- Kłopoty rodzinne - taka była pierwsza reakcja Andrzeja Kędry, szefa "lokalówki" kieleckiego Urzędu Miasta, zapytanego, dlaczego jego podwładna została aresztowana. Bardzo się nie pomylił, bo faktycznie, z aresztem wiążą się kłopoty tej pani, choćby dlatego, że przed nią za kraty trafił jej syn. I to pod zarzutem najcięższego kalibru - zabójstwa. A w areszcie ma kategorię "n", co oznacza "niebezpieczny".
I właśnie najpierw syna urzędniczki policjanci wzięli pod lupę. Wtedy rozpracowywali sprawę bardzo zagadkowego zabójstwa - w 2003 roku w Kielcach, na przystanku autobusowym przy ulicy Tarnowskiej, znaleziony został nieprzytomny 42-letni człowiek. Najpierw sądzono, że to ofiara wypadku drogowego, potem jednak nie było już wątpliwości, iż mężczyzna został potwornie pobity, a w zatoczce autobusowej wyrzucony. Zmarł, nie odzyskawszy przytomności. Kilka miesięcy w sprawie nic się nie działo, aż do czasu, gdy prokuratorzy z Radomia, zajmujący się śledztwem tyczącym kielecko-radomskiej grupy przestępczej, dowiedzieli się, kto mógł stać za zabójstwem kielczanina. Wówczas w Kielcach i Radomiu zatrzymano podejrzanych. Wśród nich syna urzędniczki z kieleckiego ratusza, już raz za zabójstwo karanego.
Oskarżenie i wyrok
Śledczy ustalili, że 42-letni kielczanin zginął z rąk pięciu mężczyzn, w tym także jej syna. Wedle akt sprawy, został zabrany z ulicy i wywieziony do lasu. Tu był bity 70-centymetrowym kątownikiem. Pod kolana i łokcie podkładano mu pieńki, a metalem uderzano z całych sił w ręce i okolice kostek. W śledztwie ustalono, iż początkowo oprawcy chcieli zostawić 42-latka w lesie, ale nie zgodził się jeden z napastników, zdaniem śledczych, właśnie syn urzędniczki. Zdecydował, że weźmie go do bagażnika swojego "opla" i gdzieś wyrzuci. Tak się stało - nieprzytomny 42-latek wylądował w zatoczce autobusowej przy kieleckiej ulicy Tarnowskiej.
Już po wszystkim syn pani z ratusza skontaktował się ze swoją ukochaną, 23-letnią kielczanką. Według prokuratora, dziewczyna, nie dość że sprała mu z ubrania ślady krwi, to jeszcze zapewniła alibi, twierdząc, że przez cały czas był razem z nią, a nie zajmował się mordowaniem człowieka.
30 grudnia 2004 roku Wydział VI do Walki z Przestępczością Zorganizowaną Prokuratury Okręgowej w Kielcach przesłał do tutejszego sądu akt oskarżenia 10 osób, przede wszystkim z Kielc, ale także z Radomia. Pięciu mężczyzn, wśród nich 29-letni w chwili morderstwa syn urzędniczki, zostało oskarżonych o zabójstwo.
29-latek, z zawodu ślusarz-spawacz, ma już za sobą przeszłość kryminalną - odsiedziany wyrok za... zabójstwo. W 1991 roku w Kielcach zakatował w mieszkaniu starszą kobietę, żeby zabrać z jej domu jakieś niewiele warte drobiazgi. O tamtym zabójstwie śledczy dziś mówią, że było brutalne, że po kobiecie skakano... Że zmarła od zadanych jej obrażeń. Mężczyzna dostał za to 13 lat, odsiedział z tego zaledwie siedem, a potem sąd zdecydował go warunkowo zwolnić.
Kłopoty rodzinne
Już wtedy, gdy śledczy pracowali nad sprawą zabójstwa 42-latka i udziału w niej syna urzędniczki, o niej samej też wspominali, choć jeszcze wtedy nieoficjalnie.
- Nią też się zajmiemy - mówili w prywatnych rozmowach, ale dopiero w lutym tego roku wyszło na jaw, o co tak naprawdę chodzi. Zatrzymali ją w domu, w urzędzie robili przeszukanie, ale tak, żeby - w miarę możliwości - nikt się nie zorientował, czego ono dotyczy. Nic więc dziwnego, że niewiele osób wiedziało, co w trawie piszczy. Plotki urzędowe donosiły tylko, że jakieś służby robiły przeszukanie. Jakie? Wskazywano na Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. A to nie ABW, tylko policjanci ze świętokrzyskiego Centralnego Biura Śledczego. Zależało im na dyskrecji.
- Nie chcemy, żeby syn dowiedział się o aresztowaniu matki - argumentowali, prosząc o milczenie. Najprawdopodobniej oboje siedzą w tym samym areszcie, na kieleckich Piaskach, tylko że on ma kategorię "n" - "niebezpieczny". Czy już wie o tym, że matkę ma tak blisko?
Urzędnicy z ratusza o domowych problemach swojej koleżanki musieli coś wiedzieć. Choćby jej przełożony, dyrektor kieleckiej "lokalówki" Andrzej Kędra.
- Kłopoty rodzinne - tak mówił, spytany, pod jakim zarzutem została aresztowana jego podwładna. I dopiero po stwierdzeniu, że łapówki raczej do spraw rodzinnych się nie zaliczają, zmieniał front.
W "lokalówce" czy poza nią?
"Front" pana dyrektora Kędry wiódł poza wydział lokalowy kieleckiego magistratu.
- Zarzuty jej postawione nie są związane z wydziałem - mówił twardo. Czy to prawda? Wszak prokurator mówi o zarzutach dotyczących przyjmowania korzyści majątkowych w związku z przyznawaniem mieszkań komunalnych, a to przecież nie dzieje się poza wydziałem lokalowym, tylko w jego obrębie. Śledczy mówią o kilku przypadkach i łapówkach rzędu od kilkuset do kilku tysięcy złotych. Rozpatrują dwie możliwości. Pierwszą - jednak w obrębie wydziału. Sprawdzają, czy do przekazywania pieniędzy mogło dojść w zamian za przyznanie lokalu.
- Ta pani prowadziła sprawy z zakresu przyznawania mieszkań, ale przecież nie ona sama decydowała o tym, kto je dostanie. Więc niemożliwe, żeby za to dostawała łapówki - mówi dyrektor Kędra i nie sposób się z tym nie zgodzić. Nie sama, ale śledczy mówią, że sprawa może być rozwojowa. Wcale nie wykluczają, iż ktoś jeszcze - poza aresztowaną urzędniczką - może w tej sprawie usłyszeć zarzuty. Kto? Jedno jest pewne. Jeśli ktoś w kieleckim Urzędzie Miasta brał za to łapówki (a w mieście mówi się o tym od lat), na pewno od 11 lutego, czyli dnia, w którym została aresztowana urzędniczka, nie śpi po nocach. Nic więc dziwnego, że urzędnicy w kieleckim ratuszu patrzą po sobie niespokojnie. Czy ktoś z nas też...?
Druga ewentualność rozpatrywana przez śledczych jest faktycznie taka, że rzecz mogła się odbywać inaczej - już po posiedzeniu komisji przyznającej lokale, kiedy listy z nazwiskami szczęśliwców, którzy je otrzymają, były już sporządzone. Oni sami oczywiście nic o tym nie wiedzieli. Być może wtedy ktoś nieświadomym ludziom z pierwszych miejsc listy obiecywał za "drobną opłatą" przyspieszenie przydziału mieszkania, mimo że to już stało się faktem.
Dyrektor Andrzej Kędra ma jeszcze inną hipotezę: - Może chodzi o nielegalny obrót mieszkaniami komunalnymi. Policjanci badali konkretne sprawy, dotyczące konkretnych osób. Może o coś takiego chodzi - zastanawia się.
Nieobecność usprawiedliwiona aresztem
O aresztowanej urzędniczce Kędra mówi tak: - To wieloletni pracownik. Nigdy nie przypuszczałbym, że mogą się nią zainteresować ograna ścigania - mówi zdawkowo. Prezydent Kielc Wojciech Lubawski w tej mierze jest jeszcze bardziej lakoniczny: - Nie znam tej pani, chyba nigdy z nią nie rozmawiałem - kwituje. Ani jeden, ani drugi, zapytany o to, jaki jest obecnie - po tym, jak została aresztowana - jej status w pracy, nie potrafi odpowiedzieć.
- Nie ma jej w pracy. Nie zastanawiałem się, jaki jest jej status - mówi bezpośredni zwierzchnik kobiety, Andrzej Kędra.
- Nigdy, ani teraz, kiedy jestem prezydentem, ani wcześniej, gdy byłem wojewodą, nie zdarzyło się, by któryś z urzędników został aresztowany - wyjaśnia prezydent, co nieco tłumaczy brak doświadczenia co do statusu służbowego osoby za kratami. - Jej nieobecność jest chyba usprawiedliwiona, ale co dalej, nie mam pojęcia - odpowiada prezydent Lubawski. Dopiero po konsultacji z prawnikami odpowiada szczegółowo: - Na mocy kodeksu pracy, trzy miesiące, kiedy osoba jest aresztowana, to nieobecność usprawiedliwiona. Dopiero jeśli pracownik po tym czasie nie stawi się w pracy, usprawiedliwienia nie ma - mówi prezydent. - Można oczywiście rozwiązać z nią umowę wcześniej, ale ja nie widzę takiej potrzeby - wyjaśnia. - Zastanowimy się po tych trzech miesiącach.
- A co z pensją? Dostaje normalnie? - pytam. Prezydent konsultuje się z prawnikiem.
- Tak. Przecież to nieobecność usprawiedliwiona - odpowiada. Jak zareagował, gdy dowiedział się, że jedna z jego pracownic została aresztowana pod zarzutem przyjmowania łapówek? Prezydent Lubawski mówi: - Smutno mi się zrobiło.
Zamilkła
Urzędniczka z kieleckiego ratusza do aresztu trafiła na razie na trzy miesiące. Podobno podczas przesłuchania wysłuchała zarzutów, ale do niczego się nie przyznała. A potem skorzystała ze swojego prawa i odmówiła składania wyjaśnień. Po czym zamilkła.
To już zgroza!
Tak mówili o aferze w kieleckim ratuszu czytelnicy "Echa Dnia" na forum:
"Wszystko mogę zrozumieć, połakomiła się na łatwą kasę - człowiek nie jest święty... Ale doprawdy tłumaczenie, że pobyt w pierdlu może być usprawiedliwieniem nieobecności w pracy... to już jest zgroza!!! I do tego za brak obecności w pracy dostanie wypłatę. Teraz już wiem, dlaczego w tym kraju nie ma pieniędzy na potrzebne sprawy, na pomoc ludziom. Niestety, kraj nasz, a w nim kielecka mała ojczyzna, staje się miastem bezprawia w majestacie prawa!"
"Jakoś bardzo jest wyrozumiały i mało stanowczy w tej sprawie prezydent. Jak chodziło o błędy poprzedniej ekipy, nie miał takich skrupułów, o czym świadczą wyniki spraw sądowych".
Czekamy na dalsze Państwa opinie - nasz telefon 0801-164-279, nasze forum internetowe - www.echo-dnia.com.pl
Mówią o aresztowanej
Andrzej Kędra, dyrektor Wydziału Gospodarki Przestrzennej i Administracji Budowlanej (popularnie zwanego "lokalówką") Urzędu Miasta w Kielcach: - To wieloletni pracownik. Nigdy nie przypuszczałbym, że mogą się nią zainteresować ograna ścigania.
Wojciech Lubawski, prezydent Kielc: - Nie znam tej pani, chyba nigdy z nią nie rozmawiałem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?