MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kaprys bogów, czyli twierdza Parlament Europejski

Jarosław PANEK

Zwykły śmiertelnik nie dostanie się do wewnątrz tak po prostu. Po spełnieniu wielu formalności będzie musiał czekać kilka miesięcy, zanim otrzyma przepustkę. Brukselska siedziba Parlamentu Europejskiego jest zamkniętą fortyfikacją, dostępną tylko dla eurodeputowanych i unijnych urzędników. Już wkrótce zacznie tu obradować 54 polskich europarlamentarzystów, których wybierzemy pojutrze. Odwiedziliśmy to miejsce specjalnie dla czytelników "Echa Dnia".

Dlaczego "kaprys bogów"? Ta raczej niezbyt pochlebna nazwa brukselskiej siedziby Parlamentu Europejskiego, ukuta przez mieszkańców miasta, ma podwójny rodowód. Po pierwsze oznacza rozrzutność, z jaką unijni urzędnicy wybudowali ten obiekt oraz pięć identycznych, szklanych superwieżowców, które stanęły tuż obok parlamentu, kosztem kilkuset milionów euro. Ale "kaprys bogów" to także nazwa jednego z gatunków... sera w Belgii, którego kształt jest niemal identyczny z kształtem parlamentu. Polskim odpowiednikiem tej bryły byłaby jajowata wersja sera "valbon". Jak więc widać, poczucia humoru Brukselczykom nie brakuje i choć nie wszystkim podoba się ten obiekt, to miasto dumne jest z jego lokalizacji właśnie u siebie, Przynosi to prestiż, ale także ogromne pieniądze do brukselskiej kasy gminnej. I to pomimo faktu, że tak naprawdę tutejszy "kaprys bogów" jest ledwie dodatkową, a nie główną siedzibą parlamentu, bo ta właściwa znajduje się w Strasburgu. Ogromne, drogie i kosztowne supergmaszysko z przyszłości służy europarlamentarzystom jedynie jako... dodatkowo sala posiedzeń. Tak naprawdę bowiem tutaj obradują tylko komisje parlamentarne oraz grupy polityczne i poszczególne frakcje polityczne. Z rzadka odbywają się natomiast dodatkowe sesje plenarne, gdyż od tego jest Strasburg, gdzie takie sesje są przeprowadzane co miesiąc. Również w Strasburgu zapadają najważniejsze decyzje i tam głosowany jest budżet Unii Europejskiej. Tak więc wspólnota europejska posiadała stosowne biurowce i tak zafundowała sobie nowy ładny budynek parlamentarny w Brukseli. Zresztą wielbicielom biurokracji warto wspomnieć, że z kolei sekretariat Parlamentu Europejskiego nie miesi się ani w Brukseli, ani w Strasburgu, a w niewielkim... Luksemburgu. Ale dość już urzędniczych zawiłości, w których dobrze poruszają się jedynie eurokraci.

Gmach z przyszłości

Jak wygląda brukselska siedziba parlamentu, do którego już pojutrze wybierzemy po raz pierwszy deputowanych z Polski? Gdzie polscy parlamentarzyści będą wypoczywać, gdzie obradować, gdzie załatwiać swoje służbowe sprawy?

Każdy, kto wchodzi do tego budynku, obojętnie deputowany czy urzędnik, przechodzi kontrolę, taką samą jak na lotnisku. Bagaż jest prześwietlany, a metalowe rzeczy, takie jak klucze, telefon komórkowy i inne trzeba przenieść w specjalnym koszyku. Ten, kto pokona te procedury i po raz pierwszy odwiedza Parlament Europejski, wchodzi najpierw na pierwsze piętro, gdzie otwiera najczęściej buzię z zachwytu. Wita go bowiem imponująca okrągła klatka schodowa, zakończona szklanym dachem i ozdobiona ogromną stalową współczesną rzeźbą wysoką na kilka kondygnacji. Klatka ta bezpośrednio prowadzi do głównej, ogromnej sali posiedzeń, w jakiej do tej pory mieściło się 626 deputowanych, a po najbliższych wyborach w poszerzone Unii Europejskiej zasiądzie ich tutaj 732. Ale bez obaw. Miejsca wystarczy dla każdego, bo sala jest przewidziana na około tysiąc osób. Przed każdym deputowanym leżą oczywiście słuchawki, w których słychać symultaniczne tłumaczenia parlamentarnych przemówień na wszystkie języki Unii Europejskiej, w tym od 1 maja również na język polski. Gdy podniesiemy wzrok znad pulpitu i zadrzemy wysoko głowę, z łatwością zobaczymy pod sufitem sali kabiny tłumaczy, od których aż roi się w każdej unijnej instytucji. Sprzęt nagłaśniający, słuchawki oraz klimatyzacja i stały obieg świeżego powietrza działa w tej ogromnej sali, a raczej po prostu hali, naprawdę wzorowo, a fotele eurodeputowanych są bardzo wygodne. Do pełnego szczęścia brakuje im jednak zniesienia kilku ograniczeń, jak choćby wnoszenia na salę obrad filiżanki kawy z pobliskiej restauracji, o czym nawet informuje stosowny piktogram przy każdym z wejść. Jeżeli któryś z eurodeputowanych chce wypić kawę, musi po prostu przejść do sąsiadującej z salą obrad ogromnej kawiarni i restauracji, z której ogromnych przeszklonych połaci rozciąga się widok na pobliski park. Tu można zatopić się w wygodnych skórzanych kanapach lub przysiąść na zwariowanych kolorowych krzesełkach przy niewielkich stolikach. Do urządzenia tego wnętrza zatrudniono najlepszych światowych architektów. Z sali obrad do reszty biur deputowanych i do pomniejszych sal, gdzie zbierają się kilkudziesięcioosobowe komisje parlamentarzystów, trzeba przejść przez szeroki... wiszący zabudowany szklany most, znajdujący się nad ulicą, po której pędzą luksusowe auta dyplomatów. Mostem przechodzimy do mniej reprezentacyjnej, choć być może ładniejszej pod względem architektonicznym części parlamentu, czyli ogromnego kompleksu budynków ze stali i szkła. Dolne partie tego obiektu to wielkie, wysokie na kilka kondygnacji, korytarze z przeszklonymi dachami, pod którymi rosną drzewa i inne duże rośliny. Dopiero nad tym wszystkim góruje pięć piętnastopiętrowych wieżowców dla unijnych urzędników. Aż trudno uwierzyć, że tyle powierzchni biurowej potrzebuje Unia Europejska, a przecież zwiedzamy tylko samą siedzibę parlamentu. Tuż obok swój gigantyczny osobny biurowiec ma Komisja Europejska, w której pracuje około... 10 tysięcy urzędników.

Tajemnice deputowanych

Turyści, którym raz w roku udaje się wejść do tego budynku bez specjalnych przepustek i za darmo, bardzo chętnie odwiedzają korytarz, w którym znajdują się skrytki pocztowe eurodeputowanych ze wszystkich krajów członkowskich. Dla polskich parlamentarzystów takie skrytki również przewidziano. Ale ponieważ wybierzemy ich dopiero za dwa dni, pocztowe skrzynki wykorzystywali polscy obserwatorzy do parlamentu, czyli po prostu wyznaczeni posłowie z naszego Sejmu. Wszystkie skrytki są otwarte, można więc bez problemu sprawdzić, jaka korespondencja i do kogo przychodzi. Są to najczęściej zaproszenia na bankiety, szkolenia, materiały do narad, konferencji, dyskusji... Niektórzy eurodeputowani i obserwatorzy zupełnie ignorują tę korespondencję. Kiedy zajrzeliśmy do skrytki świętokrzyskiego "barona" Sojuszu Lewicy Demokratycznej, posła Jerzego Jaskierni, dosłownie zasypała nas sterta nie odebranych materiałów. Większym zainteresowaniem tymi przesyłkami nie grzeszy również na przykład świętokrzyska posłanka Zofia Grzebisz-Nowicka, również z Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Za to ze skrytek Andrzeja Leppera czy radomskiego posła Stanisława Łyżwińskiego z Samoobrony ktoś wybiera wszystkie materiały regularnie.

Idąc dalej tym samym korytarzem, docieramy w końcu do przestronnych holi, na których za szklanymi gablotami zgromadzono pamiątki demokracji ze wszystkich krajów członkowskich. Jest więc na przykład fotel z belgijskiego senatu, repliki pierwszych konstytucji z niektórych krajów, mównice z narodowych parlamentów i tym podobne. Stąd już tylko krok do mniejszych sal obrad. Mieszczą one zwykle po kilkadziesiąt do kilkuset foteli i również mają stanowiska kabinowe dla tłumaczy, mównicę, słuchawki, klimatyzację i wszystkie inne bajery, które sprawiają, że eurodeputowanym obraduje się nader wygodnie.

A do grona tych wybrańców za kilka dni dołączy 54 Polaków. Zazdroszcząc im bądź nie wysokich europejskich diet i naprawdę luksusowych warunków pracy, trzeba pamiętać, że tak czy siak kogoś wybrać musimy i na głosowanie iść trzeba. Nie będzie tak, że jeżeli głosować nie pójdziemy, to nikt tych wolnych posad nie obejmie. Lepiej więc już wybrać kogoś, kogo przynajmniej uważamy za dobrego kandydata.

Krótka historia Parlamentu Europejskiego

Parlament Europejski powstał w 1958 roku, najpierw jako Europejskie Zgromadzenie Parlamentarne wywodzące się z Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali. W jego pierwszym posiedzeniu uczestniczyły 142 osoby. Na pierwszego przewodniczącego wybrano jednego z założycieli Unii Europejskiej Roberta Schumana. W 1962 roku Zgromadzenie przyjęło nazwę "Parlament Europejski" i nazwa ta obowiązuje do dziś. Pierwsze wybory bezpośrednie do Parlamentu Europejskiego odbyły się w czerwcu 1979 roku. W 34 lata od zakończenia II wojny światowej dawni wrogowie i skłóceni z sobą europejscy sąsiedzi po raz pierwszy poszli do urn, aby wybrać członków wspólnego parlamentu. Dzisiaj ciało to obraduje w trybie sesyjnym. Sesje trwają dwanaście miesięcy i rozpoczynają się w drugi wtorek marca każdego roku. Każda sesja podzielona jest na miesięczne podsesje. Eurodeputowani, podobnie jak w polskim Sejmie, pracują w komisjach liczących od 25 do 55 parlamentarzystów.

Podział według frakcji politycznych

Wbrew temu, co wmawiają nam podczas kampanii polscy kandydaci na eurodeputowanych, będzie im bardzo trudno bronić polskich interesów, bo w Parlamencie Europejskim zasadniczo nie ma podziałów narodowych i nie dyskutuje się o problemach narodowych, tylko ogólnych, dotyczących rozwiązań w całej Unii Europejskiej. Wszyscy posłowie podzieleni są nie według krajów, a według frakcji politycznych, a więc socjaldemokracja, chadecja, zieloni, i tak dalej. Dlatego polscy eurodeputowani, podobnie jak ich koledzy z innych krajów, nawet nie będą koło siebie siedzieć. Każdy znajdzie bowiem miejsce w tej części sali, w której zasiada dana frakcja polityczna, łącząca parlamentarzystów o tych samych poglądach politycznych ze wszystkich krajów członkowskich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie