Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Staszczyk na tropie legendy

Rafał Banaszek
- W tym miejscu wykrywacz metali wskazuje mocny sygnał z głębin - pokazuje pan Krzysztof
- W tym miejscu wykrywacz metali wskazuje mocny sygnał z głębin - pokazuje pan Krzysztof R. Banaszek
Rozmowa z Krzysztofem Staszczykiem, mieszkańcem Jakubowic, który poszukuje zaginionych dzwonów

Rafał Banaszek: * Poszukuje pan XIV-wiecznych dzwonów z kościoła w Januszewicach, które - jak mówi legenda - zaginęły w XIX wieku przy rzece Czarnej w okolicach Jakubowic.

Krzysztof Staszczyk: - To prawda. Gdy miałem siedem, może osiem lat szedłem ze swoją babką do Rzewuszyc. Gdy podszedłem do dołu znajdującego się w starym korycie rzeki Czarnej, babka zaczęła krzyczeć, żebym tam się nie zbliżał.

Opowiedziała mi, że tam są utopione dzwony z Januszewic, które przewozili mieszkańcy do Kluczewska w 1812 roku. Mijały lata i zapomniałem o tej historii. Jakieś pięć lat temu przypomniałem sobie o tym zdarzeniu. Postanowiłem sprawdzić, czy rzeczywiście coś tam jest.

* Co pan wie o tych dzwonach i okolicznościach, w jakich zaginęły?
- Pod koniec XVIII wieku dziedzic Ksawery Turski postanowił wybudować w Kluczewsku nowy kościół. Świątynia powstała w 1812 roku. Biskup krakowski Feliks Paweł Turski, który był wujem dziedzica Ksawerego, wydał zgodę na przeniesienie do nowo wybudowanego kościoła części wyposażenia z XIV-wiecznej drewnianej świątyni z Januszewic.

Pracownicy dworu z Kluczewska zabrali na wóz trzy dzwony brązowe i inne kościelne rzeczy. Dzwony miały być umieszczone na nowej dzwonnicy w Kluczewsku. Gdy zaprzęg przejeżdżał przez rzekę Czarną między Januszewicami a Jakubowicami, doszło do dziwnego zdarzenia.

Według jednej wersji, wóz z dzwonami nagle zapadł się pod ziemię, według innej wersji - woźnica nie trafił na wskazany przez chłopów przejazd (bród) i wjechał w głęboki dół. Byli też tacy, co mówili, że sam diabeł utopił dzwony. Nic dziwnego, że ludzie bali się tego miejsca i na kilometr omijali je szerokim łukiem, bo sądzili, że tu czyha czart.

Wracając do tego zdarzenia, pracowników dworu bardzo zdziwił fakt, że woda całkowicie zakryła duże dzwony, chociaż wcześniej sięgała ledwo do kolan. Weszli do rzeki, żeby je odnaleźć, ale nie było po nich śladu. Zupełnie jakby wszystko zapadło się głęboko pod ziemię. Nie mogli uwierzyć własnym oczom w to, co się stało.

Do tej pory okoliczności zaginięcia januszewickich dzwonów nie zostały do końca wyjaśnione. Sprawą tą interesował się bardzo były proboszcz parafii, ksiądz Marian Janiczko, który opierając się na opowieściach parafian, zaczął wertować stare rejestry i dokumenty i tam rzeczywiście natrafił na wzmiankę w Rejestrze Zaginionych Dóbr Kościelnych pod rokiem 1812, opisującą utratę kościelnych dzwonów.

Szukał ich przez długie lata przy pomocy wykrywacza metali, który sobie zakupił. Jedni ludzie mu pomagali w poszukiwaniach, drudzy się z niego śmiali. O januszewickich dzwonach można poczytać w Internecie w magazynie "Thesaurus news", numer 3 ze stycznia i lutego 2009 (http://www.thesaurus.com.pl/gazeta/numer3/tajem_dzw.html). Z tego, co słyszałem, historia ta jest opisana również w książce "Legendy i podania z powiatu włoszczowskiego".

* Jakie są efekty pańskich poszukiwań?
- Najpierw skontaktowałem się ze znajomym, który posiada wykrywacz metali. Razem sprawdziliśmy to miejsce. Natrafiliśmy na sygnał w dole. W zeszłym roku byłem na zlocie poszukiwaczy skarbów w Chrobrzu koło Buska.

Zapoznałem się tam z dwoma poszukiwaczami. Zaprosiłem ich do Jakubowic. Przyjechali z wykrywaczami i sprawdziliśmy powtórnie. Sygnał faktycznie był. Właściwie natrafiliśmy na dwa sygnały. Ich zdaniem mogą to być dzwony. Metalowe przedmioty mogą znajdować się na głębokości od pięciu do siedmiu metrów.

Żeby potwierdzić prawdziwość znaleziska, potrzebny jest ktoś, kto dysponuje lepszym wykrywaczem, bardziej dokładnym, wyposażonym w specjalistyczny skaner. Wtedy można by ustalić kształt przedmiotu leżącego w ziemi oraz głębokość, na jakiej się znajduje.

Dzwoniłem do tych poszukiwaczy skarbów przed Świętami Wielkanocnymi. Poinformowali mnie, że być może przyjadą do Jakubowic w pierwszomajowy weekend. Utopione dzwony nie dają spokoju nie tylko mnie. Jakieś 30 lat temu był jeden odważny milicjant z Końskich, który wszedł do tego dołu ze sprzętem do nurkowania, ale - z tego, co mi wiadomo - nie mógł dotrzeć do dna.

* Panie Krzysztofie, dlaczego tak panu bardzo zależy, żeby odkryć tę tajemnicę i wydobyć z głębin zabytkowe dzwony kościelne, jeśli oczywiście tam są?
- Z ciekawości.

* A może z chęci zysku, bo na czarnym rynku taki unikatowy towar byłby zapewne nie lada gratką dla kolekcjonerów staroci?
- Gdybym znalazł te dzwony, to zwróciłbym kościołowi w Januszewicach, bo to jest jego własność.

* Czy proboszcz Januszewic wie o sprawie?
- Tak, był informowany. Z tego, co słyszałem, jest zainteresowany tym tematem i nawet oferuje pomoc.

* Na czym więc polega główny problem?
- Podjęcie się akcji wydobycia dzwonów wiąże się z niemałymi kosztami. Po pierwsze trzeba dokładnie osuszyć cały dół z wody, która przy samym brzegu ma głębokość około dwóch metrów, po drugie wynająć koparkę do kopania. Na te prace potrzebne jest dodatkowo pozwolenie od konserwatora zabytków.

* Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie