Marta Wołczyk i Damian Hryc z Końskich spotkali się drugiego września 2011 roku.
- Właściwie wtedy się poznaliśmy, bo wcześniej widywaliśmy się już nie raz - mówi Marta. - Przed rozpoczęciem studiów chciałam zrealizować jedno ze swoich marzeń, tatuaż. Szczęśliwym, patrząc na to z perspektywy czasu, zbiegiem okoliczności Damian był tatuażystą i to właśnie pod jego „igłę” trafiłam. Damian, którego śliczne niebieskie oczy od razu przykuły moją uwagę, wraz z kolegą, a moim bratem w jednej osobie, cały czas mnie zagadywali i podtrzymywali na duchu, ale po kilku godzinach nawet najwytrwalsi mają chwile słabości. Damian siedział tuż obok mnie i w pewnej chwili złapałam go za rękę... A może to on złapał moją dłoń? - opowiada Marta historię znajomości pary, a dzisiaj już małżeństwa.
Sytuacja zmusiła parę do rozłąki. - Po tygodniu przejechał za mną pół Europy i... trzymamy się tak za ręce już pięć lat. Dzieliło nas tysiąc czterysta kilometrów, studiowałam w Białymstoku, a Damian pracował w Hadze. Nie było to żadną przeszkodą! Wiedzieliśmy, że musi się udać. Przez cały czas jeździliśmy, lataliśmy, tęskniliśmy, godzinami rozmawialiśmy, i z co raz większą miłością cieszyliśmy się wspólnymi chwilami. Wkrótce na moim palcu zabłysną pierścionek, obok którego dzisiaj jest obrączka. Ślub planowaliśmy od wakacji 2015 roku. W końcu się udało.
Marta i Damian postanowili wziąć udział w konkursie "Echa Dnia" Wesele marzeń, w którym główną nagrodą było darmowe przyjęcie weselne do 60 osób w restauracji Hotelu pod Ciżemką w Sandomierzu. Warunkiem udziału w konkursie było opowiedzenie historii o początkach związku, a tym jak para się poznała. Z różnych historii dowiedzieliśmy się, że niektóre związki zaczęły się w szkolnej ławie, a inne są przykładem tego, że kto się lubi, ten się czubi. Konkurencja była ogromna. O Wesele marzeń w królewskim Sandomierzu walczyło 51 par nie tylko z województwa świętokrzyskiego.
Marta i Damian datę ślubu zaplanowali na 6 stycznia, w święto Trzech Króli. Sakramentalne "tak" powiedzieli sobie w kościele w Końskich. Na przyjęcie weselne trzeba było dojechać do Sandomierza. Z Końskich to ponad 130 kilometrów. Dodatkowo w ten weekend Polskę ogarnęła mroźna pogoda. Termometr pokazywał minus piętnaście stopni Celsjusza. Aura nie przeszkodziła w dotarciu do Sandomierza. Część gości przyjechała własnymi samochodami, większość autobusem. Przyjęcie miało rozpocząć się o godzinie 18. Rozpoczęło z godzinnym opóźnieniem. Autokar z weselnikami zatrzymywał się na stacjach benzynowych, a to postój na sikanie, kolejna przerwa na zaopatrzenie się w napoje rozgrzewające.
O godzinie 19 w Hotelu pod Ciżemką, młodych powitali rodzice. Tradycyjnie. Chlebem i solą. Rzucali też kieliszkami za siebie. Obydwa szkła rozbite. Ponoć dobrze to wróży. Później obiad, pierwszy taniec, tort i...zabawa do siódmej nad ranem. Część gości wróciła do domu. Część skorzystała z pokoi w hotelu Pod Ciżemką. Po śniadaniu były krótkie poprawiny. Młodzi wyjechali na drugi dzień w południe. Ostatni goście po szesnastej.
Kuchnia na obiad serwowała rosół z makaronem, de volaille z ziemniakami z wody i zestawem surówek. Był też gulasz myśliwski, karkówka w sosie bekonowym z pyzami i czerwoną kapustą, barszczyk czerwony z pierogiem litewskim. W bufecie na gości czekał półmisek mięs, sałatki: z kurczakiem, pieczarkowa. Były: galaretka drobiowa, stół rybny: łosoś w całości, pstrąg w szampańskiej galarecie, terrina z dorsza ze szpinakiem w sosie chrzanowym, galaretka z sandacza z limonką, sałatka z krewetek i awokado, dekoracje z rakami. Nie było orkiestry, ale za do dj Marek z Szydłowca serwował muzykę, przy której goście nie schodzili z parkietu do rana.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?