MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Nie wytrzymał i zabił - przed kieleckim sądem o sprawie zabójstwa w Skarżysku-Kamiennej

Elżbieta ZEMSTA
Normalna, spokojna rodzina. On chichy, grzeczny, bardzo zżyty z matką - tak w oczach sąsiadów i znajomych wyglądały relacje w domu 19-latka ze Skarżyska-Kamiennej oskarżonego o zabicie matki. Proces toczy się przed Sądem Okręgowym w Kielcach.

- W nocy, gdy to się stało, spotykałem się z oskarżonym kilka razy. Około trzeciej nad ranem przyszedł przed mój blok. Miał zakrwawione ręce, ślady krwi na twarzy i ubraniu. Nie chciał mówić, co się stało. Pokazał całą garść złota i portfel z pieniędzmi - mówił wczoraj w sądzie 20-letni kolega oskarżonego.
Tragedia, której dotyczy proces rozegrała się w nocy z 21 na 22 czerwca 2011 roku w mieszkaniu w jednym z bloków w Skarżysku-Kamiennej. 19-latek mieszkał tam razem z 50-letnią matką i 24-letnim bratem. To starszy brat kilka godzin po tragedii znalazł ciało matki. Kobieta, jak wynika z aktu oskarżenia, miała kilkanaście ran kłutych zadanych bagnetem. Śledczy ustalili, że 19-latek kilka godzin przed dramatycznymi wydarzeniami spotkał się z kolegą, mieli palić marihuanę i używać dopalacze. 19-latek był pod ich wpływem, kiedy wrócił do domu. W sądzie oskarżony tłumaczył, że matka zastała go, gdy próbował zabrać należące do niej złote kolczyki i łańcuszki. Zaczęła się szamotanina. Jak zapisano w akcie oskarżenia, 19-latek wziął bagnet i zadał matce kilka ciosów, a gdy upadła, usiadł na niej i uderzał w klatkę piersiową, głowę, ręce. Kobieta zmarła. Śledczy ustalili, że później 19-latek zabrał biżuterię, przebrał się i wyszedł z domu. Kilka godzin po tragedii został zatrzymany. Oskarżono go o zabójstwo.

NIE CHCIAŁ ŻYĆ...

Sędzia Lena Romańska, przewodnicząca składu sędziowskiego przytoczyła słowa 20-letniego świadka, który tragicznej nocy był w towarzystwie oskarżonego:

- Tego wieczora pierwszy raz spotkaliśmy się około godziny 22. Oskarżony przyniósł marihuanę i dopalacze. Zażyliśmy to. Oskarżony był spokojny. Rozstaliśmy się. On wrócił do domu. Około trzeciej nad ranem zadzwonił do mojego brata na telefon komórkowy. Był przed naszym blokiem, wyszedłem do niego. Był zdenerwowany, poruszony. Miał zakrwawione ubranie. Z kieszeni wyjął łańcuszki i kolczyki. Pytałem, co się stało, a on stwierdził, że ze wszystkim sobie poradzi, żebym się nie martwił. Siedzieliśmy na skałkach do godziny 6. Potem poszliśmy do swoich domów. Za jakąś godzinę spotkaliśmy się ponownie, oskarżony miał już inne ubranie. Powiedział, że jego mama nie żyje, a on będzie musiał uciekać. Domyśliłem się, co się stało. Mówił, że matka pierwsza zamachnęła się na niego nożem. Widziałem, że miał pokaleczoną rękę. Powiedział, że nie wytrzymał i zabił ją. Później zaczął płakać i wyrzucać z siebie, że on też nie chce już żyć, że się zabije.

Przed sądem zeznawał wczoraj także brat oskarżonego -mężczyzna, który od 3,5 roku odsiaduje wyrok za spowodowanie wypadku pod wpływem alkoholu. Mówił między innymi o tym, że oskarżony bywał nerwowy. - Leczył się w poradni zdrowia psychicznego. Bywał nadpobudliwy. Mama mówiła, że nie chciał się uczyć - opowiadał w sądzie 30-letni brat oskarżonego.

Po tym, jak 30-latek został wysłuchany przez sąd, oskarżony przeprosił brata za to, co zrobił ich matce. - Na razie jest za wcześnie, bym mógł powiedzieć, że wybaczam bratu - skwitował słowa oskarżonego 30-latek.

MAMINSYNEK

Sąd wysłuchał zeznań 27-letniej bratowej 19-latka, która opowiadała o relacjach pomiędzy nim, a matką. - Teściowa miała do niego dużo pretensji. Krzyczała na niego i ubliżała mu. Mówiła, że jak przestanie chodzić do szkoły, to straci rentę po ojcu i zostanie bez pieniędzy. Wiem, że miał nie zdać do kolejnej klasy. Dla mnie oskarżony był zawsze takim maminsynkiem. Zawsze był z matką, byli ze sobą zżyci. Do czasu, aż w życiu teściowej pojawił się inny mężczyzna. On też nie szczędził przykrych słów oskarżonemu. Nazywał go nierobem i darmozjadem.

Sąsiadki z tego samego bloku, w który mieszkał 19-latek z matką opowiadały w sądzie o tym, jak trudno było nim uwierzyć, że 19-latek mógł zrobić matce krzywdę. - To był taki grzeczny chłopak. Mieszkam pod nimi, więc słyszałabym awantury. Nigdy nie powiedział złego słowa - mówiła jedna z sąsiadek. Druga dodała, że rodzina wyglądała na dobrą i spokojną. - Oskarżony zawsze mi się kłaniał. Nie raz widziałam, jak pomagał matce dźwigać torby z zakupami. Często widywałam ich razem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie