarskich, a potem przechodzi na zasiłek macierzyński. W sklepie pracowała podobno codziennie, chociaż mieszkała w odległym o 200 kilometrów mieście. W rodzinnej firmie zatrudniono ją na całym etacie z wynagrodzeniem 1800 zł miesięcznie.

Sędziowie przyznają, że dużo mają spraw z ubezpieczenia społecznego. Nikt jednak nie prowadzi statystyki, ile z nich dotyczy kobiet w ciąży, ale na pewno stanowią duży procent. W wielu przypadkach są to jawne wyłudzenia i sąd oddala odwołania. Takie sprawy wpływają falami, po akcjach przeprowadzanych przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych. - W dzisiejszej sytuacji na rynku pracy takie sprawy nie są niczym dziwnym - mówią sędziowie. - Jeśli zatrudnia brat, ojciec, może to być podejrzane. Wiadomo, każdy chce w jakiś sposób zdobyć pieniądze na utrzymanie i chwyta się różnych sposobów, mniej lub bardziej zgodnych z prawem.

Do obrony jest jeszcze honor

Kobiety żalą się, że traktowane są przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych jak potencjalne przestępczynie. Czy nikt jednak nie pomyśli, że wśród nich są nie tylko te, które pragną wyłudzić zasiłek, ale i takie, które podjęły pracę w dobrej wierze? Muszą tłumaczyć się inspektorom, którzy i tak wiedzą swoje. Owszem, mogą się odwoływać, ale przez to tracą czas i pieniądze na sądy, zamiast spokojnie przygotowywać się do porodu, pielęgnować dziecko. Żyją w ciągłych nerwach, stresie, czy przypadkiem nie zostaną zabrane im pieniądze. Postulują, że może Zakład Ubezpieczeń Społecznych przemyślałby całą sprawę i zmienił swoje wewnętrzne zarządzenia, a nie traktował wszystkie kobiety jednakowo. - Pawełek ma już półtora roku, a sprawy w sądzie ciągną się w nieskończoność - nie ukrywa rozżalenia Joanna Duda. - Teraz to już nie chodzi nawet o te pieniądze, ale o mój honor. Chcę wykazać, że nikogo nie chciałam oszukać. Jestem uczciwą osobą.

Nie ulega wątpliwości, że kobiety, które trafiły do naszych redakcji w województwie świętokrzyskim uczciwie pracowały. Więcej - niektóre, wcześniej bezrobotne podjęły pracę za pośrednictwem Rejonowych Urzędów Pracy. Teraz uznano je za oszustki. Trudno nie ulec wrażeniu, że znajdując wiele nieprawidłowości inspektorzy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych skrzywdzili wiele uczciwych kobiet.

Co robić?

Prawnik Fundacji "Rodzić po ludzku" Magdalena Grabarczyk radzi, co zrobić, gdy decyzja Zakładu Ubezpieczeń Społecznych jest niekorzystna.
Należy napisać odwołanie i złożyć je w oddziale Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, który wydał decyzję. Zgodnie z prawem, Zakład Ubezpieczeń Społecznych w ciągu dwóch tygodni musi wysłać dokumenty i pismo do Sądu Okręgowego. Co napisać w odwołaniu? Trzeba dokładnie opisać zaistniałą sytuację, precyzyjnie udokumentować, że rzeczywiście była świadczona praca, podać dane świadków, którzy potwierdzą naszą rację. Można zażądać adwokata, ale tylko pod warunkiem, że mamy trudną sytuację materialną.
Jakie potrzebne są dowody? Wszystkie, które udowodnią, że naprawdę była świadczona praca, a więc zeznania świadków, listy obecności, listy płac, firmowe e-maile, a nawet billingi telefoniczne, jeśli z dat wynika, że byliśmy wtedy w pracy.
Jeśli przegramy sprawę przed Sądem Okręgowym, możemy złożyć odwołanie do Sądu Apelacyjnego. To sąd wyższej instancji, który ocenia pracę Sądu Okręgowego. Jeśli w pierwszym procesie nie wzięto pod uwagę wszystkich dowodów, to Sąd Apelacyjny może skierować sprawę do ponownego rozpatrzenia. Może też zmienić niekorzystny dla nas wyrok.

Szykanowana byłam w najtrudniejszym dla mnie okresie.

Irmina Sadłos z Ostrowca Świętokrzyskiego: - Ciąża cały czas była zagrożona, a do tego doszły jeszcze kłopoty z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych, nerwy, napięcie. Szykanowana byłam w najtrudniejszym dla mnie okresie.

Teraz pozostało mi walczyć o honor.

Joanna Duda z Węgrzynowa w gminie Mniów: - W Urzędzie Pracy powiedziano mi, że ciąża nie jest chorobą i mogę bez problemu podjąć pracę. W Sądzie Okręgowym sprawę przegrałam, chociaż początkowo wydawało się, że prawo jest po jej stronie. Teraz już nie chodzi nawet o te pieniądze, ale o mój honor. Chcę wykazać, że nikogo nie chciałam oszukać. Jestem uczciwą osobą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie