Okręgowy Sąd Pracy o pensji prezydenta Starachowic

Zawieszony w obowiązkach służbowych prezydent domaga się od gminy wypłaty pensji za dziewięć miesięcy ubiegłego roku - od kwietnia do listopada. Pod koniec grudnia pozwał gminę Starachowice do Sądu Pracy. We wniosku podał kwotę roszczenia 68.832 złotych i 2 groszy nie podając jednocześnie, czy chodzi o kwotę brutto czy netto. Sąd wyznaczył termin rozprawy na 14 stycznia, a jednocześnie zwrócił się do prezydenta z prośbą i sprecyzowanie pozwu.

Okazało się, że Wojciech B. miał na myśli kwotę netto, podczas gdy w pozwie powinien podać kwotę brutto. Po korekcie pozew opiera na 102 tysiące złotych brutto. To za dużo, aby sprawą zajmował się sąd rejonowy. Pozwy, w przypadku których kwota roszczenia jest wyższa niż 75 tysięcy złotych trafiają do sądów okręgowych.

- Wysokość kwoty roszczenia sprawia, że właściwym staje się Okręgowy Sąd Pracy w Kielcach. Termin 14 stycznia został anulowany - mówi sędzia Marcin Chałoński, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Kielcach. - Zostanie wyznaczony nowy termin, najwcześniej za miesiąc.

Od 26 marca ubiegłego roku prezydent Starachowic jest na wolności. Do pracy nie chodzi, bo sąd zawiesił go w obowiązkach służbowych. Gmina nie wypłaca zawieszonemu prezydentowi pieniędzy, ponieważ żadne przepisy nie mówią czy należy to robić czy nie. Nie ma też regulacji prawnej, co do wysokości ewentualnego wynagrodzenia zawieszonych pracowników samorządowych. Przed Sądem Pracy prezydent domaga się wypłaty pełniej pensji, czyli nieco ponad 12 tysięcy złotych brutto za każdy miesiąc.

Obecnie przed Sądem Rejonowym w Starachowicach toczą się dwa procesy, w których jest oskarżony. W jednym prokurator zarzuca mu wzięcie 96 tysięcy złotych łapówek i nakłanianie świadka do zmiany zeznań, w drugim - przydzielanie gminnych mieszkań osobom spoza listy mieszkaniowej.