Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na wojennej ścieżce. Kobieta twierdzi, że sąsiad zniszczył jej dom

Iwona ROJEK [email protected]
Tak wygląda obecnie ściana w pokoju córki, mieszkanki Staszowa.
Tak wygląda obecnie ściana w pokoju córki, mieszkanki Staszowa. Łukasz Zarzycki
Mieszkanka Staszowa uważa, że biznesmen z Buska zniszczył jej rodzinny dom. Zapowiada, że sprawiedliwości będzie szukać w Kielcach.

- Sama wychowałam córkę, męczyłam się przez całe życie, myślałam, że wreszcie zaznam nieco spokoju, a teraz zostałam wykorzystana przez sąsiada - denerwuje się Barbara Pawłowska, nauczycielka ze Staszowa. - Dobudował do mojego domu swój dom i zniszczył moją posiadłość.

- Chce mnie wykończyć - żali się Barbara Pawłowska. Pan Arnold Augustowski absolutnie nie zgadza się z zarzutami kierowanymi pod jego adresem - Na rozpoczęcie inwestycji miałem pozwolenie starostwa, przy projekcie i wykonaniu były wzięte pod uwagę przepisy i uwagi konserwatora zabytków, bo dom stoi w Rynku, wszystko odbyło się zgodnie z prawem - broni się.

Konflikt między sąsiadami rozpoczął się kilka lat temu, a ostatnio przybrał na sile. Na początku zapowiadało się, że się polubią, ale jak pojawiły się pierwsze pęknięcia na ścianach domu Barbary Pawłowskiej sympatia znikła.
- Pozwoliłam sąsiadowi z Buska, który kupił działkę koło mojej, wejść na podwórko z ciężkim sprzętem, rozpocząć budowę, bo nie sądziłam, że to się odbije na kondycji mojego domu - opowiada Barbara. - A kiedy zobaczyłam jak pękają mi ściany wpadłam w rozpacz. Pobiegałam szybko powiedzieć mu o tym, ale uważał, że to nie jego wina. Tłumaczył, że pęknięcia mogą być od tirów, pod naszymi oknami przebiega droga ciężkiego ruchu, że mój dom się sypie ze starości. W końcu zgodził się na naprawienie wyrządzonych krzywd, ale oferował mi zbyt małe koszty na remont zniszczeń, jakie powstały. Za taką kwotę nie dało się naprawić wszystkich uszkodzonych ścian.

SIOSTRA SIĘ MĘCZY

Barbarę Pawłowską odwiedzamy w miejscu zamieszkania w Staszowie. Cały czas w tej walce o sprawiedliwość wspierają ją brat i siostra z Kielc. - Siostra całe życie mieszka w naszym rodzinnym domu, gdzie się wychowałyśmy i gdzie wcześniej mieszkali nasi rodzice i bardzo mi jej szkoda, że tak się teraz męczy - mówi Jadwiga Putała. - Całe życie byłyśmy dobroduszne, ja jako lekarz kardiolog starałam się i staram nieść ludziom pomoc, ale to nie znaczy, że nasze dobre serce ktoś ma wykorzystać. Sąsiad rozkręca biznesy, ale nie może to być robione naszym kosztem. Uważam, że siostrze należy się odszkodowanie za to, że poniosła tak wielkie straty. Z nauczycielskiej pensji, w sytuacji, gdy sama wychowuje córkę nigdy nie uzbiera sumy potrzebnej do wyremontowania domu po zniszczeniach. Rodzina jej pomaga, ale za odnowienie powinien zapłacić ten, kto poniszczył ściany.
Barbara oprowadza nas po pokojach i pokazuje pęknięcia. - Jak się nie zrobi remontu, to dom się w końcu zawali, gdzie pójdziemy z córką mieszkać - rozpacza. - Najpierw żądałam odszkodowania 400 tysięcy złotych, bo ten wysoki dom spowodował również to, że na naszej działce jest teraz ciemno jak w grobie, zasłonił całe światło i słońce. Ja sobie nie wyobrażam, jak mamy dalej żyć w takiej atmosferze. Na początku cieszyłyśmy się z córką, że będziemy miały sąsiadów, że będzie przyjemniej tu mieszkać, ale z tymi ludźmi się nie da żyć w zgodzie.

Na posesji obok, grupa robotników kończy w tylnej, niewidocznej od drogi części całą inwestycję, budynek handlowo-usługowo-mieszkalny. Znajdują się w niej bankomat, sklep i Chińskie Centrum Handlowe.

DOM STABILNIEJSZY

Właściciel domu pan Arnold Augustowski absolutnie nie zgadza się z roszczeniami i pretensjami sąsiadki. - Mój dom nie tylko nie zniszczył posesji pani Barbary, ale nawet ją uratował - tłumaczy. - Trzeba na to wszystko spojrzeć obiektywnie, bez emocji - uważa. - Parę lat temu do domu tej pani przylegała inna budowla, która zawaliła się, doszło do katastrofy budowlanej - wyjaśnia. - Rozebrano ją, pięć lat temu kupiłem tę działkę i wybudowałem na niej dom, w przyszłości mamy zamiar tam zamieszkać z rodziną. Przez te nasze działania jej dom wzmocnił się, jest teraz bardziej stabilny. Na ścianach mogły powstać pęknięcia, ale niekoniecznie od mojej budowy. Gdyby inspektorzy stwierdzili jakieś nieprawidłowości, to przecież by ją wstrzymano. Bez względu na przyczyny chciałem na początku porozumieć się z tą kobietą i sfinansować jej remont ścian, najpierw się zgodziła, ale potem wycofała się, bo uznała, że należy jej się większe odszkodowanie. A za taką sumę, jakiej ona żądała można by było wybudować nowy dom. Chciałabym z tą panią dogadać się, ale się nie da, bo ona ciągle wymyśla nowe rzeczy.

SZUKA POMOCY W URZĘDACH

Dogadanie się, jakie proponuje pan Arnold, pani Barbara uważa za bronienie swoich interesów. - Z ekspertyzy wykonanej przez Edmunda Pieniążka jednoznacznie wynika, że przyczyną zniszczeń mojej ściany są roboty budowlane wykonywane na sąsiedniej działce bezpośrednio przy ścianie szczytowej budynku już istniejącego, radykalna zmiana wilgotności podłoża i nierównomierne osiadanie fundamentów - podsumowuje. - Odwoływałam się do starosty, do Powiatowego i Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego, wniosłam skargę do rzecznika odpowiedzialności zawodowej przy Okręgowej Izbie Inżynierów Budownictwa, zawiadomiłam prokuraturę i policję o narażenie na spowodowanie katastrofy budowlanej, bo uważam, że budując tamten dom podkopano się tak niefortunnie, że nadwyrężono ścianę nośną i zaczęła pękać - relacjonuje ze łzami w oczach. - Oprócz tego budowa spowodowała, że wzrósł poziom wód gruntowych i moje ściany podmakają. Właścicielem kanału burzowego jest Urząd Miasta i Gminy w Staszowie, ale pozostają głusi na moje problemy.

Jednak przedstawiciele władz, które znają tę sprawę mają na ten temat inne zdanie.
Zarówno Andrzej Bracha, kierownik budowy, jak i Zygmunt Drzymalski, jeden z dziewięciu projektantów nowej budowli, są przekonani, że inwestycja pomogła, a nie zaszkodziła domowi pani Barbary. - Dzięki tej nowej inwestycji stary dom mieszkanki w ogóle przetrwał i ustabilizował się - są o tym przekonani. - Gdyby jej nie było, mógł się zawalić, bo tam prawie nie było fundamentów. - Dodatkowo wszystko działo się wtedy, gdy padały bardzo obfite deszcze, rozmókł grunt i mogło dojść do przewrócenia się ściany szczytowej starego domu mieszkanki Staszowa - dodaje projektant Drzymalski. - Natychmiast wzmocniliśmy jego konstrukcję, dzięki temu stoi.

Elżbieta Skrzypek, dyrektor powiatowego wydziału nadzoru budowlanego, informuje, że z ich strony postępowanie zostało zakończone. - Jeśli mieszkanka nie jest zadowolona z końcowej opinii może odwoływać się do sądu - informuje.
Z kolei w Wojewódzkim Inspektoracie Nadzoru Budowlanego w Kielcach uznano, że to miejscowy inspektorat powiatowy ma za zadanie obserwować aktualny stan techniczny budynku i podjąć stosowne rozstrzygnięcie w tej sprawie, gdyby istniało jakieś zagrożenie.

Starosta staszowski Andrzej Kruzel też uważa, że nie ma dowodów, że nowo wybudowany budynek uszkodził do niego przylegający. - Jest zrobiona ekspertyza, z której wynika, że prace mogły mieć wpływ na pęknięcia, ale nie musiały ich spowodować - mówi. - Był zrobiony projekt naprawczy, ale pani Barbara wycofała się z jego realizacji.

Obecnie wszystkie sprawy w staszowskich instytucjach umorzono, prokuratura odmówiła wszczęcia dochodzenia, ale Barbara Pawłowska nie zamierza przestać walczyć. - Tutaj w Staszowie wszystkiemu ukręcają łeb, bo wszyscy się ze sobą znają - jest przekonana. - Ja już się tak załamałam tą sprawą, jestem w takiej depresji, że czasami sobie myślę, że może komuś byłoby to na rękę, żebym zwariowała, a moja działka zostałaby wtedy przejęta za złotówkę, bo jest bardzo atrakcyjna. Ale nie poddaję się. Ponownie zawiadomiłam policję, jesteśmy od nowa przesłuchiwani i będę się starała o to, aby sprawy były prowadzone w Kielcach. Ale gdyby staszowskie władze pomogły mi, wskazały jakąś drogę wyjścia, jak można by naprawić mój dom, to bym może odpuściła, a tak nie wiem, co mam robić. Projekt naprawczy, który został sporządzony wyceniono na 35 tysięcy złotych. A ja po pierwsze takich pieniędzy nie mam, po drugie, żadna firma nie zgodziła się remontować mego domu za takie kwoty.

Andrzej Kruzel, starosta powiatu staszowskiego, uważa jednak, że najlepiej byłoby, gdyby obie strony porozumiały się ze sobą. - Ja mógłbym być nawet mediatorem, bo zależy mi na tym, żeby nasi mieszkańcy byli zadowoleni, a nie kłócili się ze sobą latami - podkreśla. - Zrobię co w mojej mocy, aby załagodzić ten konflikt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie