Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od lat wierny rzeźbie ludowej

Kazimierz CUCH
Kazimierz Kopeć na stoisku w Brukseli.
Kazimierz Kopeć na stoisku w Brukseli. Kazimierz Cuch
Gdy mu dobrze idzie, to całą noc może spędzić w pracowni. Ale ma chwile załamania.
Gdy mu dobrze idzie, to całą noc może spędzić w pracowni. Ale ma chwile załamania. Kazimierz Cuch

Gdy mu dobrze idzie, to całą noc może spędzić w pracowni. Ale ma chwile załamania.
(fot. Kazimierz Cuch)

Kazimierz Kopeć, świętokrzyski góral ze Starachowic zawojował Brukselę. Europa Zachodnia lubi polskie rękodzielnictwo i jest skłonna nieźle za nie zapłacić. - W Polsce na takich festynach handluje się piwem i kiełbasą, a nie rzeźbą ludową - ocenia nasz bohater.

Z tej chaty, pracowni SCK, Kazimierz Kopeć trafił do Brukseli.
Z tej chaty, pracowni SCK, Kazimierz Kopeć trafił do Brukseli. Kazimierz Cuch

Z tej chaty, pracowni SCK, Kazimierz Kopeć trafił do Brukseli.
(fot. Kazimierz Cuch)

Kazimierz Kopeć, rzeźbiarz ludowy od blisko 40 lat, jako jedyny reprezentował powiat starachowicki na inauguracyjnym koncercie - spotkaniu w Brukseli, 1 maja br., w dniu wejścia Polski do UE. Pojechał tam dzięki staraniom Starostwa Powiatowego, zrzeszonego w Regionalnej Izbie Turystycznej województwa świętokrzyskiego. Wziął z sobą 20 rzeźb ludowych, które mógłby sprzedać na pniu, ale na drugi dzień musiałby zamknąć swoje stoisko rzeźby ludowej.

Na potwierdzenie, że jest świętokrzyskim góralem podkreśla, że jego rodzice pochodzą z Łomna w gminie Pawłów. A stamtąd na rzut kamieniem jest Święty Krzyż. Jako dziecko był wożony do dziadków w Łomnie, gdzie zdarzało mu się biegać po łąkach, pasać krowy i gęsi. Dlatego ludowość świętokrzyską ma w genach. W Starachowicach dał się poznać jako bardzo zaangażowany organizator dorocznej szkółki rzeźbiarskiej dla dzieci. Co roku kończy się ona wystawą prac dzieci. Robi to od pięciu lat, prawie za darmo. Parterowy domek przy ul. Leśnej, pracownię rzeźbiarską Starachowickiego Centrum Kultury, w zarządzie STBS "Wspólny Dom", dobrze zna wielu mieszkańców pobliskiego osiedla Skałka i nie tylko.

- Wystawiałem w Brukseli swoje rzeźby i demonstrowałem warsztat rzeźbiarski. Przez dwa dni wykonałem tam jedną kompletną rzeźbę, którą uczestnicy festynu natychmiast kupili. Najbardziej interesowała ich seria rzeźb przedstawiających świętokrzyską orkiestrę. Ale przywiozłem ją z powrotem do Polski, bo stanowiła centrum mojej prezentacji. Zaraz po powrocie, za znacznie niższą kwotę kupiła ją pani prowadząca gospodarstwo agroturystyczne. Będę musiał zrobić nowych muzyków - zastanawia się nasz rzeźbiarz.

Tylko on wiedział, że będzie rzeźbił

Ani rodzice, ani nauczyciele nie wróżyli mu rzeźbiarskiej kariery. Poddawał się grzecznie rodzicielskim sugestiom co do wyboru zawodu i pracy. Dlatego ukończył Zasadniczą Szkołę Zawodową przy ul. 1 Maja jako ślusarz mechanik. Przepracował w tym zawodzie 22 lata, w hucie wydziale na mechanicznym. Tylko on wiedział, że będzie rzeźbił. Choć z genami świętokrzyskiego górala, urodził się 55 lat temu w dzisiejszych Starachowicach, przy ul. Południowej. Wtedy nazywało się to Krzyżową Wolą i było wsią. Dziwne, że niektórzy mieszkańcy tych rejonów teraz tak zawzięcie wypierają się wiejskiego pochodzenia.

Ojciec Józef Kopeć był tylko "złotą rączką", bardzo dobrym rzemieślnikiem, nigdy nie zajmował się rękodzielnictwem, działalnością twórczą. Nikt w rodzinie Kazimierza Kopcia nie miał takich zamiłowań i predyspozycji. Nauczyciele w starej szóstce już starachowickiej Krzyżowej Woli nie interesowali się pragnieniami uczniów. - Nikt się nie zajmował dziećmi, młodzieżą uzdolnioną plastycznie. Na pracach ręcznych trzeba było zrobić karmnik dla ptaków lub wiatrak. A ja już w szkole podstawowej dużo malowałem. Wanda Jasztal, moja nauczycielka, była zdziwiona, gdy po kilkudziesięciu latach dowiedziała się, że zajmuję się rzeźbą. Nie przywiązywano żadnej wagi do zajęć plastycznych, nikt się tym nie interesował - ocenia nasz rozmówca.

Zaczynał w korzeniach

Zacząłem jeszcze w szkole podstawowej, była to rzeźba z korzenia. Laski z rzeźbionymi kosturami sprzedawałem za bezcen, by mieć pieniądze na cukierki. W latach 70. była pierwsza wystawa w Domu Kultury "Wrzos" na Bugaju. Dostałem pierwszą nagrodę, na tej pierwszej wystawie. To chyba przesądziło, że robię to do dziś, blisko 40 lat. Podpatrywałem Antoniego Zająca. Był dobrym rzeźbiarzem amatorem. Pierwszym w późniejszym Robotniczym Stowarzyszeniu Twórców Kultury. Potem bardzo często miałem wystawy. Starachowickie Przedsiębiorstwo Przemysłu Drzewnego miało stały patronat na ludźmi rzeźbiącymi w drewnie. A było nas kilkunastu. Wzorcem do naśladowania był dla mnie był Leszek Celuch, chyba najlepszy rzeźbiarz w Starachowicach. Obecnie jest w Kanadzie. Teraz z ludowych rzeźbiarzy zostałem sam. Inni poszli za chlebem, w biznesy - relacjonuje swoją historię.

Miał ponad 50 wystaw. Najcenniejsza to ta w 1982 roku w Berlinie Zachodnim. - Wtedy reprezentowałem Polskę, tydzień tam byłem. Ale, by wywieźć swoje prace na wystawę musiałem mieć zgodę konserwatora zabytków, zaplombował mi wszystkie prace, bym ich tam nie sprzedał. Gdy pracowałem na kontrakcie w Berlinie Wschodnim to mieliśmy międzynarodową wystawę przy Bramie Branderburskiej. Była Warszawa, Szczecin, indywidualna wystawa w Spółdzielczym Domu Kultury. Co roku biorę udział w Dymarkach Świętokrzyskich, ale teraz się handluje kiełbasą i piwem, a nie sztuką. My stoimy ze swoimi pracami na ściernisku. Lepszy jest szałas w Świętej Katarzynie, gdzie w niedziele wystawiam swoje prace - oburza się.

Sukces w Brukseli

Do Brukseli wytypowało go Starostwo Powiatowe, konkretnie Krzysztof Niedopytalski z Dariuszem Dąbrowskim. Oni mieli kontakt z Regionalną Organizacją Turystyczną. Dwa tygodnie trwały przygotowania. Ale się opłaciło. Wziął tylko swoje prace i tylko 20 rzeźb. Strój świętokrzyski wypożyczył ze Starachowickiego Centrum Kultury. I razem z całą reprezentacją Świętokrzyskiego zrobili tam turystyczną furorę. Znacznie większą niż inne regiony Polski, stawiające na nowoczesność, luksus wypoczywania. Jego pokaz rzeźbienia, podobnie jak inne stoiska skupiały wielu ludzi. - Mieliśmy tłumacza, z francuskiego, ale nie mógł być na każdym stoisku. Dlatego sami musieliśmy sobie radzić. Trochę ręce bolały od tej rozmowy - żartuje. Stali bardzo blisko budynków Komisji Europejskiej. To, co rzuciło mu się w oczy, to piękne krajobrazy. Mieszkał 60 km od Brukseli, nad Mozelą. Tam jest pełnia lata. To, co dominowało na festynie europejskim to bardzo dużo ludzi i bardzo duże zainteresowanie Polską.

Mówią o nim

Michał Garbarczyk, jeden z najpilniejszych uczniów Kazimierza Kopcia wypowiada się w samych superlatywach o swoim nauczycielu. - Mieszkamy w jednym bloku, więc pierwszy raz podglądałem go, gdy miał pracownię jeszcze w piwnicy. Sam zacząłem rzeźbić w sierpniu 1998 roku. Miałem rok przerwy na wojsko i teraz dalej rzeźbię. Co jest ciekawego w jego postępowaniu? Potrafi wytłumaczyć, jest cierpliwy, dużo pomaga, naprawia, gdy coś co nam nie wyjdzie. Jego pobyt w Brukseli to duży sukces. Tak pana Kazimierza, jak i jego promotorów. Zamierzam dalej z nim współpracować. Na razie zajmuję się rzeźbą amatorsko, jest to moje hobby - ocenia Michał. W pracowni przy ul. Leśnej stoi jego orkiestra świętokrzyska, basista, skrzypek, bębnista, harmonista, trębacz. W domu ma tryptyk, ukrzyżowanie Chrystusa. Rodzice się bardzo cieszą, bardo im się podoba, nie pozwalają sprzedawać prac syna. Był już na jednej wystawie wojewódzkiej, zakończonej z sukcesem.

Żona Józefa wyszła za Kazimierza, bo ma dobre serce. Tym najbardziej ją ujął. - Bardzo się cieszę, że się tym interesuje. Czasami ma złe dni, wtedy staram się go wspierać. Ale jak mu idzie to całą noc siedziałby w pracowni i rzeźbił. Życzę mu, żeby był zdrowy, długo pracował, bo to dobre serce mu szwankuje - martwi się żona. Jeździ z nim na Iłżeckie Dni Kultury, na Dymarki Świętokrzyskie, by mu pomóc organizacyjnie, przypilnować stoiska. Do szałasu w Świętej Katarzynie z rzeźbami jeździ przeważnie sam. Ich dwoje dzieci nie wykazuje zainteresowań plastycznych. - Może wnuki... jak będą? - zastanawia się żona.

On sam najchętniej przeszedłby na emeryturę, by cały wolny czas poświęcić rzeźbieniu. Sądzi, że w Unii Europejskiej będzie mu lepiej. Podobnie innym twórcom ludowym. Tam lubią rzeźbę ludową, rękodzielnictwo. Niektórzy uczestnicy 1-majowego festynu w Brukseli sami próbowali rzeźbić jego narzędziami. I bardzo się im to podobało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie