Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lubię rysować zwierzęta

Michał KLUSEK
Jeż Edek w oczach Aleksandry Michalskiej-Szwagierczak, ze specjalną dedykacją dla czytelników "Echa Dnia".
Jeż Edek w oczach Aleksandry Michalskiej-Szwagierczak, ze specjalną dedykacją dla czytelników "Echa Dnia". M. Klusek

Rozmowa z Aleksandrą Michalską-Szwagierczak ze Starachowic, czołową polską ilustratorką książek dla dzieci

* Od czego zaczęła się pani przygoda z plastyką?

- Trudne pytanie. Po prostu mi się to podobało i zawsze to robiłam. Właśnie dlatego wybrałam taki kierunek studiów, natomiast już w trakcie ich trwania odkryłam, że wolę tworzyć niż odtwarzać - bardziej mnie ciekawiło tworzenie własnych światów niż na przykład malowanie z natury. Dlatego nie zainteresowałam się malarstwem, tylko grafiką. Nie jestem malarką.

* Skąd czerpie pani pomysły do swych prac?

- Jest tak, o czym w zasadzie każdy wie, ale nie każdy się nad tym zastanawia. Tak naprawdę niczego nowego się nie wymyśli. Można w swojej twórczości przedstawić tylko to, co się widziało, to, co jest. Reszta jest kwestią interpretacji i oczywiście wyobraźni. Kiedy słyszę, kiedy ktoś mówi, że nie ma wyobraźni, to śmieję mu się w nos. Każdy wyobraźnię ma, tylko nie każdy w jednakowy sposób z niej korzysta. Ale na pewno nie powiedziałabym, że pomysły biorą się z wyobraźni.

* Co pani lubi najchętniej rysować?

- Zwierzęta. Oczywiście malowanie ich w proporcjach rzeczywistych daje sporą przyjemność, ale gdy ja widzę dane zwierzątko, to jednak tworzę ilustrację, a nie szukam obiektywnej prawdy. Po tylu latach jest to chyba nałóg. Nie pamiętam kiedy ostatni raz robiłam uczciwy rysunek studyjny, z natury. Z reguły po studiach rzadko się do tego wraca. Po prostu od razu zaczynam interpretować widziane zjawisko. Niedawno miałam kontakt z końmi tarpanami, w okolicach Zamościa. One są świetnymi modelami, bo zawsze oczekują od każdego, kto by się nie pojawił czegoś do jedzenia. Od pierwszego wejrzenia się je kocha.

* W okolicach Zamościa odbywało się ważne wydarzenie...

- Dla mnie ważne. Od lat są organizowane ogólnopolskie plenery ilustratorów w Krasnobrodzie. To jest miejscowość uzdrowiskowa niedaleko Zamościa i właśnie tam się spotykają ilustratorzy, głównie po to, żeby odpocząć, nabrać energii do dalszej pracy i spotkać się z kolegami po fachu. Po zakończonym spotkaniu każdy z uczestników zostawia po dwie prace. Zbiory są naprawdę wspaniałe. Od lat w tych wyjazdach biorą udział prawdziwe sławy rodzimej ilustracji, każdy lubi te wyjazdy. Dzięki nim odpoczywam, ale pamiętajmy że plener plenerowi nierówny. Sama nazwa kojarzy się z jakimś ciekawym miejscem, gdzie ludzie wyjeżdżają i malują.

* Jak często bierze pani udział w spotkaniach plenerowych?

- Raczej raz do roku. Akurat w tym się zdarzyło, że tych imprez zaplanowanych jest więcej. W czerwcu byłam w Krasnobrodzie. Zaprosili mnie także na wrzesień. Od najbliższego roku szkolnego będę prowadziła w Ognisku Plastycznym grupę dziecięcą i nikt nie będzie chciał mnie zastąpić. Za to już za parę dni wybieram się z naszymi uczniami do Iłży na plener młodzieżowy, na który jadę jako opiekunka, ale siłą rzeczy nie wypada, żeby moich prac nie było na wystawie poplenerowej. To jest plener z prawdziwego zdarzenia. Młodzież będzie uczyła się malować pejzaże - akurat Iłża jest pod tym względem znakomita.

* Jak udało się pani nawiązać współpracę z największymi krajowymi wydawcami?

- Z racji mojego zainteresowania problemami ilustracji, pewnego razu, a było to jeszcze w niezwykle ciężkich czasach socjalistycznych, gdy pisałam pracę magisterską, pojechałam do jedynego ważnego dla historii polskiej ilustracji wydawnictwa, czyli Naszej Księgarni. Udałam się tam szukać pomocy do pracy, szukać ludzi, o których moja praca, oparta na badaniach i ankietach, mogłaby opowiadać. Jej tematem był "Konflikt wyobraźni w ilustracji dla dzieci". Troszkę tajemniczy tytuł - ludzie słysząc go, pytają: konflikt między kim a kim? W ilustracji w książce dla dzieci spotykają się trzy osoby. Dziecko, autor książki i ilustrator. Są to trzy osoby, bez których książka nie miałaby racji bytu, ale każdy z nich wyobraża sobie poszczególne rozdziały w jakiś inny sposób. Chodzi właśnie o ten konflikt wyobraźni. Nie wyciągnęłam żadnych ostatecznych, jednoznacznych wniosków, czyli zostawiłam problem poniekąd otwarty. Niewątpliwie jednak dostarczyłam sporo wiedzy na ten temat. Musiałam dotrzeć do ludzi, którzy mogli mi na ten temat coś opowiedzieć i tak trafiłam właśnie do Naszej Księgarni. Spotkałam się tam z nieodżałowanej pamięci panem Rychlickim, który był redaktorem graficznym w owym czasie i przyjął mnie niezmiernie życzliwie. Jest on autorem mnóstwa fantastycznych rysunków. Właśnie tacy ludzie tworzyli bardzo dobry klimat dla rozwoju polskiej ilustracji. Zrobili wiele dobrego w tych ciężkich czasach i w odróżnieniu od dnia dzisiejszego nie kierowali się wyłącznie rynkiem.

* Czy jest pani związana z jakimś wydawnictwem na stałe?

- Jestem całkowicie wolnym strzelcem. To jest raczej norma wśród ilustratorów. Choć bywa też tak, że jeżeli nawiązuje się kontakt na linii wydawnictwo - grafik i obie strony są zadowolone ze współpracy, to zwykle nie kończy się na jednej książce.

* Czy poznaje pani autorów, którym robi ilustracje?

- Bardzo rzadko. Pewnie to jest cena za mieszkanie w mieście, w którym nie ma autorów książek dla dzieci. Spędzam większość czasu w Starachowicach i nie mam okazji na spotkania z pisarzami. Choć niedawno zdarzyła mi się przepiękna rzecz, wielka przyjemność. Po wydaniu książki Joanny Kulmowej "Wio, Leokadio" - którą zresztą każdemu polecam, bo jest genialna, jedna z najlepszych, jakie w życiu czytałam - opowiadającej perypetie szkapy dorożkarskiej, która straciła pracę - tytułowej Leokadii - zadzwoniła do mnie autorka i powiedziała mi, że... koń jest zadowolony. To była ogromna radość.

* Na czym będzie polegała pani praca w Ognisku Plastycznym?

- Na tym, na czym polegała dotychczas - będę nadal uczyła. Będę miała tylko więcej obowiązków w związku z prowadzeniem jednolitej grupy dziecięcej - od sześciu do dziewięciu lat.

* Jak dużo rysunków robi pani rocznie?

- Bardzo różnie i ciężko jest wyciągnąć średnią. Do tej pory wykonałam mnóstwo rysunków. Miałam taki etap w życiu, kiedy robiłam dosłownie książkę za książką. Wydawnictwo Zielona Sowa wydało w czasie swojej dotychczasowej działalności ogromna ilość tak zwanych kartoników, czyli książeczek dla małych dzieci. Ja robiłam ilustracje do kartoników i jest ich bardzo dużo. W ubiegłym roku z kolei zrobiłam dwie książeczki. Szalenie trudno jest wyciągnąć średnią. Posiadam obszerne archiwum ilustratorskie, ale chciałabym podkreślić, że nie jest to jakiś szczególny powód do dumy, ponieważ ważna jest jakość, a nie ilość. Nie jestem zachwycona ilością, a to wynika z tego, że rysowałam szybko. Pamiętajmy też o tym, że ilość jest wrogiem jakości. Najbardziej komfortowo pracuje mi się, gdy mam dużo czasu i w spokoju mogę sobie czekać na nastrój, nie spieszyć się, nie obawiać się, że nie zdążę, bo ktoś w wydawnictwie już czeka.

* Czy zdarzyło się, że zadzwonił autor osobiście i zażyczył sobie rysunków właśnie pani autorstwa?

- Raz mi się zdarzyło, ale nie wiem, czy warto o tym mówić, bo nic z tego nie wyszło. Natomiast jeśli autor wypowiada się na temat ilustracji, to wydawcy skwapliwie mi o tym donoszą i bardzo to lubię. Często jest tak, że na etapie dogadywania się z wydawcą, wydawca konsultuje nadesłane przeze mnie próby z autorem. Ja wtedy, nie mając nawet osobistego kontaktu z autorem, mogę zapoznać się z jego opinią. Tak było w przypadku ostatniej książki Zbigniewa Dmitrocy "Kotka Trajkotka", kiedy zapoznał się z moimi próbami i je zaakceptował. To wpłynęło na atmosferę, w której pracowałam, bardzo przyjemnie mi się rysowało. Raz miałam też przypadek, gdy osobiście poznałam autora, podczas robienia ilustracji do książki Ewy Złotowskiej "Największe miłości świata". Ewa Złotowska to postać bardzo znana, choć nie wszyscy ją kojarzą - jest to aktorka, która dała swój głos między innymi Pszczółce Mai. Poznałam Ewę, jej rodzinę, jej zwierzęta i przeżycia z tym związane były większe niż praca nad ilustracjami. Współtworzenie tej książki było fantastyczną przygodą.

* Co uważa pani za swoje największe osiągnięcia?

- Myślę o nich całkowicie w czasie przyszłym. Nigdy nie starałam się szukać uznania. W karierze ilustratora osiągnięciami są nagrody, wystawy, których w swoim dorobku mam bardzo mało, nie licząc poplenerowych wystaw krasnobrodzkich. Są to znakomite wystawy i dla mnie jest ogromnym zaszczytem, że mogę brać w nich udział. Oznacza to akceptację mojej osoby w środowisku plastycznym. Moim największym osiągnięciem było zakwalifikowanie się do wystawy konkursowej na biennale w Bratysławie w 1985 r. Wprawdzie nie zakończyło się to jakąś nagrodą czy wyróżnieniem, ale związane jest z początkiem mojej kariery i sam fakt zakwalifikowania moich prac do konkursu jest nobilitujący. Mam nadzieję, że największe osiągnięcia są jeszcze przede mną.

* Czyją książkę chciałaby pani zilustrować?

- Własną. Piszę książkę od dawna i nie mogę jej do tej pory skończyć. Narysowałam już połowę ilustracji, a z resztą czekam aż napiszę tekst. Chyba brakuje mi talentu literackiego. A tak poważnie szczytem moich marzeń są baśnie braci Grimm.

* Pani marzenie zawodowe to...

- Właśnie ukończenie książki. Nie zależy mi na uporaniu się z problemem literackim, ponieważ bardzo jest możliwe, że kiedy dorosną moje dzieci, wspomogą mnie w tym. Syn bardzo ambitnie podchodzi do twórczości literackiej i jeśli tak dalej pójdzie, to on napisze tę książkę. Chciałabym także, żeby zawód ilustratora był bardziej doceniany. Uważam, że spełnia on ważną rolę w książce dla dzieci. Teraz, w odróżnieniu od czasów dawniejszych, nazwisko autora rysunków umieszcza się nie na stronie tytułowej, ale gdzieś w stopce redakcyjnej. Mam nadzieję, że to się zmieni.

* Dziękuję za rozmowę i życzę spełnienia marzeń.

Aleksandra Michalska-Szwagierczak

Jedna z najlepszych polskich autorek ilustracji dla dzieci. Rodowita starachowiczanka, absolwentka Szkoły Podstawowej nr 11 i I Liceum Ogólnokształcącego. Studiowała w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie na Wydziale Matematyczno-Fizyczno-Technicznym kierunek plastyczny. Od 1992 r. pracuje jako nauczyciel w Państwowym Ognisku Plastycznym w Starachowicach. W tym samym czasie rozpoczęła współpracę z największymi wydawnictwami i robi ilustracje do książek dla dzieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie