Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lucyna Rzepecka-Raczyńska z Kielc: Lwów siedział we mnie od zawsze

Lidia Cichocka
Lidia Cichocka
Lucyna Rzepecka-Raczyńska otrzymała nagrodę na XXXI Targach Książki Historycznej w Warszawie. Na kolejnych slajdach zobacz archiwalne fotografie jej przodków.
Lucyna Rzepecka-Raczyńska otrzymała nagrodę na XXXI Targach Książki Historycznej w Warszawie. Na kolejnych slajdach zobacz archiwalne fotografie jej przodków. Dom Środowisk Twórczych w Kielcach (archiwum)
Kielczanka, Lucyna Rzepecka-Raczyńska otrzymała nagrodę na XXXI Targach Książki Historycznej w Warszawie za książkę „Przychodzimy Odchodzimy”. Na ponad 200 kartach przedstawiła dzieje swych przodków, rodzin Raczyńskich, Rzepeckich, Tyszkowskich, Winiarzów, Krechowskich, Walewskich, Napadiewiczów de Więckowskich a także swoje. Urodziła się się wszak w 1938 roku we Lwowie.

Lucyna Rzepecka-Raczyńska z Kielc nagrodzona w Warszawie

Wręczenie Nagrody im. prof. Jerzego Skowronka odbyło się na Zamku Królewskim w Warszawie i dla obecnych tam osób zaskoczeniem był fakt, iż autorka nie jest historykiem a lekarzem, emerytowanym chirurgiem dziecięcym. Od 1 stycznia 1964 roku do emerytury pracowała w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu Dziecięcym w Kielcach na oddziale chirurgicznym.

Książka, którą tak doceniono powstawała przez 20 lat. - To córka, w czasie pobytów u niej nalegała bym nie nudziła się, kiedy oni idą do pracy i spisywała dzieje rodziny – wyjaśnia Lucyna Rzepecka-Raczyńska. - Początkowo niechętnie, ale zaczęłam to robić. Zawsze mnie interesowały historie rodzinne, pamiętałam co mówili moi rodzice, dziadkowie. Żyliśmy w ciekawych czasach i w tak niezwykłym miejscu jak Lwów, w którym spędziłam dzieciństwo. Nie myślałam o wydawaniu czegokolwiek, raczej o pozostawieniu tych wspomnień wnukom.

Pani Lucyna ma niezwykłą pamięć do nazwisk, dat, zdarzeń. To ułatwiło jej robienie notatek. W czasie pobytów za granicą pisała na jednej stronie kartki a po powrocie do Polski uzupełniała zapiski, korygowała nazwiska, daty. Gdy zaczynała nie przypuszczała, że będzie to tak wielowątkowa opowieść o rodach mieszkających na kresach. Jednak w miarę śledzenia kolejnych gałęzi Rzepeckich i Raczyńskich, odkrywania powinowactw, rosła baza nazwisk. Ostatecznie jest ich ponad 500 a historia sięga XVII wieku.

Miałam troszkę ułatwione zadanie ponieważ dziadek mojego męża, Aleksander Raczyński stworzył tzw. archiwum Zawałów, którego część ocalała. Zawałów to rodzinna miejscowość: zamek i potężny majątek w województwie tarnopolskim należący do Raczyńskich. Dziadek nie tylko zbierał i dokumentował dzieje tego miejsca i ludzi z nim związanych, ale także pisał pamiętniki, które znajdują się w Ossolineum. Przeczytałam te kilkanaście tomów, ale byłam trochę rozczarowana, bo mimo, że niezwykle ciekawa jest to opowieść przede wszystkim o działalności politycznej, gospodarczej i naukowej dziadka. Aleksander był ministrem rolnictwa i dób państwowych mianowanym przez prezydenta Ignacego Mościckiego w rządzie Bartla, stał na czele komisji, która po I wojnie światowej szacowała straty wojenne. Był też, jako docent prawa, pierwszym wykładowcą prawa pracy na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. W jego pamiętnikach mało było zwierzeń rodzinnych a ja ich szukałam najbardziej.

Pani Lucynie pomagały niezwykłe zbiegi okoliczności. Jednym z nich było ogłoszenie w Kurierze Galicyjskim, które wypatrzył Marian Orliński, obecny prezes Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, do którego należy także ona. W anonsie mowa była o poszukiwaniu spadkobierców rodziny Raczyńskich celem przekazania pamiątek rodzinnych.

Dostaliśmy adres do kogoś w Stanisławowie – opowiada pani Lucyna. - Myśleliśmy, że może dostaniemy jakiś obraz, talerz z tych zrabowanych z Zawałowa, a było to coś wspaniałego: album ze zdjęciami, który w 1939 roku matka pani, z którą rozmawialiśmy wymieniła za jabłko z jakąś dziewczyną. Album jeszcze z czasów CK Austrii, z fotografiami robionymi zaraz po pierwszej wojnie światowej. Niektóre z tych zdjęć używane były jako pocztówki dzięki czemu zawierały dodatkowe informacje. Dziadek Aleksander Raczyński pisał do swojej matki, która rezydowała w Wiedniu. On w tym czasie odbudowywał zamek w Zawałowie odziedziczony po ojcu.

Nie wszystkich ludzi z fotografii udało się zidentyfikować, ale to znalezisko uzupełniło książkę „Przychodzimy Odchodzimy”. która jest bogato ilustrowana. - Tak się złożyło, że w naszej rodzinie prawie wszyscy fotografowali – tłumaczy pani Lucyna.- Albumy rodzinne miała zarówno teściowa i teść, jak i moja mama i ojciec. I wszystkie trafiły do mnie i do mojego męża. Rodzina się kurczyła, ostatnimi z Raczyńskich są syn Tomek i jego syn Ksawery, mój wnuk.

Dzięki pracy pani Lucyny mają udokumentowaną historię rodziny od XVII wieku do lat 50. XX wieku.

Raczyńscy

Najżywsza, bo poparta wspomnieniami historia to wiek XIX - od 1846 roku, kiedy to Raczyńscy kupili majątek Zawałów. Jego centralnym punktem był zamek z czterema wieżami, już wtedy w nie najlepszej kondycji. Na początku XX wieku Zawałów należał do przedsiębiorczego Aleksandra Raczyńskiego, który natychmiast przystąpił do remontu. Zdjęcia wysyłane matce do Wiednia pokazywały zachodzące zmiany m.in. nową bramę, wnętrza.

Obok zamku znajdował się park i ogród o powierzchni 60 ha. Park był rodzajem arboretum, wszystkie rosnące w nim drzewa i krzewy były opisane na porcelanowych tabliczkach. W sadzie rosły drzewa owocowe wielu odmian a w oranżerii cytrusowe.

W 1846 roku klucz Zawałów liczył 2 000 ha do 1939 roku skurczył się do 1361 ha, obejmował 7 wsi w trzech folwarkach, działała gorzelnia i dwa młyny.

Małżeństwo zakończone skandalem

Aleksander: przystojny, dobrze wykształcony, właściciel dużego majątku ożenił się w 1900 roku z Janiną Marią Colonna-Walewską, córką właścicieli sąsiedniego majątku. Mieli trzech synów: Stefana, Józefa i Karola. Po 11 latach małżeństwa Janina zostawiła Aleksandra i dzieci dla dyplomaty Władysława Baranowskiego i razem z nim wyjechała do Paryża. Mimo to, życie w Zawałowie toczyło się zwykłym rytmem, nie brakowało zabaw, polowań.

Aleksander nie ożenił się ponownie, w pamiętnikach zawsze czule wspominał żonę a ta zjawiła się ponownie w Polsce w 1939 roku, bo po śmierci drugiego męża została bez środków do życia. I chociaż nikt nie był zachwycony tym niezwykłym pojawieniem się babci najmłodszy syn, Karol przyjął ją pod swój dach – wtedy mieszkał w Jaśle. - Ekscentryczna babcia okazała się cennym nabytkiem, bo w Paryżu nauczyła się w wróżenia z kart a sławę zyskała, gdy przepowiedziała powrót do domu chłopaka uznanego za zmarłego w obozie – opowiada Lucyna Rzepecka- Raczyńska. – Nikt nie chciał wierzyć, ale po kilku dniach chłopak wrócił a pieniądze zarabiane dzięki wróżbom wspomagały bardzo skromny rodzinny budżet.

Ucieczka z Zawałowa

Zamek był zamieszkały do 1914 roku - do wybuchu I wojny światowej. Po dwukrotnym przetoczeniu się frontu próbowano go odbudować, ale zniszczenia były tak duże, że pozostawiono ruinę a mieszkano w dworze obok.

I wojnę Raczyńscy spędzili częściowo w Wiedniu, częściowo w Krakowie. Aleksander krążył między między tymi miastami i Zawałowem by ostatecznie razem z synami osiąść we Lwowie.

Wybuch II wojny światowej zastał go w Zawałowie. Czekała go niechybna śmierć ze strony NKWD czy czerwonoarmistów, życie uratował mu stangret, Rusin, który wywiózł go ukrytego na furze z sianem. Majątek rozgrabiono a Aleksander do Zawałowa nigdy nie wrócił. Jest pochowany na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

Dwaj starsi synowie Aleksandra zmarli bezpotomnie, najmłodszy Karol jeszcze w czasie studiów w 1933 roku ożenił się ze Zdzisławą Krechowską, która urodziła mu syna Janusza. Młodzi początkowo zamieszkali u teścia we Lwowie. 2 lata później Karol ukończył studia na politechnice lwowskiej, praktykę odbywał przy budowie portu w Gdyni a potem pracował przy regulacji rzek w Nowym Sączu, Sandomierzu, Jaśle, gdzie zastałą go wojna. Po wyzwoleniu do końca życia mieszkał i pracował w Krakowie. Czasy gdy rodzina Raczyńskich prowadziła dwa domy: jeden we Lwowie, drugi w Zawałowie minęły bezpowrotnie. Był to czas kiedy Karol Raczyński (przyszły teść pani Lucyny) przyjaźnił się z Witem Rzepeckim (jej ojcem), razem zdawali maturę, razem ze swymi sympatiami a potem narzeczonymi Polą i Zdzichą, które też się przyjaźniły, spędzali czas, chodzili na górskie wycieczki, na narty, grali w tenisa, polowali. Do Zawałowa a nawet Lwowa wrócić nie mogli.

Rzepeccy

Równolegle z losami Raczyńskich w książce pokazana jest historia rodziny Rzepeckich – rodziców pani Lucyny. Na kartach pojawiają się przodkowie – ze strony jej mamy Zofii z domu Winiarz i ojca Wilhelma Tyszkowskiego. Przywoływane są szczęśliwe chwile, ale i dramatyczne wydarzenia jak śmierć Zofii i decyzja o tym, że ojciec z nową rodzinie przenosi ze Stanisławowa na Pomorze. Po I wojnie światowej i odzyskaniu niepodległości brakowało tam nauczycieli. Rodzina zdecydowała, że Pola zostanie we Lwowie u babci.

Moja mama, Pola (Apolonia) była wychowywana przez ciocię Jadwigę i swoją babcię Apolonię Winiarz, dyrektorkę szkoły im. Marii Magdaleny we Lwowie. Jej mąż Ignacy Winiarz był znanym architektem, projektował najpiękniejsze secesyjne kamienice we Lwowie.

Lucyna Rzepecka-Raczyńska bardzo ciepło pisze o swoich bliskich, ale nie unika trudnych tematów wspominając np., że dziadek Winiarz zostawił starszą od siebie żonę dla jakiejś aktorki. Po jego odejściu to ona stała się głową rodziny.

Wojenne tragedie

Wilhelm Tyszkowski był nauczycielem i utalentowanym malarzem o czym świadczą namalowane przez niego portrety z czasów, gdy całą rodziną mieszkali razem we Lwowie i Wiedniu. Z drugą żoną Wilhelm wyprowadził się do Wejcherowa, był człowiekiem bardzo aktywnym, społecznikiem, zgromadził potężną bibliotekę. Został zamordowany w grupie polskiej inteligencji w 1940 roku przez Niemców. Dzisiaj Muzeum Piaśnickie, filia Muzeum Stutthof w Sztutowie przypomina jego postać, niedawno prezentowano tam ponad 20 namalowanych przez niego obrazów będących w posiadaniu Lucyny i jej brata Krzysztofa.

W czasie wojny zginął też syn Zofii i Wilhelma, brat Poli, Mieczysław. Przez długie lata nie wiadomo było, co się z nim stało – w młodym wieku uciekł z domu. Po latach udało się ustalić, że pływał na storpedowanym przez Niemców amerykańskim okręcie. - Znamy nawet nazwisko dowódcy tego U Boota – mówi Tomasz Raczyński, syn pani Lucyny. - Wiemy, że wystrzelono kilka torped, ale celu sięgnęła ta ostatnia. Marynarze spuścili szalupę, ale nie udało im się uratować, na morzu szalał sztorm.

Wojenna rozłąka

Pola Tyszkowska urodziła się we Lwowie. Tu skończyła szkołę. W jej domu, ale także u przyjaciółki Zdzichy Krechowskiej odbywały się imieniny, grano w brydża. Zachowały się zdjęcia z tych spotkań – uśmiechniętych młodych ludzi. Latem 1935 roku Pola wyszła za mąż za Wita Rzepeckiego. Pracowała w oddziale banku, ale ponieważ w firmie nie zatrudniano mężatek ukrywała fakt, że nie jest już panną a z pracy zrezygnowała 3 miesiące przed narodzinami Lucyny w 1938 roku. Wit był chirurgiem, obronił doktorat, pisał prace naukowe i uczył się angielskiego. Zmobilizowany przed wybuchem wojny zniknął we wrześniu 1939 roku na 7 lat. W tym czasie przez obóz dla internowanych na Węgrzech dotarł do Anglii.

Pola z babcią i małą Lucyną mogła liczyć na siebie i przyjaciół. To dzięki nim rodzina uniknęła wywózki na Sybir. By przeżyć Pola Rzepecka wraz z wieloma innymi osobami karmiła wszy w Instytucie Weigla, bo to było szansą na przeżycie i wiązało się z dodatkowymi kartkami na żywność. Piekła też na sprzedaż ciasta, zresztą gotowanie było jej pasją a córka odziedziczyła po mamie zeszyt z jej przepisami.

Te pierwsze lata życia w mieście pod okupacją radziecką i niemiecką, przepełnione są strachem przed bombardowaniami, ale także dziecięcymi zabawami. Pani Lucyna wspomina je tak, jakby zdarzyły się wczoraj.

Wyjazd na ziemie odzyskane

W 1945 roku Polacy we Lwowie nie mogli uwierzyć, że miasto nie będzie polskie. Mama pani Lucyny ociągała się z wyjazdem, nie chciała opuszczać rodzinnych stron. Lucyna poszła do szkoły i świadectwo z pierwszej klasy ma w dwóch językach: polskim i ukraińskim. Decyzja o wyjeździe do Polski zapadła w porozumieniu z ojcem pani Lucyny, który miał wrócić z Anglii. Wraz z najbliższymi i grupą znajomych pod koniec października 1945 roku panie Rzepeckie ruszyły do Polski. Dwa tygodnie trwała podróż do Miastka na Pomorzu, większą jej część odbyły wagonem towarowym. Z domu zabrały tylko to, co niezbędne. Apolonia Rzepecka od razu poszła do pracy, a babcia Jadwiga z energią zabrała się za organizowanie szkoły. Zamieszkały w 3-pokojowym mieszkaniu tyle, że jeden pokój był zrujnowany.

Ojciec pani Lucyny, wahał się czy wracać, ale decyzja zapadła gdy otrzymał propozycję pracy w szpitalu Zakopanem. Przyjechał przywożąc instrumentarium chirurgiczne. Prof. dr Wit Rzepecki organizował oddział torakochirurgii, bardzo potrzebny, bo po wojnie gruźlica zbierała krwawe żniwo. Profesor jest twórcą torakochirurgii w Polsce.

Pobyt w Zakopanem łączył się z wycieczkami w góry, szusowaniem po stokach Gubałówki, ale rodzinna sielanka nie trwała długo. Szybko okazało się, że po 7 latach rozłąki rodzice to obcy sobie ludzie. Atmosfera w domu była coraz gorsza i mimo że w Zakopanem przyszedł na świat brat pani Lucyny, Krzysztof, małżeństwa nie udało się uratować. Wit Rzepecki związał się z inną kobietą a Apolonia wyjechała wraz z dziećmi i babcią Jadwigą do Sosnowca, gdzie mogły liczyć na pomoc stryja Sewera. Pracowała w bibliotece, ukończyła studia bibliotekoznawcze.

W czasie pobytu w Zakopanem mama pani Lucyny odnowiła zerwaną w czasie wojny przyjaźń ze Zdzisławą Raczyńską, która z mężem i synem Januszem mieszkała w Krakowie. Swego przyszłego męża pani Lucyna zobaczyła po raz pierwszy w wieku 8 lat, kiedy wraz z mamą odwiedziła go na koloniach w Rabce.

Ostatnia przeprowadzka

Pani Lucyna była wzorową uczennicą, los sprawił, że stryja, który ściągnął je do Sosnowca służbowo przeniesiono do Krakowa. Kiedy zdała egzamin na Akademię Medyczną przez pierwszy rok mieszkała właśnie z jego rodziną.

Pobyt w Krakowie sprzyjał spotkaniom z Januszem i uczuciu, którego efektem był ślub w 1960 r. - O mieszkaniu w Krakowie nie było mowy. W Sosnowcu warunki były bardzo trudne. Zdecydowaliśmy się wyjechać do Kielc, bo tu mąż, specjalista od budownictwa wodnego dostawał pracę i mieszkanie. To zdecydowało – tłumaczy powód przeprowadzki pani Lucyna.

W tym samym roku 1963 urodził się syn Tomasz, a cztery lata później córka Monika. Od 1 stycznia 1964 r. do emerytury pani Lucyna pracowała w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu Dziecięcym, uzyskała II st. specjalizacji z chirurgii dziecięcej i pełniła funkcję zastępcy ordynatora.

Odwiedziny na kresach

To zwykłe życie nie zatarło wspomnień i tęsknoty za minionymi czasami. To dlatego pani Lucyna należy i działa w Towarzystwie Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich oraz w Polskim Towarzystwie Ziemiańskim.

Pragnienie odwiedzenia Lwowa, zobaczenia Zawałowa było bardzo silne i gdy tylko stało się to możliwe pojechała na kresy. We Lwowie chodziła po znajomych ulicach i ze wzruszeniem oglądała znane miejsca.

Udało się jej, jako pierwszej z rodziny dotrzeć w 1989 roku do Zawałowa. Na miejscu zastała tylko bramę do zamku, po nim nie było już śladu, podobnie jak po kościele. Tak jak dawniej stała za to cerkiew.

Na cmentarzu wyróżniał się dużych rozmiarów grobowiec Raczyńskich. Wzniesiony tuż po kupnie majątku przez Klemensa Raczyńskiego. - Grobowiec był w dobrym stanie, dach miał kryty blachą miedziana – opowiada pani Lucyna. - Zrobiłam dużo zdjęć by pokazać mężowi.

Do Zawałowa wróciła z synem Tomaszem w 2005 roku. - Zawalony dach, wybite okna, w środku niewyobrażalny bałagan a do tego rozbite trumny, walające się po podłodze kości – Tomasz Raczyński opisuje, co zastali na cmentarzu. Udało mu się zawstydzić miejscowego batiuszkę, a sposób w jaki to zrobił zasługuje na pochwałę. Duchowny obiecał zadbać o grobowiec, odprawić mszę. I rzeczywiście tak zrobił. On też pokierował pracami, kiedy wysiłkiem całej rodziny grobowiec w Zawałowie wyremontowano, ponownie przykrywając go dachem.

To dzięki staraniom Raczyńskich udało się także poprawić stan szkoły, którą we Lwowie niegdyś prowadziła babcia Apolonia Winiarz, jedynej polskiej szkoły w mieście. Przy pomocy Andrzeja Jezierskiego i innych firm udało się wymienić okna w placówce, zapewnić zaopatrzenie w książki i materiały niezbędne do nauczania.

Pani Lucyna przyznaje, że wracając do Zawałowa bała się reakcji miejscowych, czy nie zareagują tak, jak Polacy z Ziem Zachodnich, kiedy odwiedzali ich Niemcy, dawni właściciele domów i gospodarstw. - Jednak nie, witano nas bardzo życzliwie. Najwyraźniej Raczyńscy nie byli źli dla mieszkańców Zawałowa, wspominano ich dobrze - opowiada.

Pani Lucyna odwiedziła nawet wnuczkę stangreta, który na początku II wojny światowej uratował Aleksandra Raczyńskiego. W książce znalazło się także jej zdjęcie, bo to spotkanie było tak nieprawdopodobne, że do dzisiaj trudno pani Lucynie w nie uwierzyć.

W książce jest wiele innych niezwykłych historii jakie przydarzyły się najbliższym, jest tam o zesłaniu na Sybir, o śmierci w Ostaszkowie, o życiu w Wiedniu, realiach życia we Lwowie. Już po jej wydaniu pojawiają się nowe detale, przeszłość odsłania swe tajemnice.

Do Lwowa wracałam bardzo często, miłością do kresów zaraziłam syna a on swojego syna – wyjaśnia pani Lucyna. - Gdy skończyłam pisać dałam mu do przeczytania, ale on nie był w stanie odcyfrować rękopisu. Uznał, że najlepiej będzie gdy sama przepiszę, kupił mi komputer, nauczył obsługi. Miałam wtedy 80 lat – śmieje się pani Lucyna. Pozytywne recenzje i rady by te rodzinne opowieści wydać sprawiły, że Tomasz Raczyński przygotował zdjęcia, opracował szatę graficzną. Tak powstała książka „Przychodzimy Odchodzimy”, która opisując dzieje kilku polskich rodzin ukazuje niezwykle barwną historię ludzi i tego regionu.

Lucyna Rzepecka-Raczyńska

Urodziła się 7 marca 1938 r. we Lwowie, gdzie przeżyła II Wojnę Światową. W 1945 r. repatriowana na tzw. Ziemie Odzyskane. W 1946 r. z emigracji w Wielkiej Brytanii powrócił ojciec autorki prof. Wit Rzepecki i cała rodzina zamieszkała w Zakopanem. W 1949 r. po separacji rodziców wraz z matką i bratem przeniosła się do Sosnowca, gdzie w 1955 r. zdała maturę, a następnie podjęła studia medyczne w Krakowie. Od 1 stycznia 1964 roku do emerytury pracowała w Wojewódzkim Specjalistycznym Szpitalu Dziecięcym w Kielcach na oddziale chirurgicznym.

Na emeryturze oddała się swoim pasjom: ogrodnictwu i podróżom, zwiedziła ponad siedemdziesiąt krajów. Uzdolniona plastycznie tworzy artystyczne haftowane makatki. Od 1990 roku aktywna członkini Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie