Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Morskie opowieści

Agnieszka LASEK-PIWARSKA
- Praca marynarza bardzo mi się podobała, dopóki byłem kawalerem - mówi Jacek Moniak.
- Praca marynarza bardzo mi się podobała, dopóki byłem kawalerem - mówi Jacek Moniak. A. Lasek-Piwarska
Z różnych zakątków świata Jacek przywozi widokówki.
Z różnych zakątków świata Jacek przywozi widokówki. A. Lasek-Piwarska

Z różnych zakątków świata Jacek przywozi widokówki.
(fot. A. Lasek-Piwarska)

Osiem tygodniu na morzu i osiem tygodni w domu, później znów osiem tygodniu na morzu i osiem tygodni w domu... Tak od pięciu lat wygląda życie Jacka Moniaka. Gdy pływa, tęskni za rodziną. Ale dzięki temu, że jest marynarzem, widział kawał świata. Był między innymi w Japonii, Malezji, Dominikanie, Wenezueli czy Meksyku. Jacek ma 29 lat. Pływa na statkach typu "ro-ro" - wielkich jednostkach przewożących samochody, naczepy, towary w ogromnych kontenerach. Pełni funkcję drugiego oficera, jeszcze w tym roku zamierza zdawać kolejny egzamin - na starszego oficera. Potem - już tylko kapitan.
- Gdy pływam, bardzo tęsknię za rodziną - mówi Jacek.
(fot. A. Lasek-Piwarska)

Pierwszy rejs

Na to, żeby studiował w Akademii Morskiej namówił go dziadek.

- Po szkole średniej chyba jak większość młodych ludzi nie bardzo wiedziałem co chcę w życiu robić. - wspomina - Myślałem początkowo o budownictwie. Jednak mój dziadek, który mieszka w Gdyni, bardzo chciał mieć w rodzinie marynarza. Jego przyjaciel, który pływał po całym świecie, snuł opowieści o morzu, o swoich podróżach. Ojciec poparł dziadka, obaj namówili mnie i zdałem do Akademii Morskiej w Gdyni.

W szkole morskiej oprócz zajęć typowo technicznych Jacek uczył się wszystkiego, co wilk morski wiedzieć powinien. Miał zajęcia teoretyczne i praktyczne nawigacji morskiej, kartografię, geodezję, astronomię, teorię pływów, meteorologię, oceanografię, obsługę urządzeń nawigacyjnych, manewrowanie statkiem, ratownictwo morskie, łączność, budowę statku czy prawo morskie. Po pięciu latach nauki, aby stać się pełnoprawnym marynarzem, odbył roczne praktyki na morzu. Dostał posadę na statku norweskiego armatora. Był to jego pierwszy statek typu "ro-ro". Wielki prom przewoził ciężarówki, naczepy. Kursował po Morzu Bałtyckim, od litewskiej Kłajpedy do duńskiej Kopenhagi.

W pełne morze

Po skończeniu praktyk i obronie dyplomu Jacek Moniak dostał pracę u duńskiego armatora. Znów pływał na "ro-ro".

- Ta jednostka była dużo większa niż statek, na którym wcześniej pływałem - opowiada. - Miała trzy pokłady i bardzo rzadkie ostatnio na morzu urządzenie - bom. Jest to wielki dźwig, który może podnieść bardzo ciężkie kontenery, maszyny itp. I taki właśnie, ciężki załadunek transportowaliśmy.

Trasa tego wielkiego kontenerowca wiodła przez basen Morza Śródziemnego, Atlantyk, Karaiby, do USA i z powrotem. Przez dwa i pół miesiąca statek przemierzał około 12 tysięcy mil morskich. Jacek przepłynął ją czterokrotnie. To, co szczególnie utkwiło mu w pamięci z tych podróży, to sztorm, gdy wypływali z portu w Bejrucie.

- Miałem wtedy wachtę - opowiada. - Tak wiało, że przez sześć godzin przepłynęliśmy może pół morskiej mili. Fala była tak wielka, że cały czas trzeba było trzymać całą moc silnika, mimo wielkości i ciężaru tego olbrzymiego statku.

Pocztówki z podróży

Jacek był wtedy trzecim oficerem. Odpowiadał za bezpieczeństwo i sprzęt przeciwpożarowy. Tak jak inni oficerowie pokładowi, pełnił wachty na morzu i w porcie - stał przy sterach, był odpowiedzialny za załadunek i wyładunek. Nie umie zliczyć w ilu portach cumował.

- Mam niewiele zdjęć z podróży - mówi Jacek. - Kilkakrotnie w rejs zabierałem aparat i zapominałem o nim. Za to z różnych zakątków świata przywożę widokówki.

Jacek był między innymi w Republice Dominikany, na Haiti, w Vera Cruz w Meksyku, w Japonii, Malezji, na Kostaryce.

- Negatywne wrażenie wywarły na mnie Ateny - opowiada. - Spodziewałem się pięknego miasta, zabytków, a tak naprawdę poza Akropolem nie ma tam czego oglądać. Pięknym miastem jest Barcelona. Wielkie wrażenie wywarła na mnie katedra Sagrada Familia. Miasto Santo Domingo w Republice Dominikany założył brat Krzysztofa Kolumba. Jest tam pierwszy kościół, który wybudowano w Ameryce. Tam był pochowany Kolumb, zanim jego zwłoki wywieziono do Hiszpanii. Santo Domingo to miasto wielkich różnic, są ekskluzywne hotele, a tuż obok całe dzielnice biedoty, ludzie na ulicach śpią w kontenerach. W Vera Cruz natomiast jest świetna atmosfera. Na ulicach grają muzycy, zabawa trwa od rana do wieczoru. Japonia to jedna wielka aglomeracja miejska. Tuż obok wielkich budynków i nowoczesnej infrastruktury miejskiej można się natknąć na obiekty z odległej historii. Kultura, zabytki i historia tego kraju zachwycą każdego przybysza z Europy. Malezja to piękna przyroda, cudowne, bezkresne plaże i piękna pogoda. Aż żal było opuszczać tak śliczny zakątek świata.

Życie marynarza

Trzy lata temu, po powrocie z karaibskiego rejsu Jacek się ożenił. Jego żona, Agnieszka, nie chciała, żeby pływał. Wtedy nie chciała być żoną marynarza. Potem przeważył pragmatyzm.

- Przez rok siedziałem w domu - opowiada Jacek. - Ale gdzie marynarz może znaleźć pracę? Wróciłem na statek.

Zaczął pracę u belgijskiego armatora, na jednostce, która pływa po portach Europy Północnej - do Finlandii, Belgii, Wielkiej Brytanii, Holandii. W międzyczasie Belg sprzedał statek fińskiej firmie, a Jacek awansował na drugiego oficera. Ma stały kontrakt. Przez osiem tygodni pływa, kolejne osiem tygodni ma urlop.

- Jak wygląda życie marynarza na statku? - uśmiecha się. - Na nic nie ma czasu. Życie codzienne przebiega jak w internacie. Jest mesa, czyli wspólna stołówka, no może z tą różnicą, że jedzenie podaje steward. Jest część hotelowa, gdzie każdy ma swoją kajutę. Każdy pracownik, a na tego typu statkach jest ich około dwudziestu, jest odpowiedzialny za swój "odcinek" pracy.

Jako drugi oficer pokładowy Jacek jest odpowiedzialny za wszystkie urządzenia nawigacyjne i inne, które znajdują się na mostku. Nadzoruje też wydawnictwa i publikacje marynistyczne.

- Każdy statek musi posiadać tak zwane publikacje, czyli książki i mapy zawierające informacje dotyczące basenu morskiego, pogody, tras, portów, radarów itd. - tłumaczy. - Te publikacje są co tydzień aktualizowane, teksty są w języku angielskim. W książkach, na mapach te zmiany trzeba wprowadzać ręcznie. Czasem wycinać stare informacje i wklejać nowe.

Praca dla kawalera

Jacek mieszka z rodziną w niewielkim, dwupokojowym mieszkaniu na osiedlu Skałka w Starachowicach. Od pięciu miesięcy jest szczęśliwym ojcem.

- Gdy pływam, bardzo tęsknię za rodziną - przyznaje się. - Praca marynarza bardzo mi się podobała, dopóki byłem kawalerem.

Ale z drugiej strony są całkiem niezłe zarobki. Marynarz na statku "ro-ro" może zarobić miesięcznie około trzech tysięcy dolarów. Najwięcej zarabiają ci, którzy pracują w ciężkich warunkach - pływają na chemikaliowcach, jednostkach przewożących gaz. Oczywiście wszystkie kontrakty są terminowe i negocjowane indywidualnie.

- Na statku życie jest bezproblemowe - mówi Jacek. - Nie martwimy się o rachunki. To w pewnym sensie ucieczka od codzienności.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maturzyści zakończyli rok szkolny. Czekają na nich egzaminy maturalne

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie