Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ojciec Szczepan Praśkiewicz: Wielkanoc to ważny czas

Dorota Kułaga
Ojciec Szczepan Tadeusz Praśkiewicz pochodzi z Grabowca w województwie świętokrzyskim. Ukończył Szkołę Podstawową w Piotrkowicach, Liceum Ogólnokształcące w Wadowicach, od 1980 do 1988 roku studiował teologię w Rzymie. Doktoryzował się na Teresianum i odbył studia specjalistyczne z mariologii na Marianum.
Ojciec Szczepan Tadeusz Praśkiewicz pochodzi z Grabowca w województwie świętokrzyskim. Ukończył Szkołę Podstawową w Piotrkowicach, Liceum Ogólnokształcące w Wadowicach, od 1980 do 1988 roku studiował teologię w Rzymie. Doktoryzował się na Teresianum i odbył studia specjalistyczne z mariologii na Marianum.
Ojciec Szczepan Praśkiewicz, który pochodzi z Kielecczyzny, wspomina swoje wyjątkowe święta w Kuwejcie, mówi o tradycji lanego poniedziałku, ulubionych potrawach i święconce, którą podzieli się też u mamy w Grabowcu.

Ojciec Szczepan Praśkiewicz jest niezwykle cenionym duchownym. Pochodzi z Kielecczyzny, obecnie pracuje w Wadowicach. Pełni też ważną rolę w Watykanie. Od 1998 roku jest tam konsultorem Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. Jest autorem wielu książek o tematyce religijnej, między innymi na temat świętości. Został też Człowiekiem Roku 2015 w powiecie kieleckim w plebiscycie „Echa Dnia”.

Ojciec Szczepan Praśkiewicz, mimo wielu obowiązków, które ma w Wielkim Tygodniu - jak zawsze chętnie - udzielił nam wywiadu. Podzielił się swoimi przemyśleniami na temat istoty świąt wielkanocnych, powiedział, na czym polega wyjątkowość tych dni. Opowiedział też o swoich ulubionych potrawach, o wizycie w rodzinnych stronach i o obfitych lanych poniedziałkach z dzieciństwa i młodości, które wspomina do dziś.

W Wielki Czwartek zaczęło się Triduum Paschalne. Dla katolików to niezwykle ważny czas...

Tak, bo to czas celebrowania największych prawd naszej wiary, to jest męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, to czas celebrowania Paschy. I tu warto, co rzadko dziś czynimy, powrócić do etymologii, do znaczenia słowa Pascha, jak nazywa się Wielkanoc w języku łacińskim, czy w językach romańskich (Pasqua - przyp. red.). Wywodzi się z hebrajskiego słowa „pesah” i oznacza „przejście”. Pascha bowiem dla Żydów była przejściem przez Morze Czerwone, była przejściem z niewoli egipskiej do Ziemi Obiecanej. Dla Chrystusa Pascha była zaś przejściem ze śmierci do życia, przejściem przez mękę i śmierć krzyżową do zmartwychwstania. A dla nas, chrześcijan, Pascha jest, czy powinna być, przejściem z życia w grzechu do życia w łasce, do życia w komunii ze zmartwychwstałym Chrystusem. I dlatego właśnie przykazanie kościelne zobowiązuje wyznawców Chrystusa, aby przynajmniej raz w roku, i to właśnie w okresie wielkanocnym, w okresie paschalnym, przystąpili do spowiedzi i do komunii świętej, aby właśnie dokonała się w nich ta Pascha, to hebrajskie „pesah”. Chodzi o przejście od grzechu do łaski, zmartwychwstanie od życia w grzechu do życia w łasce.

Jezus cierpiał, poniósł śmierć na krzyżu, a po trzech dniach zmartwychwstał. „Gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, próżna byłaby nasza wiara” - pisał apostoł Paweł. Dlaczego zmartwychwstanie Chrystusa jest dla nas takie ważne?

Odpowiedź na to pytanie zawiera się praktycznie w słowach, jakie powiedziałem wcześniej. Gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, nie byłoby więc tej Jego „Paschy”, a więc cała teologia, mówiąc kolokwialnie - wzięłaby w łeb! Nie dokonałoby się dzieło odkupienia, dzieło zbawienia, i - jak mówi święty Paweł - próżna byłaby nasza wiara, daremne byłoby nasze przepowiadanie, bo prowadziłoby ono praktycznie donikąd. Dlatego zmartwychwstanie Chrystusa jest dla nas niezwykle ważne.

Wielkanoc jest bogata w symbolikę. Wystarczy popatrzeć na groby, które są przygotowywane w kościołach. Kiedy i gdzie pojawiła się tradycja przygotowywania tych grobów? Jak to wygląda w innych krajach?

Tradycja ta sięga wieków wstecz, chociaż w krajach basenu Morza Śródziemnego zamarła. Nie ma grobów Pana Jezusa w Italii, nie na ich w samym Rzymie, nie ma w bazylice papieskiej Świętego Piotra w Watykanie. Są natomiast w Austrii, Czechach, na Słowacji i w Polsce. Co więcej, u nas nabożeństwo Męki Pańskiej spotęgowało się bardzo w okresie zaborów, gdy powstał tak zwany mesjanizm polski, widzący w naszym narodzie „Mesjasza Narodów”. Noc zaborów utożsamiano niejako ze śmiercią i pogrzebaniem Chrystusa, który jednak zmartwychwstał. Podobnie głoszono zmartwychwstanie Polski, jako „Mesjasza” także dla narodów ościennych i pobratymczych. Te idee są przecież tak bardzo obecne w naszej literaturze, zwłaszcza u Juliusza Słowackiego. Powstało nawet zgromadzenie zakonne zmartwychwstańców, którego protoplastą był Bogdan Jański i ośrodek w Paryżu z Adamem Mickiewiczem na czele. Odżyły one w okresie solidarnościowym i pontyfikatu naszego papieża - świętego Jana Pawła II, gdy Polska stała się jutrzenką wolności dla wschodniej Europy.

Był taki grób, który swoim wyjątkowym wystrojem szczególnie utkwił Ojcu w pamięci?

Tak, był to grób w moim kościele parafialnym w Piotrkowicach, pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Byłem ministrantem, to było chyba w czwartej klasie podstawówki. Proboszczem był wtedy świętej pamięci ksiądz Tadeusz Jarmundowicz. Grób był przygotowany z prawdziwych kamieni, które znosiliśmy do kościoła. W jaskini ułożonej z tych kamieni znajdowała się figura Chrystusa, a ponadto z pagórka ułożonego z tych kamieni wyłaniał się duży, drewniany krzyż ze śladami krwi w miejscach, gdzie wcześniej gwoździe przykuwały do niego ciało Chrystusa. Ukryte pod białym, zwisającym z krzyża materiałem czerwone żarówki, zapalały się jedna po drugiej, robiąc wrażenie, jakby były to spadające z krzyża krople krwi. U stóp krzyża klęczała zaś Maryja, Matka Boże Bolesna z kielichem w rękach, do którego właśnie owe krople krwi wpadały. Dziś, gdy jesteśmy przyzwyczajeni do różnego rodzaju iluminacji i zaprojektowanych komputerowo efektów świetlnych, coś takiego nie robiłoby wrażenia. Ale wówczas, tuż po elektryfikacji wsi, takie przygotowanie grobu bez wątpienia przyciągało uwagę i pobudzało do refleksji. Grób przyjeżdżali oglądać nawet mieszkańcy wiosek spoza parafii. Trzeba też podkreślić głębokie przesłanie teologiczne płynące z tak urządzonego grobu Jezusa. Maryja - Jego Matka, współodkupicielka, zbiera do kielicha Jego krew, aby żadna z kropli się nie zmarnowała, ale żeby służyła do zbawienia, do obmycia z grzechów.

W większości kościołów w niedzielę o godzinie 6 rano zabrzmi radosne Alleluja w czasie rezurekcji...

Procesja rezurekcyjna i Eucharystia o świcie są dopełnieniem wieczornej lub nawet nocnej celebracji Wigilii Paschalnej i nie można ich celebrować bez nawiązania do tejże wigilii, podczas której świętuje się - jak mówi liturgia - całe wspaniałe dzieło stworzenia i jeszcze wspanialsze dzieło odkupienia. Dlatego odczytuje się teksty Pisma Świętego o stworzeniu, o przejściu Żydów przez Morze Czerwone (owo „pesah”, o którym mówiłem wcześniej) i w końcu o zmartwychwstaniu Chrystusa. Poświęca się paschał - symbol Chrystusa Zmartwychwstałego i odnawia się przyrzeczenia chrzcielne, bo przecież chrzest jest symbolicznym zanurzeniem w śmierć Chrystusa, aby mieć udział w Jego Zmartwychwstaniu. I w procesji rezurekcyjnej, w radosnym śpiewie „alleluja”, wszystko to ma swoje dopełnienie, swój punkt kulminacyjny, swój wyraz zewnętrzny, w którym głosimy śmierć Chrystusa, wyznajemy chwalebne Jego Zmartwychwstanie i oczekujemy Jego przyjścia w chwale.

Gdzie ojciec spędzi święta wielkanocne? Będzie okazja odwiedzić rodzinne strony?

W Wadowicach, w mojej wspólnocie zakonnej, w której jesteśmy oblężeni penitentami i większość czasu w te dni Wielkiego Tygodnia spędzamy w konfesjonałach. Ale jest w tym nasza radość, że dokonuje się „pesah”, Pascha, przechodzenie od życia w grzechu do życia w łasce u ziomków świętego Jana Pawła II w Jego rodzinnym mieście. Po świętach, w połowie tygodnia, planuję spotkanie rodzinne u mamy Stefanii w Grabowcu, by podzielić się z nią i rodzeństwem radością paschalną i skonsumować „święconkę”.

Była taka Wielkanoc, którą Ojciec przeżywał poza Polską? Jeśli tak, to gdzie, i czym różniła się od tej naszej?

Była to niezapomniana Wielkanoc w Kuwejcie, bodajże w 1996 lub 1997 roku. Udałem się tam na cały Wielki Tydzień, by poprowadzić rekolekcje i celebrować Paschę dla Polaków, a pracowało ich wówczas w tym emiracie około tysiąca. Byli to przede wszystkim geodeci, architekci, nauczyciele akademiccy, informatycy komputeryzujący kuwejckie banki… Klimat był zupełnie inny niż w Polsce: pustynia, ciepło, niczym u nas w czerwcu, dzień wolny od pracy, to nie niedziela, lecz piątek, jak we wszystkich państwach muzułmańskich. W całym emiracie były wówczas tylko dwa kościoły: katedra w Kuwait City i kościółek w Ahmadi, na terenie stacji British Petrol. Nauki rekolekcyjne głosiłem i liturgię sprawowałem w obu z nich, oczywiście o różnych godzinach. Nasi rodacy byli świetnie zorganizowani, zapewnili wszystko, włącznie ze wspaniałą obsługą liturgiczną, śpiewem pieśni i posługą przy organach. Byłem wzruszony, gdy w Wielką Sobotę przybył sam ambasador Rzeczypospolitej, żeby poświęcić pokarmy. Dzieci wykonały piękne, polskie pisanki. Mężczyźni, nie mając koszyczków, przygotowali święconkę w reklamówkach. Na śniadanie wielkanocne nie zabrakło nie tylko poświęconej szynki, ale i żubrówki. Pamiętajmy, że wieprzowina jest zabroniona w krajach muzułmańskich, a alkohol tym bardziej. Polak jednak potrafi! Największą jednak moją radością było to, że ci nasi rodacy przystąpili do sakramentów, że dokonało się w nich owo „pesah”, że ich Wielkanoc miała przede wszystkim wymiar religijny, że stali się nawet apostołami, bo przyprowadzali mi na rekolekcje i do spowiedzi także pracujących z nimi naszych pobratymców. Chodzi o Słowaków i Czechów, a nawet - wiedząc że znam język włoski, niejednego Włocha i Hiszpana, a nawet Francuza. To mnie bardzo ucieszyło.

Wiadomo, że w czasie świąt wielkanocnych najważniejszy jest aspekt duchowy. Ale tradycją jest też wspólne niedzielne śniadanie, w czasie którego dzielimy się święconką, składamy życzenia, jemy tradycyjny świąteczny żurek. W Waszym zgromadzeniu zakonnym podobnie przeżywacie ten dzień ze współbraćmi?

Tak. Po mszy świętej rezurekcyjnej spotykamy się jako wspólnota na wielkanocnym śniadaniu. Po odczytaniu fragmentu Ewangelii, przełożony składa wszystkim życzenia, po czym dzielimy się poświęconym jajkiem i składamy życzenia. Podstawową potrawą tego śniadania jest, oczywiście, tradycyjny świąteczny żurek, który w tym dniu ma wyjątkowy smak, a ponieważ pochodzimy z całej Polski, to nie brak też różnych smakołyków regionalnych.

A jakie są Ojca ulubione potrawy wielkanocne, oprócz tradycyjnego żurku? Lubi sobie Ojciec pozwolić na kawałek mazurka czy babki piaskowej?

Prawie 20 lat pobytu w Rzymie sprawiło, że nie potrafię świętować Wielkanocy bez typowej włoskiej babki zwanej „colomba”. Jest to babka z migdałami, upieczona w kształcie gołębia, zwiastuna wielkanocnego pokoju. Moi współbracia z Rzymu i przyjaciele wiedzą o tym i zawsze na Wielkanoc taką babkę mi przysyłają, podobnie jak na Boże Narodzenie przysyłają „panettone” - to znowu typowa babka gwiazdkowa, z rodzynkami… No cóż, wszyscy mamy nasze ludzkie słabości i nawet sześćdziesięcioletni zakonnik nie jest od nich wolny.

I jeszcze pytanie dotyczące lanego poniedziałku... Pamięta ojciec z dzieciństwa obfite lane poniedziałki w rodzinnych stronach? Zachowywaliście tę tradycję?

Oczywiście. Nie zapomnę, jak raz napadliśmy dom koleżanki. Wody wylało się tyle, aż jej zabrakło. Opróżniliśmy nie tylko wszystkie nasze „sikawki”, butelki, ale i wiadro. Mama tej koleżanki, niewiele myśląc, wylała na jednego kolegę, najbardziej brojącego, cały garnek mleka, w którym miało być ugotowane świąteczne kakao na śniadanie. Do dziś pamiętam, jak to mleko spływało mu z głowy po twarzy i jak się z niego oblizywał. Było wiele radości, nikt się nie obrażał, przeciwnie, wszyscy patrzyli na to pozytywnie. Szkoda, że dziś troszkę od tego odeszliśmy.

Czego u progu Wielkiej Nocy, tego wyjątkowego dla nas czasu, życzyłby Ojciec czytelnikom „Echa Dnia”?

No cóż, skoro tyle mówiłem o tym etymologicznym znaczeniu Paschy - „pesah”, to chciałbym życzyć Redakcji i Czytelnikom „Echa Dnia”, aby dokonało się w każdym z nas owo przejście. Przejście już nie tylko to nadprzyrodzone, od wielkopiątkowej tragedii na krzyżu i śmierci Jezusa Chrystusa do radosnego wielkanocnego poranka i śpiewu Alleluja w codziennym życiu. Ale również tak po ludzku, przejście od smutku do radości, przejście od pesymizmu do optymizmu, przejście od rozpaczy do nadziei, przejście do lepszego, szczęśliwego jutra. Niech nadto smakuje świąteczna poświęcona szynka, twórcze niech będą rozmowy podczas świątecznych odwiedzin, a śmingus-dyngus obfity, jak to dawniej bywało… Wesołego Alleluja!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie