Zdecydowanie kino europejskie skierowane jest do osób ambitnych. Takich, które idą do kina nie tylko w celach rozrywkowych, ale też mają ochotę i czas pomyśleć nad tym, co zobaczą. Cechą rozróżniającą te dwa "światy" jest temat, jaki jest poruszany. W kinie europejskim to tematy bliskie człowiekowi i na tyle aktualne, że niejednokrotnie widzowie mogą się z nimi utożsamiać.
Kino amerykańskie robi natomiast wszystko, żeby owych ludzkich problemów nie dotykać. Reżyserzy uważają chyba, że skoro ludziom i tak jest źle, to nie będą zainteresowani ambitnym kinem, a jedynie jego namiastką w postaci idiotycznych i niejednokrotnie żałosnych scenariuszy, nawet nie zbliżonych do świata realnego. A jak już się pojawiają to są przerysowane lub tak dobrze przykryte płaszczykiem śmiechu i humoru, że aż niewidoczne.
Tymczasem twórcy europejscy koncentrują się na wewnętrznych przeżyciach bohatera. Na tym co zwyczajne i ludzkie. To człowiek sam w sobie staje się takim odrębnym, autonomicznym światem, zadziwiającym bogactwem swej egzystencji. Oni wiedzą, że obok radości i wzruszeń, w życie ludzkie wpisany jest dramat, cierpienie i smutek - stąd odchodzą bardzo często od happy endu - tak typowego w kinie rodem z Hollywood.
Różnica jest również w samej interpretacji filmu i jego efekcie końcowym. Ile to razy po obejrzeniu filmu amerykańskiego nawet nie umiemy powiedzieć o czym opowiadał, a wrażenie, jakie na nas wywarł trwa dokładnie tyle, ile sam film.
Ilość filmów zza oceanu sprawia, że filmy europejskie spychane są na drugi plan. I w ten sposób przekonuje się potencjalnego widza, że dziś liczy się tylko zawrotne tempo akcji, bohaterowie-herosi oraz efekty specjalne wbijające w fotel.
Ludzie jakby zapominają, że istnieje jeszcze kino psychologiczne, refleksyjne, które też ma olbrzymią siłę oddziaływania, a jego twórcy znani są i cenieni w światowej kinematografii po dzień dzisiejszy. Chyba każdy kojarzy któreś z nazwisk: Bergman, Saura, Almodovar, Antonioni, Bertolucci, Kusturica, Michałkow, Tornatore, Wajda, Kieślowski.
Z całą pewnością można kino europejskie nazwać kinem ambitnym i kinem dla inteligentnych. Zastanawiające jest tylko to, czemu ma ono tak małą widownię w Polsce, a już w szczególności w Kielcach? Wnioski końcowe nasuwają się same i nie są one pochlebne dla kieleckiej publiczności. Wolimy lekkie, głupie, zabawne nic za sobą nie niosące kino. Pytanie tylko czy to dobrze i czy nas to czasem nie uwstecznia?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?