Kary za zaśmiecanie lasów będą dziesięciokrotnie wyższe!

Ministerstwo Środowiska zapowiada wprowadzenie nowych przepisów, zgodnie z którymi kara za zaśmiecanie lasu ma wzrosnąć z obecnie obowiązujących 500 złotych do maksymalne 5 tysięcy złotych. W planach jest również wprowadzenie kary dodatkowej - orzeczeń o pracach społecznie użytecznych. Będzie polegała na sprzątaniu terenów zielonych przez sprawcę, oraz obowiązku wypłacenia nawiązki w wysokości równej kosztom usunięcia odpadów. Ministerstwo zapowiada zakup aż 10 tysięcy foto pułapek, kamer noktowizyjnych i dronów, które służby leśne będą umieszczać w miejscach, gdzie najczęściej dochodzi do zaśmiecania i używać do patrolowania lasów. Pomoże to ustalać sprawców wykroczeń. Obecnie Straż Leśna za zaśmiecanie może nałożyć mandat do 500 złotych, lub skierować wniosek do sądu o ukaranie, co zdarza się w przypadku szczególnie rażących wykroczeń.

20 milionów na sprzątanie

Zaśmiecanie lasów to problem, z którym od lat leśnicy nie mogą sobie poradzić. Rocznie na uprzątanie odpadów Lasy Państwowe płacą 20 milionów złotych! Zabieranych jest około 115 tysięcy metrów sześciennych śmieci - wypełniłyby ponad tysiąc wagonów kolejowych! Problem miał się skończyć po wprowadzeniu podatku śmieciowego. Jaki sens wozić odpady do lasu i narażać się na kary, skoro spod domu wszystko zabierają do sortowni? - W pierwszym okresie rzeczywiście to działało, sytuacja się poprawiła. Dzikie wysypiska, które były prawdziwą zmorą, uprzątnęliśmy i nowe nie powstają. Ale w ostatnim czasie coraz więcej odpadów jest podrzucanych na tereny leśne - mówi Piotr Fitas, nadleśniczy Nadleśnictwa Suchedniów.

Zestaw grzybiarza

Najczęściej spotyka się drobne odpady, pozostawiane przez spacerowiczów czy grzybiarzy. - Problem największy jest w pobliżu dużych aglomeracji. Gdzie są ludzie, są i śmieci. Jesienią najczęściej znajdujemy „zestawy grzybiarza” - obok siebie leżą „małpka” i puszka po piwie - opowiada Piotr Fitas. - Butelki i puszki to „cisi mordercy”. Resztki napojów przyciągają owady. Do puszek i butelek wchodzi mnóstwo chrząszczy i innych owadów, skuszonych resztkami napojów. Nie mogą się wydostać i giną - mówi Roman Wróblewski, zastępca nadleśniczego Nadleśnictwa Kielce.

Taniej zawieźć do lasu

Od pewnego czasu leśnicy coraz częściej natrafiają na inny rodzaj śmieci. Najczęściej to duże ilości gruzu, zmieszanego ze styropianem i innymi odpadami budowlanymi, wyrzucane w jednym miejscu. W ubiegłym roku w Skarżysku ktoś zostawił na leśnej drodze tony rozbitego betonu. Uprzątnięcie kosztowało Nadleśnictwo Suchedniów kilkanaście tysięcy złotych. - Przedsiębiorcy czy ludzie remontujący mieszkania wywożą śmieci, żeby zaoszczędzić. Wynajęcie kontenera kosztuje kilkaset złotych - wyjaśnia Piotr Fitas. Kilka lat temu na terenie Nadleśnictwa Starachowice znaleziono hałdę odpadów medycznych - zużytych igieł, strzykawek i innych materiałów. Bywa, że ludzie śmiecą w jeszcze innym celu. W pobliżu rezerwatu Góra Sieradowska leśnicy wykopali głębokie rowy na obrzeżach lasu, żeby uniemożliwić nielegalny wywóz drewna. Okoliczna ludność skutecznie zasypuje je odpadami, żeby zlikwidować przeszkodę.

Grzebiemy w śmieciach

Służby leśne się nie poddają. W każdym nadleśnictwie działa straż leśna, dobrze wyposażona i wyszkolona. - Ostatnio dwukrotnie dzięki foto pułapkom ustaliliśmy sprawców wywożenia dużych ilości śmieci - informuje Piotr Fitas. Tyle, że przedsiębiorcy często taniej wychodzi zapłacić 500 złotowy mandat, niż oddać odpady na wysypisko. - Nierzadko po prostu grzebiemy w śmieciach. Często udaje się znaleźć fakturę czy kopertę z adresem. I tak ustalamy właściciela śmieci - przyznaje Roman Wróblewski. Jego zdaniem podwyższenie kar z 500 do 5 tysięcy złotych to dobry pomysł. A jeszcze lepszy - wprowadzenie nakazu sprzątania. Wstyd może odstraszać bardziej, niż grzywna.