- Nie chcemy umierać wcześniej, bo jakiś urzędnik wydał pozwolenie na budowę masztu - krzyczeli we wtorek mieszkańcy Świętej Katarzyny, którzy protestowali przeciwko budowie w ich miejscowości anteny telefonii komórkowej. Tymczasem inwestycja może w ogóle nie dojść do skutku.
O tym, że na prywatnej działce ma powstać wieża telefonii komórkowej o wysokości ponad 50 metrów, mieszkańcy dowiedzieli się kilka dni temu. Na początku maja, na wniosek jednego z przedstawicieli sieci komórkowej, Urząd Miasta i Gminy w Bodzentynie wydał decyzję w sprawie ustalenia lokalizacji pod tę inwestycję. We wtorek kilkudziesięciu mieszkańców spotkało się z burmistrzem Bodzentyna. Było głośno i burzliwie. Mieszkańcy nie kryli oburzenia decyzjami urzędników.
WALCZĄ OD ROKU
- Już w zeszłym roku chcieli nas uszczęśliwić masztem, udało nam się wywalczyć, że go w końcu nie postawiono. Ale jak się okazało, uśpiono naszą czujność na rok, bo inwestor uzupełnił wnioski i urzędnicy chcą wydać pozwolenie na budowę, stawiając nas przed faktem - mówi Grzegorz Kupis, bezpośredni sąsiad działki, na której ma stanąć maszt.
Mieszkańcy boją się utraty zdrowia, ale też odpływu turystów. - Nikt nas nie pytał o zdanie. Wszystko się dzieje bez naszej wiedzy i zgody - denerwują się mieszkańcy. - To miejscowość turystyczna, przyjeżdżają ludzie z całej Polski. My z nich żyjemy. Gdzie jest człowiek w tym wszystkim? - pytali.
Dariusz Skiba, radny powiatowy mówi, że maszt można było zlokalizować w Psarach lub innym miejscu, z dala od ludzi. - To typowo turystyczna miejscowość, a maszt jest blisko domów, nie ma planów miejscowych, inwestor to wykorzystuje.
WSTRZYMYWAŁ JAK MÓGŁ
Burmistrz Bodzentyna Marek Krak wyjaśnił mieszkańcom, skąd problem. - Przez 10 lat stał maszt na terenie Świętokrzyskiego Parku Narodowego, nowy dyrektor wypowiedział umowę telefonii komórkowej, stąd szukali nowej lokalizacji. Jeden z mieszkańców wydzierżawił im prywatny grunt. Wszystkie dokumenty złożone przez niego są zgodne z prawem, nie mogę podjąć innej decyzji, jak tylko zgodzić się. Nie mogę narazić gminy na koszty sądowe, bo do takich by doszło. Każdy ma telefon i z niego korzysta, ale nikt nie zgadza się na maszty.
Dodaje, że przez rok próbował "przeciągać" postępowanie. - Myślałem, że się rozmyślą, albo znajdą inną lokalizację, nie udało się, minęło 12 miesięcy, decyzję musiałem wydać.
Tymczasem mieszkańcy zajrzeli do wniosku inwestora. Tam był zapis, że najbliższe zabudowania są oddalone od masztu o 295 metrów. - To jakaś bzdura - mówili i poszli wszyscy w pola by zmierzyć dokładnie odległości.
POSZLI W POLA I ZMIERZYLI
W asyście urzędników mieszkańcy pomierzyli dokładnie. Po pomiarach okazało się, że wybudowany 6 lat temu dom Sylwii Miernik oddalony jest o 120 metrów od masztu.
- Będę składała protest do urzędu, nie wiem jakiej miary użył inwestor, ale chyba ma inną skalę niż wszyscy - mówiła zdenerwowana.
Teraz protesty mieszkańców maja trafić do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Kielcach, które zdecyduje, co dalej z pozwoleniami na budowę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?