Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto zawinił w sprawie tragicznej śmierci 14-latka ze Starachowic?

Agnieszka LASEK - PIWARSKA
Nikt, kto znał Piotrusia nie mógł uwierzyć w to co się stało - mówi Bartosz Malik, brat Piotra
Nikt, kto znał Piotrusia nie mógł uwierzyć w to co się stało - mówi Bartosz Malik, brat Piotra
Samobójcza śmierć czternastolatka ze Starachowic wstrząsnęła miastem. Brat chłopca mówi, że współwinna jest szkoła. Jej dyrektor uważa, że oskarżenie jest bezpodstawne.

Piotr nie był wzorowym uczniem, zdarzało mu się robić głupstwa, miał sto pomysłów na minutę, czasem, jak wielu czternastolatków, coś nabroił. 26 maja przed południem, na przerwie w szkole poranił kolegę strugaczką. Wieczorem powiesił się na strychu własnego domu.

Tę tragedię przeżywają wszyscy. Rozpacza matka, która nie radzi sobie bez tabletek, bracia, dziadkowie, rodzina. Znajomi, nauczyciele, koleżanki i koledzy ze szkoły Piotra nie mogą otrząsnąć się z szoku. Niektórzy mają sobie za złe, że nie spostrzegli, nie zaobserwowali, nie powiadomili, nie uwierzyli… Starszy brat Piotra - Bartosz obwinia szkołę. Dyrekcja szkoły zaprzecza jego oskarżeniom. Wszyscy pytają "dlaczego?".

SZKOLNY INCYDENT

14 - letni mieszkaniec Starachowic powiesił się na strychu własnego mieszkania. Lekarze reanimowali chłopca. Zmarł w szpitalu - tak brzmi suchy komunikat. - Do tragedii doszło wieczorem. Chłopca na strychu znalazła matka. Powiesił się na metalowej lince.

Piotr mieszkał razem z mamą i starszym bratem w domu w południowej części miasta. Przed domem wypielęgnowany, równo przycięty trawnik, podwórko wspólne z dziadkami, którzy mieszkają obok. Dom jest niewielki, jednopiętrowy, schludny. Wejście na strych jest od zewnątrz, aby się tam dostać trzeba przystawić drabinę. Piotr często tam wchodził. Woskował narty, zajmował się swoimi sprawami.

O tym, co wydarzyło się tego dnia wiemy z rozmów z dyrekcją gimnazjum, z rodziną chłopca. Był wtorek, Dzień Matki. Rano, jak zwykle Piotr spakował plecak i poszedł do szkoły. Podczas jednej z przerw znalazł starą, połamaną strugaczkę. Skaleczył nią kolegę w udo. Jak mówią nauczyciele, kolega nie chciał powiedzieć kto go zranił, nie chciał wydać Piotra. Piotr sam przyznał się do winy. Dyrektorka Gimnazjum opowiada, że było sporo krwi, że rana wyglądała groźnie.

Zawiadomiono rodziców obu chłopców, pogotowie, policję. Ambulans zabrał chłopca ze zranioną nogą do szpitala, tam go opatrzono. Piotr trafił "na dywanik". Rozmawiała z nim wicedyrektor, dyrektorka, pedagog szkolny i potem policjant. Co i w jaki sposób zostało powiedziane? Brat Piotra uważa, że chłopca wystraszono. Dyrektorka z całą mocą zaprzecza.

Potem podobno Piotr mówił koleżankom, kolegom że już dalej nie może, że już nie wytrzyma, że chce do tatusia…Jego ojciec zmarł w styczniu ubiegłego roku. Przegrał walkę z nowotworem.

NIE PRZYJECHAŁ

Piotr miał dwóch starszych braci. Średni, Bartosz, 26 latek prowadzi myjnię samochodową. Piotr kochał samochody, nie mógł się doczekać, kiedy będzie mógł zdawać egzamin na prawo jazdy. Często bywał w pracy u brata. Klienci go znali, czasem dawali mu pojeździć swoimi autami po placu, brat zlecał mu drobne prace, aby sobie zarobił parę złotych. A to coś posprzątał, a to rozdawał ulotki.

Feralnego dnia Piotr po szkole wrócił do domu. Mama była jeszcze w pracy, zwykle przychodziła do domu po godzinie 18. Bartosz, który już wiedział o tym, co wydarzyło się w szkole, przyjechał do domu. Bracia jedli obiad, rozmawiali. - Był bardzo przejęty - wspomina Bartosz Malik - Starałem się mu wytłumaczyć, żeby się nie przejmował tak bardzo.

Dlaczego?

Dlaczego?

Listopad 2006. 13-letni gimnazjalista z gminy Piekoszów w południe wrócił ze szkoły. Przygotował sobie kakao, zaniósł jedzenie psom, wyrzucił śmieci, zapytał czy może odwiedzić kolegę. Wyszedł z domu, a kilka godzin później ojciec znalazł jego ciało powieszone w szopie nieopodal domu. Chłopiec nie zostawił listu.

Kwiecień 2007. Mieszkanka Buska znalazła w piwnicy domu jednorodzinnego swego powieszonego 15-letniego syna. Policjanci wykluczali, aby ktokolwiek przyczynił się do śmierci młodego człowieka.

Maj 2007. Zginął 14-latek z Kielc. Chłopak spadł z okna na podwórko domu na kieleckim Czarnowie. Policjanci podejrzewali, że targnął się na swe życie. Przyznawali, że zostawił list.

Grudzień 2007. Znicze zapłonęły na korytarzu jednego z kieleckich gimnazjów. Obok stało zdjęcie młodej dziewczyny. 16-letniej uczennicy tej szkoły. Nastolatka - jak ustalili policjanci - powiesiła się w swym rodzinnym domu.

Październik 2008. Policjanci poinformowali, że życie odebrał sobie 18-latek, który w tym roku miał zdawać maturę. Opowiadali, że klasa chłopaka była na wycieczce i część uczniów urządziła huczną imprezę, po której nauczycielka wezwała rodziców, by zabrali dzieci do domu. Był w tej grupie i 18-latek. W domu chłopak zamówił coś na internetowej aukcji a potem wyszedł na rower. Niedługo później nastolatka znaleziono powieszonego. /minos/

- Mówiłem mu, że będzie miał pewnie obniżone sprawowanie, ale niech się poprawi z tych przedmiotów, z których miał się poprawić i jakoś to będzie. Powiedział, że wie, że rozumie. Poszedł się uczyć. Zupełnie nie jak on. Zwykle lekcje odrabiał najpóźniej jak się da, wcześniej miał tysiąc innych spraw. Po obiedzie wróciłem do pracy. Zadzwoniłem do niego, prosiłem żeby znalazł mi kłódkę do bramy, po głosie było słychać, że jakby się już z tego otrząsnął, powiedział, że kłódkę znajdzie, że mi ją przywiezie. Nie przyjechał.

20 minut przed godziną szóstą Piotr zadzwonił do najstarszego brata, Michała. Prosił, aby ten kupił kwiaty dla mamy, bo on nie ma pieniędzy. Gdy mama wróciła do domu, znalazła ciało Piotra na strychu. Powiesił się na lince holowniczej.
Gdy go znaleziono jeszcze żył - mówił Kamil Tokarski, oficer prasowy jednostki policji w Starachowicach - Reanimowali go pracownicy pogotowia. Z zanikiem funkcji życiowych trafił do szpitala. Tam zmarł.

BRAT OSKARŻA

Bartosz Malik o tragedii opowiada bardzo rzeczowo. Stara się być spokojny, opanowany. Mówi, że brata mu to nie zwróci, ale nie chce, aby ta sprawa nie skończyła się jak inne, podobne - ciszą. Mówi, że chce poznać wszystkie okoliczności, całą prawdę.

Był w szkole, rozmawiał z kolegami, koleżankami Piotra, sprawdził telefon komórkowy, komputer brata. Znalazł, między innymi, rozmowę Piotra z kolegą na Gadu Gadu. Pokazuje nam wydruk. Ostatni wpis jest z godziny 17.39. Czytamy między innymi: "moja stara będzie mieć chyba sprawę w sądzie i odszkodowanie", "nie zdam" i "próbowałem się powiesić, ale sznurek się urwał", "mam linkę holowniczą, spróbuję jeszcze raz".

Za to co się stało, brat obwinia szkołę. Złożył w tej sprawie skargę do prokuratury. - On był dzieckiem, którego naprawdę trudno było wystraszyć, więc nie wiem, co i jak mu powiedziano - mówi Bartosz Malik - Sam by tego nie wymyślił, że mama będzie mieć sprawę w sądzie, że będzie trzeba zapłacić odszkodowanie. W domu nie ma wielu pieniędzy, pewnie przejął się tym odszkodowaniem, wziął to do siebie.

Mam pretensje do szkoły, że z czternastoletnim dzieckiem rozmowa z policją odbyła się bez obecności rodzica. Samo pojawienie się policjanta może źle działać na dziecko. W szkole mówią, że poinformowano rodziców. Owszem, mama odebrała telefon od pani pedagog. Ta poinformowała ją, że Piotrek skaleczył ostrzem od strugaczki kolegę i że zrobił to specjalnie.

Za około dwie godziny mama odebrała kolejny telefon, że właśnie odbędzie się rozmowa z policją i proszą, aby mama przyszła jutro rano do szkoły. Nie dziś, a jutro. Szkoła jest współwinna - mówi twardo.

To nie było przesłuchanie tylko rozmowa - mówi Kamil Tokarski, oficer prasowy Komendy Powiatowej w Starachowicach W takich przypadkach nie mamy obowiązku wzywać rodziców, rozmowa odbywała się przy udziale dyrekcji.

NIKT NIE STRASZYŁ

Rozmowa, którą przeprowadziliśmy z Piotrem miała wyjaśnić zdarzenie - mówi dyrektorka gimnazjum Emilia Kornecka. - Nie padły żadne negatywne komentarze, nie padły żadne zarzuty, nikt Piotra nie straszył konsekwencjami.

To w pełni bezpodstawne zarzuty. Rozmawialiśmy o tym, jak doszło do zdarzenia, Piotr przyznał się, stwierdził, że źle zrobił, był spokojny. Rozmowa była rzeczowa, odbyła się z szacunkiem dla ucznia, nie było żadnej napastliwości ani w słowach, ani gestach. Piotr spokojny wyszedł ze szkoły, nie wiem, co się stało potem… Po incydencie ze strugaczką musieliśmy wezwać policję. Takie są procedury, gdy któremuś z uczniów coś się stanie.

Dyrektor dodaje, że po samobójczej śmierci Piotra, społeczność szkoły nie może wyjść z szoku. - Otoczyliśmy młodzież opieką psychologiczną, było w tej sprawie zebranie z rodzicami - mówi dyrektor Kornecka. - Dzieci trudno radzą sobie z emocjami, trudno im się pogodzić, wytłumaczyć sobie.

Sprawę bada prokuratura. Okoliczności zdarzenia w szkole wyjaśnia także powołana przez prezydenta miasta komisja. Brat Piotra nie wierzy ani w serdeczność rozmowy w szkole, ani w efekty pracy prezydenckiej komisji. Czeka na wyniki śledztwa organów ścigania. - Gdy wracałem do domu z pracy zawsze Piotruś otwierał mi bramę, cieszył się, było go wszędzie pełno. - mówi Bartosz Malik - A teraz… Teraz jest pustka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie