Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koszmar przy wędrownym cyrku w Rakowie. Agresywne psy rzuciły się na dziewczynkę i jej ojca!

Paulina Baran [email protected]
Stanisław Krzemiński widząc, jak rozwścieczone psy próbowały rozszarpać jego siedmioletnią córkę, rzucił się jej na ratunek, przez co sam został ciężko ranny.
Stanisław Krzemiński widząc, jak rozwścieczone psy próbowały rozszarpać jego siedmioletnią córkę, rzucił się jej na ratunek, przez co sam został ciężko ranny. Dawid Łukasik
Do wypadku doszło w poniedziałek w Rakowie, w powiecie kieleckim, gdzie przyjechał wędrowny cyrk Arizona. Kiedy siedmioletnia dziewczynka przyszła z tatą obejrzeć zwierzęta stojące w zagrodzie obok cyrkowego namiotu, nie miała pojęcia, że za kilka chwil znajdzie się w prawdziwym piekle.
Właściciel cyrku Michał Szafranek wyjaśnia, że psy były uwiązane na trzymetrowych sznurkach.
Właściciel cyrku Michał Szafranek wyjaśnia, że psy były uwiązane na trzymetrowych sznurkach. Dawid Łukasik

Właściciel cyrku Michał Szafranek wyjaśnia, że psy były uwiązane na trzymetrowych sznurkach.
(fot. Dawid Łukasik )

ZOBACZ także:
Psy pogryzły 58-letnią kobietę pod Działdowem

(dostawca: TVN24/x-news)

Na dziecko rzuciły się dwa agresywne psy

Kiedy dziecko podeszło do stojącego obok zagrody busa, napadły na nie dwa agresywne psy. Widzący całą sytuację ojciec bez chwili zastanowienia rzucił się na pomoc dziewczynce i to on został najciężej poszkodowany. Ratując dziecko nachylił się tak nisko, że psy pogryzły mu głowę oraz szyję. Na ratunek przybiegła także pracownica cyrku, która ostatecznie siłą oderwała zwierzęta od ich ofiar.

Z ranami kąsanymi trafili do szpitali w Kielcach

Marta Solnica, dyrektor Świętokrzyskiego Centrum Ratownictwa Medycznego w Kielcach wyjaśniła, że poszkodowani sami zgłosili się do punktu ratownictwa medycznego w Rakowie, po czym szybko zostali przewiezieni do szpitali w Kielcach. Przemysław Wolak, specjalista chirurgii dziecięcej i onkologicznej ze Szpitala Dziecięcego w Kielcach wyjaśnił, że dziewczynka ma rany kąsane podbrzusza, ale jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.

Bardziej poszkodowany ojciec trafił do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach. Mężczyzna ma ogromne szczęście, ponieważ jeden z psów ugryzł go w szyję, bardzo blisko tętnicy.

Tragedii można było uniknąć?

Dlaczego doszło do dramatu i dlaczego dziecko znalazło się w rejonie zasięgu agresywnych psów będzie musiała zbadać policja, która już zajęła się sprawą. Problem w tym, że właściciel cyrku oraz poszkodowany mężczyzna mają "nieco" inne zdania na ten temat. Właściciel twierdzi, że dziewczynka weszła na plac, który był oznakowany taśmą, nie zważała także na znak informujący o tym, że znajdują się za nim agresywne psy. Podkreśla, że zwierzęta były uwiązane, ale dziecko podeszło za blisko.
Ojciec dziecka jeszcze we wtorek był w szoku i ciężko było mu mówić o całej sytuacji. Podkreślał jednak, że na miejscu wypadku nie było żadnych oznaczeń dotyczących groźnych psów, a tym bardziej taśm zabraniających wstępu na wyznaczony teren cyrku.

SPRAWDŹ najświeższe wiadomości z powiatu KIELECKIEGO

We wtorek psy, które pogryzły siedmiolatkę i jej ojca były już w kojcu.
We wtorek psy, które pogryzły siedmiolatkę i jej ojca były już w kojcu. Dawid Łukasik

We wtorek psy, które pogryzły siedmiolatkę i jej ojca były już w kojcu.
(fot. Dawid Łukasik )

- Przyjechałem z pracy i chciałem pokazać córce zwierzątka, które przyjechały do Rakowa. Ona jest miłośniczką zwierzaków i wiedziałem, że sprawi jej to niezwykłą radość- opowiada pan Stanisław. Wyjaśnia, że ani on ani jego córka zupełnie nie spodziewali się, że zagrody w której znajdowały się niegroźne zwierzęta strzegą dwa agresywne psy. - W pewnej chwili usłyszałem straszliwe szczekanie i zobaczyłem, jak psy atakują moją córkę. Rzuciłem się, żeby ją ratować, tak strasznie się bałem, że pogryzą jej buzię - wspomina mężczyzna.

Przyznaje, że z opresji uratowała ich pracownica cyrku, która widząc, co się dzieje, siłą oderwała od nich zwierzęta. - Razem z córką byliśmy przerażeni. Jestem przekonany, że ona już do końca życia będzie miała traumę i bardzo obawiam się, że będzie teraz panicznie bała się piesków, które kiedyś tak bardzo kochała - mówi mężczyzna. Dodaje, że chociaż podczas zdarzenia był w szoku to może z całą pewnością stwierdzić, że teren cyrku nie był oznaczony żadną taśmą, nie widział tam także żadnej tabliczki informującej o zagrożeniu.

Właściciel cyrku Michał Szafranek twierdzi natomiast, że dziewczynka weszła na plac, który był oznakowany taśmą, nie zważała także na znak informujący o tym, że znajdują się za nim agresywne psy. Podkreśla, że zwierzęta były uwiązane na jedynie trzymetrowych sznurkach, ale dziecko podeszło za blisko.

- Ja też jestem ojcem i naprawdę jest mi bardzo przykro, że małe dziecko musiało tak cierpieć. Kupiłem nawet dziewczynce ogromnego misia i jakieś kolorowanki, żeby jakoś pomóc jej przetrwać czas, który będzie musiała spędzić w szpitalu - mówi bardzo zmartwiony mężczyzna. Zaznacza, że absolutnie nie chce się wykręcać od odpowiedzialności, ale gdyby ojciec dziewczynki odpowiednio się nią zajmował i nie pozwolił jej przejść za taśmę to do "nieszczęśliwego wypadku" w ogóle by nie doszło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie