MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Krwawy odwet

Sylwia BŁAWAT

Motyw zasługujący na szczególne potępienie - tak ludzie prawa mówią o zemście. Tak określili to, czym się kierowały młode dziewczyny mordujące człowieka koło Końskich. Identycznego motywu dopatrywano się w ohydnej zbrodni z Ostrowca, kiedy zginął 13-letni chłopiec i kilka lat wcześniej, gdy z ręki mordercy zginęła 17-letnia dziewczyna. Odwet - z tym hasłem na ustach miały naprzeciw siebie stanąć dwie uzbrojone grupy młodych ludzi w Ostrowcu Świętokrzyskim. Mieli kije bejsbolowe, metalowe rury. Jaki finał miałby ten odwet, gdyby policjanci zaspali, łatwo się domyśleć. Krwawy.

To często zaczyna się idiotycznie. Koło Końskich - od zainteresowania starszego człowieka bardzo młodą dziewczyną, w Ostrowcu kilka lat temu - od jakiegoś rzekomego pobicia, w tym samym mieście - od wielkiej miłości. Teraz też początek był idiotyczny. Ktoś kogoś ponoć gdzieś pobił. Jakieś dwa, może trzy tygodnie temu przed jednym z barów w mieście paru chłopaków z jednej dzielnicy pokłóciło się z chłopakami z innego osiedla. Doszło do rozróby. Jedni dostali, drudzy z placu boju odeszli jako zwycięzcy. To wystarczyło, żeby przegrani poczuli zew krwi. Żeby zapragnęli zemsty. Tym bardziej, że w jednej z grup tkwiła niemiła zadra. Nie tylko to pobicie. Chodziło też o narkotyki. Młodzi ludzie z jednego osiedla uważali, iż ci z drugiego zagarnęli ostrowiecki rynek narkotykowy i tak się w nim rozpanoszyli, że trzeba zrobić z tym porządek. A do robienia porządku najlepsza jest siła argumentów. Najlepiej bezpośrednia konfrontacja, zwłaszcza taka, gdy w ręku ma się kije bejsbolowe i rury, które w tego typu dyskusji wydawały się chłopcom najbardziej przemawiające do wyobraźni wroga. Zemsta i żądza władzy - bardziej niebezpieczną mieszkankę trudno sobie wyobrazić. Łatwo natomiast uprzytomnić, co by się stało, gdy chłopcy stanęli naprzeciw siebie. Ci z ostrowieckiego osiedla Ogrody i ci ze Śródmieścia. Jedni i drudzy uzbrojeni. Na pewno byliby bezwzględni, przecież w tłumie każdy jest bohaterem. Na pewno polałaby się krew. Co dalej? Policjanci z Ostrowca Świętokrzyskiego doskonale pamiętają, co się stało kiedyś, gdy chłopak z jednego osiedla w mieście pojawił się w innym, w którym trafił na grupę "wrogów". Nie przeżył.

Był z innego osiedla

To było niemal dokładnie pięć lat temu. 16-letni Rafał mieszkał w ostrowieckim osiedlu Stawki. Tamtego listopadowego dnia razem z kolegami ruszył na Rosochy po zeszyt do kumpla. Po drodze mijali grupę miejscowych chłopaków. Ci byli agresywni. Zaczepili obcych, mieli poczucie własności ziemi, zabronili tym ze Stawek przechodzić przez ich terytorium. Głupie, prawda? Ci ze Stawek już w tym momencie poczuli, że coś złego się dzieje. Zawrócili, ale już było za późno. Tamci pobiegli za nimi.

Za 16-letnim Rafałem pobiegł chłopak cztery lata starszy. Niestety, dogonił go. Prokurator potem mówił, że 20-latek bez słowa pchnął uciekającego ostrym narzędziem w klatkę piersiową. Bagnetem z 20-centymetrowym ostrzem. Gdy tamten upadł, napastnik dalej bił i kopał. Rafał wciąż żył, próbował uciekać, ale przebiegł zaledwie kilka kroków, upadł i stracił przytomność. Koledzy próbowali go cucić, jakaś przypadkowo przechodząca tędy kobieta wezwała pogotowie, ale akcja ratunkowa na nic się nie zdała: Rafał zmarł po przewiezieniu do szpitala.

Miał tylko 16 lat. Czemu zginął? Bo poszedł nie na swoje osiedle? Bo przechodził nie tą drogą? O tym wszystkim, o tym, jak może się kończyć w Ostrowcu wojna między osiedlami, znakomicie zdawali sobie sprawę policjanci, kiedy w sobotę swoimi kanałami dowiedzieli się, co się szykuje w mieście. Zaniepokoiło ich jeszcze jedno - że to nie jest jakaś tam zwykła zadyma, lecz chłopcy pałają do siebie żądzą zemsty. Że ci, którzy tę wojnę wygrają, będą uważać się za tych, którzy rządzą w mieście. A zemsta w Ostrowcu też kojarzy się ze śmiercią. Zwłaszcza zemsta za jakieś tam pobicie, którego nikt już właściwie nie pamięta.

Odwet za jakieś pobicie

Takie samo pobicie, odległe, mgliste, które było, albo nie, stało się zarzewiem potwornej zbrodni, za którą Ostrowiec wstydzi się do dziś. Zbrodni na 13-letnim chłopcu, który zginął z rąk nieco tylko starszych "kolegów".

Niespełna dwa lata po śmierci Rafała na Rosochach, w mieście doszło ponoć do pobicia. 17-letni mieszkaniec Ostrowca Świętokrzyskiego dostał od nastolatków podobno za jakieś dziewczyny, które przychodziły na ulicę Sienkiewicza w rejon fontanny. "Pobity" - jak mówili jego koledzy - rozpoznał wśród grupy bijących 13-letniego Piotra. Więc biedna 17-letnia ofiara losu powiedziała swoim kumplom o pobiciu i wspólnie zdecydowali, że wyrównają rachunki.

Odważni w grupie, poszli szukać 13-latka. Znaleźli. Zawiązali Piotrkowi oczy i piechotą zaprowadzili na teren ośrodka wypoczynkowego w Gutwinie, gdzie są trzy stawy. Na wale pomiędzy dwoma z nich kazali swojej ofierze uklęknąć. Potem - przynajmniej tak ustalono - jeden z nich uderzył Piotra maczetą w tył głowy. Bezwładnego 13-latka wrzucili do stawu, ale najwyraźniej dawał jeszcze oznaki życia, bo wyciągnęli go na brzeg. Zadawali ciosy nożami. Potem wrzucili dziecko do wody i odeszli. Resztę nocy spędzili grając na komputerze.

- To wyjątkowo wstrząsające, okrutne morderstwo. Chłopiec miał ranę rąbaną na głowie, rany kłute w okolicach serca i na całym ciele, ucięty kawałek ucha - mówił prokurator. On też ustalił, że jeden z oprawców, nim zaczął zadawać ciosy, jeszcze się przeżegnał. Wstrętne. Najstarszy z nich miał 21 lat, najmłodszy 16. Ich ofiara nie przeżyła. 13-letni chłopiec. Tak w Ostrowcu wyglądał odwet za jakieś pobicie.

Absolutne zaskoczenie

Czego więcej trzeba wyobraźni, by przed oczami nakreśliła scenariusz sobotniej nocy w Ostrowcu? Kije bejsbolowe, stalowe pałki, ochraniacze na zęby. Grupa młodych ludzi gotowych walczyć o przywództwo. Gotowych mścić się za wyimaginowane pobicie. Gotowych na wszystko, byle tylko pokazać, kto tu rządzi i kto jest twardzielem.

Nic więc dziwnego, że gdy tylko policjanci dowiedzieli się, co się szykuje, ruszyli do działania. O pomoc poprosili kolegów z Samodzielnego Pododdziału Prewencji Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach, ci przyjechali trzema busami. Prócz tego - siły policji ostrowieckiej. Wszyscy na nogach, w pełnej gotowości. Radiowozy na sygnałach.

- Wiedzieliśmy, gdzie ta grupa się zbiera, wiedzieliśmy także, że będzie się kierowała do baru w mieście, przed którym kiedyś rzekomo doszło do tego pobicia, za które teraz mieli brać odwet - opowiada jeden z oficerów. - Trzeba było ich wyłapać i unieszkodliwić, nim stanęli naprzeciw siebie.

I tak właśnie się stało. Policjanci ruszyli w miasto. Legitymowali mniejsze grupy, o których przypuszczali, że udają się na plac boju. W rejonie liceum imienia Chreptowicza natknęli się na główne "siły" chuliganów.

- Byli absolutnie zaskoczeni. Jedyne, co w tej sytuacji przyszło im do głowy w chwili, gdy zobaczyli nadjeżdżające na sygnale radiowozy, to odrzucać od siebie przedmioty, których dzieci z dobrych domów nie zwykły przy sobie nosić. Potem grzecznie jechali z nam do jednostki - opowiada podinspektor Sławomir Szymański, naczelnik pionu kryminalnego Komendy Powiatowej Policji w Ostrowcu Świętokrzyskim. To, co wyrzucała młodzież, jego ludzie znajdowali. Drewniane kije, metalowe rurki, nawet ochraniacze na zęby.

Nic nie zdążyli zrobić

Tej nocy policjanci wylegitymowali 50 osób w wieku od 17 do 30 lat, wśród nich ponoć także ludzi podających się za fanów piłki nożnej. 37 z nich przywieźli do komendy, tu pracowali nad nimi niemal do rana. Spisywali, drobiazgowo wypytywali, co miało się zdarzyć tej nocy. Zatrzymani byli wyjątkowo zgodni, co do niewinnego charakteru ich nocnego spotkania.

- Mówili, że nie mieli złych zamiarów. Ot, po prostu umówili się z kolegami w klubie i w ogóle nie rozumieją, czemu policja się ich czepia - opowiada jeden z funkcjonariuszy. Tłumaczenie to rzeczywiście niesłychanie wiarygodne. Przecież każdy obywatel na spotkanie z "kolegą" w klubie zabiera kij bejsbolowy i do tego ochraniacz na zęby. To taki tradycyjny polski scenariusz przyjacielskich spotkań.

Już kiedy wszystkie nazwiska i adresy delikwentów (którzy notabene w komendzie zachowywali się wyjątkowo grzecznie, jak zabrane od matki kocięta) znalazły się w policyjnych kajetach, chłopców powypuszczano do domów. Przecież nic złego nie zrobili. Czy raczej - nic złego nie zdążyli zrobić.

- Ale to nie koniec. Będziemy jeszcze z całą tą grupą rozmawiać. Ponieważ w niej znaleźli się też nieletni, poinformujemy i rodziców, i szkoły. Niech dorośli wiedzą, czym ich podopieczni zajmują się w sobotnią noc - dodaje podinspektor Sławomir Szymański. Na pewno policji w tym przypadku należy się jedno. Duże brawa. Gdyby w porę nie zareagowała, w mieście polałaby się krew. A jeśli - powie ktoś - tylko chuchała na zimne, bo chłopcy z kijami bejsbolowymi wcale nie mieli wrogich zamiarów wobec przyjaciół z innego osiedla i nie zemsta była im w głowach? To też dobrze. Wizyta nocą w komendzie policji dla takich grzecznych młodych ludzi to przecież bardzo oryginalny sposób spędzania czasu.

Zemsta za seks?

Zemstę wskazywano jako motyw brutalnego zabójstwa 57-letniego sprzedawcy butów z okolic Końskich, który zginął na początku 2001 roku. Nim jednak doszło do tragedii, mężczyzna na targu poznał dwie bardzo młode dziewczyny, siostry - 16- i 17-letnią. Chciały kupić dwie pary butów, ale pieniądze miały tylko na jedną. Wówczas 57-letni handlarz butami miał zaproponować młodszej z dziewcząt seks w zamian za parę butów. Dziewczyna twierdziła, że się zgodziła, a do "konsumpcji" wedle jej wyjaśnień doszło w okolicznym lesie. Dwa tygodnie później dziewczyny znów przyszły na targ. Młodsza - jak okazało się w toku śledztwa - chciała się zemścić na mężczyźnie. Znowu obydwie pojechały z nim do lasu. Wyjaśniały potem, że jedna zarzuciła mu na szyję sznurek, a druga trzymała za ręce. Walka o życie trwała kilka minut. W akcie oskarżenie napisano, że gdy mężczyzna przestał się bronić, założyły mu na głowę dwie torby foliowe po butach i zawiązały na szyi sznurowadłem. Tłumaczyły, że skrępowały mu ręce i nogi, a potem zaciągnęły do dołu i przykryły.

Zemsta za odrzucenie?

Zemstą kierował się też zabójca 17-letniej mieszkanki Ostrowca Świętokrzyskiego, który swojej ofierze zadał kilkadziesiąt ciosów nożem. Dziewczyna zginęła w 2000 roku w Wielki Piątek. Z ręki 20-letniego chłopaka, z którym była prawie przez trzy lata. Coś zaczęło się między nimi psuć, bo on był coraz bardziej zazdrosny. Gdy pierwszy raz uderzył ją w twarz, zerwała. Powiedziała, że nie będą się więcej widywać, że już ich nic nie łączy. On nalegał, by wciąż byli razem. Ona się nie zgadzała, on prosił. W tamten Wielki Piątek poprosił o spotkanie. Zagroził, iż odbierze sobie życie. Wtedy mu powiedziała, że od kilku dni już jest z innym i nie chce tego zmieniać. Odszedł, był spokojny, ale nie potrafił się z tym pogodzić. Wieczorem czekał na nią przed klatką schodową jej bloku. Stali twarzą w twarz, koło żywopłotu. Nagle zaczęły padać ciosy: raz za razem, metodycznie. Trafiały w klatkę piersiową dziewczyny, jej ramiona, ręce, bark, brzuch. Jeden z nich przeszył mięsień sercowy. Kiedy później prokurator oskarżał 20-latka o zabójstwo dziewczyny, napisał, że chłopak działał z motywacją zasługującą na szczególne potępienie, kierując się zemstą za zerwanie kontaktów towarzyskich.

Zemsta za uwodzenie?

Odwet był także przyczyną... podpalenia stodoły we wsi koło Działoszyc. Tu mieszkał od trzynastu lat 45-letni Ukrainiec, od czasu nieco krótszego żyła z nim trzy lata młodsza kobieta. Pewnego grudniowego dnia dwa lata temu do obojga w odwiedziny przyszedł sąsiad z tej samej miejscowości. We trójkę pili alkohol, a gdy ten się skończył, cudzoziemiec poszedł dokupić trunków. Kobieta została z sąsiadem, wtedy on - jak mówi 42-latka - próbował ją zgwałcić. Udało jej się obronić, a Ukrainiec, gdy wrócił, namolnego sąsiada wyrzucił.
Kilka dni później w tej samej wsi wybuchł pożar, płonęła stodoła. Z dymem poszedł budynek i znajdujące się w nim maszyny. Straty były ogromne - prawie 100 tysięcy złotych, a stodoła należała do... tego właśnie mężczyzny, który rzekomo chciał zgwałcić 42-latkę. Policyjny pies doprowadził funkcjonariuszy do mieszkania Ukraińca. Zatrzymano jego i jego 23-letniego kolegę, Polaka. Obaj przyznali się do podłożenia ognia. Obcokrajowiec przyznał, że zrobił to, z zemsty - gdy tamten człowiek nie przeprosił jego kobiety za co najmniej niestosowne zachowanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie