Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nagła choroba zmieniła życie pani Haliny. Każdy z nas może pomóc

Piotr STAŃCZAK
Pewnego wrześniowego dnia prezes firmy Wtórpol ze Skarżyska-Kamiennej Leszek Wojteczek biegał dookoła zalewu Rejów. Zauważył parę, mężczyznę prowadzącego kobietę, która miała problemy z poruszaniem się. Zatrzymał się obok, porozmawiał z małżonkami, poznał historię choroby pani Haliny.

Życie rodziny diametralnie zmieniło się po wydarzeniu z 2006 roku. Pani Halina pracowała w biurze, w trakcie wykonywania swych obowiązków doznała wylewu, pękł jej tętniak w głowie. Wcześniej wprawdzie uskarżała się na bóle głowy, ale nie podejrzewała niczego poważnego. - Trafiłam na oddział neurochirurgii Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kielcach. W wyniku pęknięcia tętniaka doznałam paraliżu lewej strony ciała. Zaczęło się długie leczenie, na łóżku szpitalnym spędziłam trzy miesiące. Potem zaczęłam długą i żmudną rehabilitację - opowiada pani Halina. Jej mąż Zdzisław pracował wtedy zagranicą. Z dnia na dzień musiał wrócić do rodzinnego miasta, przejąć domowe obowiązki. Cały czas przebywa z żoną, pomaga jej ubrać się, umyć, sprząta, gotuje. Może ona liczyć tylko na jego pomoc. - Wcześniej nie lubiłem na przykład myć okien. Teraz to także jest mój obowiązek - wspomina mężczyzna. Pan Zdzisław towarzyszy żonie również podczas wyjazdów do sanatoriów, na rehabilitacje, między innymi do Buska-Zdroju, Nałęczowa, Rabki.

- Jedna taka wyprawa w roku kosztuje ponad cztery tysiące złotych. Jako opiekun muszę płacić za kwaterę, ponosić wszelkie koszty związane z pobytem. Żona bierze rentę wypadkową, ale potrzeb jest mnóstwo. Połowę wszystkich wizyt u lekarzy, rehabilitantów, w różnych ośrodkach finansujemy sami. Na wyjazdy refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia trzeba bowiem czekać półtorej roku albo i dłużej... - opowiada. Na rehabilitację lewej ręki i nogi potrzeba około godziny dziennie. Małżonkowie - gdy tylko dopisuje pogoda - spacerują w mieście i okolicach. Właśnie podczas jednej z takich wrześniowych wypraw poznali Leszka Wojteczka, który zadeklarował im pomoc.

- Dotąd na żadne wsparcie z zewnątrz nie mogliśmy liczyć - wspominają. Pani Halina porusza się o kulach, bierze tabletki na rozluźnienie mięśni. Lekarze powtarzają jak mantrę - trzeba być wytrwałym, cierpliwym. Pan Zdzisław dowiedział się z internetu, że szansą dla jego żona może być tak zwany botoks - wstrzyknięcie jadu kiełbasianego do porażonych kończyn. - Podobno to sprawia, że mięśnie się rozluźniają i chory może poruszać się bez kul nawet pół roku. Potem taki zabieg trzeba powtórzyć. Nie wiemy jednak, ile on kosztuje i gdzie można go wykonać - tłumaczy. - Przez te siedem lat bardzo zmieniło się nasze życie. Dziękujemy państwu Ewie i Leszkowi Wojteczkom za to, że w ogóle zainteresował się naszą sytuacją - mówią małżonkowie. Wojteczkowie za pośrednictwem swojej fundacji Eco Textil, powołanej przy Wtórpolu pomagają chorej skarżyszczance. Na leczenie przekazali już kilka tysięcy złotych. Wszyscy ci, którzy służyliby wszelkimi informacjami na temat sposobu leczenia choroby pani Haliny, proszeni są o kontakt z naszą redakcją pod numerem telefonu 697-770-601.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie