Renata Drozd
Kielczanka. Absolwentka Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia w Kielcach. Studia kontynuowała w Akademii Muzycznej w Łodzi. Przez kilka lat prowadziła klasę wokalną w Szkole Muzycznej w Kielcach. Od 2005 roku jest solistką Teatru Muzycznego w Lublinie. Od 2006 roku solistka "Filharmonii dowcipu" Waldemara Malickiego. Mieszka w Kielcach z mężem Krzysztofem i synami - 12-letnim Ignasiem i 6-letnim Antosiem.
Telewizyjny program kabaretowy "Filharmonia dowcipu" cieszy się ogromnym powodzeniem. Jedyny w swoim rodzaju kabaret muzyczny Waldemara Malickiego bije wszelkie rekordy popularności. W programie śpiewa kielczanka Renata Drozd. Nam opowiedziała o kulisach nagrań i koncertów oraz o planach na najbliższy okres.
* Od kiedy współpracuje pani z Waldemarem Malickim?
- Wszystko zaczęło się od udziału w festiwalu "Klasycznie i z żartem" w Nowym Sączu w 2006 roku. W tym samym roku brałam udział w Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu.
* Miała pani mocne wejście podczas tego festiwalu?
- Mój taniec na fortepianie przeszedł do historii opolskich festiwali. To było duże wyzwanie i ryzyko. Miałam tremę, bo po raz pierwszy występowałam przed tak ogromną publicznością. Reakcja świetnie bawiącej się widowni upewniła mnie, że podjęłam słuszną decyzję.
* Jak układa się współpraca z Waldemarem Malickim?
- Wspaniale. To znakomity pianista i prawdziwy showman, który poprzez zabawę uczy publiczność muzyki. A przy tym jest inteligentny, błyskotliwy, dowcipny. Okazuje się, że muzyka poważna nie jest taka straszna, wszystko zależy od tego, jak się ją podaje.
* Jest pani śpiewaczką operową. Czym jest dla pani udział w programie, propagującym muzykę na wesoło?
- Udział w tym show jest czymś nowym, pozwala mi sprawdzić się w innej formie scenicznej i nabrać dystansu do zawodu śpiewaka operowego. Z przyjemnością uczestniczę w kabarecie muzycznym z racji panującej rodzinnej atmosfery, choć wielogodzinne próby są ogromnie męczące i stresujące. Napięcia rozładowuje serdeczna atmosfera w zespole. Otaczający mnie ludzie mają dystans do życia i duże poczucie humoru. Każde wyjście na scenę to dla mnie święto. Doskonale układa się współpraca z Zenonem Laskowikiem, znakomitym artystą i miłym kolegą.
* Czy zawsze programy są dopięte na ostatni guzik?
- Staramy się, aby tak było, ale nie zawsze udaje się. Podczas jednego z moich występów tuż przed wyjściem na scenę pękł zamek w gorsecie. Kostiumolog pospinał gorset agrafkami. Pech chciał, że podczas śpiewu jedna z agrafek pękła i wbiła się w ciało. Odczułam to bardzo dotkliwie, mimo bólu i stresu, z uśmiechem dokończyłam arię.
* Dziękuję za rozmowę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?