MKTG SR - pasek na kartach artykułów

One gryzy, on milczał...

Michał NOSAL

Starszy mężczyzna z Krajna wyszedł z domu tylko na chwilę. Za potrzebą. Wrócił pogryziony. Miał rany na nogach i rękach, tak jakby próbował się bronić. Nie mógł wołać o pomoc, bo od małego był niemy. Kto go zaatakował we wtorek na ranem? Jedni podejrzewają, że duży pies spuszczony na noc z łańcucha gdzieś w sąsiedztwie, inni, że wataha bezpańskich czworonogów. Nie brakuje ich w okolicy i bywało już, że rzucały się na ludzi. Mężczyzna zmarł. Zagadka śmierci pozostała.

- Kontakt był z nim utrudniony, więc znało się go raczej słabo. Czasem widywałem człowieka na podwórku, w sezonie pomagał rodzinie przy truskawkach. Mieszkał z bratem i jego rodziną. Żył, a teraz go nie ma - opowiadają o 75-latku sąsiedzi.

Mężczyzna mieszkał ze swymi bliskimi w dużym białym domu tuż obok placu, na którym dzieci z okolicy lubią pograć w piłkę. - Ale strach teraz dzieci za ogrodzenie wypuścić, bo wszędzie włóczą się psy - tłumaczy mieszkająca w pobliżu kobieta w okularach. - Najczęściej biegają pojedynczo, ale rankiem i wieczorem zbierają się w watahy. Właśnie w tej okolicy.

Pogryziony i wychłodzony

W poniedziałkowy wieczór - ustalili policjanci - 75-latek położył się spać o godzinie 19. Jego brat trochę później. Może o 20. Obudził się około godziny 4 i zauważył, że łóżko obok jest puste. - Pomyślał, że brat poszedł do drewnianej ubikacji znajdującej się na podwórku. Kiedy tamten długo nie wracał, wyszedł za nim - opowiada Marek Mirocha, szef daleszyckich policjantów.

A gospodarz mieszkający w domu sąsiadującym z posesją, na której doszło do tragedii, uzupełnia: - Znalazł brata leżącego na ziemi, pokrwawionego. Z pomocą syna podniósł go i zabrał do domu.

75-latek miał poranione ręce i nogi. Ślady wskazywał na to, że był gryziony. Zaraz po tym, jak pogotowie dowiozło go do Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego na kieleckim Czarnowie, lekarze zaczęli operację. Mężczyzna - mówili potem - był nie tylko poraniony, ale i wychłodzony. Mimo wielu godzin starań, jego życia nie udało się uratować. Co dokładnie było przyczyną jego śmierci, policjanci nie potrafią na razie powiedzieć. Czekają na wynik sekcji zwłok. Ludzie w Krajnie mają mniej wątpliwości. Winne są psy - mówią - a może i ludzie, którzy ich nie dopilnowali. Z dostaniem się na posesję zwierzęta nie miały by żadnego kłopotu. Ogrodzenie jest tylko od strony ulicy, ale i to bez bramy. Gdzie dokładnie mężczyzna przeżył koszmar, tego policjanci nie potrafili powiedzieć.

- Są ślady krwi, ale nie ma jednego konkretnego, wydeptanego miejsca, w którym mógłby wydarzyć się atak - tłumaczy Marek Mirocha.

Nie mógł wołać o ratunek

Tego, co działo się we wtorek nad ranem w okolicach białego domu, nikt nie widział, ani nie słyszał. - On nie mógł wołać, ale i myśmy spali - tłumaczyła we wtorek po godzinie 21 zapłakana kobieta w chustce. W deszczu policjanci rozmawiali z domownikami, a potem chodzili od jednego sąsiada do drugiego. Następnego dnia poszliśmy ich śladem i usłyszeliśmy te same odpowiedzi. - Niczego nie słyszałam, inni też nie, ale to na pewno psy. Niedawno pogryzły moją sąsiadkę, a teraz znowu rzuciły się na człowieka - opowiada kobieta w okularach. Krótko obcięta mieszkanka następnego, drewnianego domu potwierdzała: - Na drodze dobiegł do mnie ze trzy tygodnie temu taki bury i złapał za nogę. Jakoś dałam sobie radę. Kłopot miałam też raz na polu, tam obok kurnika. Pilnujący go pies często nie jest przywiązany.

Mieszkający nieco dalej Jerzy Głazowski, któremu przerwaliśmy strzyżenie trawnika, zapewniał: - Ja swojego górskiego owczarka trzymam cały czas na posesji. Puszczę go na godzinę, żeby sobie po działce pobiegał, a potem z powrotem do kojca. Ale nie wszyscy tak robią. Wielu spuszcza psy i pozwala im swobodnie biegać po okolicy. Nocą by pan tu nie pochodził. Może po tym co się stało we wtorek, przestaną to robić, ale za kilka dni będzie jak było.

Stado zdziczałych "przyjaciół"

Duże psy spuszczane na noc przez gospodarzy, to tylko jeden z tropów sprawdzanych przez policjantów. Od początku najwięcej mówiło się o kręcących się po okolicy bezpańskich czworonogach. Kiedy idzie się przez wieś, rzeczywiście widać ich nie mało. Skąd się biorą? - Zaryzykowałbym twierdzenie, że 85 procent z nich, to zwierzęta porzucone przez kielczan. Kiedy zaczyna się robić ciepło, ludzie myślą o wyjazdach, a nie mają z kim zostawić psa. Biorą takiego "przyjaciela" do samochodu, wywożą do lasu i zostawiają. Nie słyszałem sygnałów z Krajna, żeby była tam jakaś psia wataha. Owszem, zgłaszali się do nas ludzie z Bęczkowa i Cedzyny, ale nie stamtąd. Mamy podpisaną umowę z firmą ze Starachowic i kiedy jest taka potrzeba, przyjeżdżają i wyłapują bezpańskie zwierzęta - mówi sekretarz gminy Górno Jacek Piróg.

Ludzie z Krajna dodają, że psy często porzucają także ci, przyjeżdżający skorzystać z pobliskiego wyciągu narciarskiego. Mówią o tym nam, wspominali policjantom. - Jak tu przyjechali we wtorek, proponowałam, żeby wzięli pistolety i wystrzelali bezpańskie psy. Oni na to, że im nie wolno. Że trzeba się kontaktować z nadleśnictwem - tłumaczyła jedna z mieszkanek Krajna.

Kiedyś były za to nagrody

Myśliwi, troszczący się o pobliskie lasy, przyznają, że w okolicy spotykają wałęsające się psy. - Wiele razy zwracamy uwagę gospodarzom nie pilnującym swoich czworonogów, a jeśli to nie skutkuje, mamy prawo likwidowania zwierząt stanowiących zagrożenie - tłumaczy Ryszard Sieradzki z kieleckiego Koła Łowieckiego numer 12.

- Prawo zezwala myśliwym na strzelanie do psów w sytuacji, gdy spotkają je ponad 200 metrów od najbliższych zabudowań i jedynie wtedy, gdy stanowią zagrożenie dla człowieka lub zwierzyny. Tak stoi w nowych przepisach. W latach osiemdziesiątych mieliśmy takie, przy których wręcz nagrodę można było dostać za ustrzelenie w lesie wałęsającego się psa. Potem to się zmieniło - objaśniał Andrzej Praszkiewicz, instruktor Zarządu Okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego w Kielcach.

Tu, w okolicach Krajna, strzelby jednak i tak na nic by się nie zdały, bo jak tłumaczą myśliwi - ten teren to rezerwat.

Psy szczególnie dają się we znaki właśnie wiosną, kiedy wiele zwierząt ma młode. One właśnie padają ofiarą naszych "zdziczałych przyjaciół". Jednak gonić zająca, a rzucić się na człowieka, to przecież nie to samo. - Psy są agresywne, kiedy pilnują swego terenu. Te, które się wałęsają, raczej uciekają, niż atakują. Wyjątki mogą się zdarzyć w sytuacji, jeśli będą watahą, a suka miałaby cieczkę. Wtedy mogą być agresywne - opowiada Andrzej Piasecki, myśliwy z kieleckiego Koła Łowieckiego "Jenot".

- Któraś suka musi chyba mieć teraz cieczkę, bo razem latają cała watahą. Z dziesięć tych przybłęd widziałem dzisiaj - mówił w środę mieszkaniec Krajna Antoni Jaguś.

40 szwów

Czteroletni Arturek ma założonych na rany twarzy ponad 40 szwów. Uszkodzone ucho, niewykluczone, że nie będzie widział na jedno oko. W ubiegłym tygodniu zaatakował go duży pies, który przybłąkał się na podwórko w sąsiedztwie zbiegu kieleckich ulic Mazurskiej i Kujawskiej. - 3 maja był gorący. Duży pies kręcił się po okolicy od rana. Furtka naszej posesji była otwarta. Wszedł, położył się w cieniu i zasnął. Nie wyganiałam go. "Pośpi, a potem pójdzie" myślałam. Trzeba było tylko pilnować, żeby Arturek nie wychodził na podwórko - opowiada kielczanka Nina Iwanowska, siedząc na szpitalnym łóżku oddziału na Czarnowie i tuląc swego sennego syna.
Chłopiec ma opatrunek na oku. Na twarzy widać blizny od psich zębów. A tak lubił czworonogi. Ufał im. Miał psa, ale zwierzę zabił samochód. Od tamtego czasu chłopiec prosił rodziców o nowego czworonoga. Wtedy we wtorek po godzinie 13, kiedy domownicy byli w kuchni, czterolatek wydostał się na dwór. - Pies zaatakował. Nie wiem, jak to się dokładnie stało. Kiedy wybiegłam na podwórko, zwierzę uciekło. Wezwaliśmy pogotowie, zawiadomiliśmy policję - mówi kobieta.
Zaraz po tamtym zajściu jej mąż ruszył na osiedle, wypatrywać psa. Ludzie mówili, że zwierzę kręciło się czasem w okolicy. Czy było bezpańskie? - Pies był przyzwyczajony do chodzenia na smyczy, nie wychudzony, w miarę zadbany. Jest mieszańcem, a nie bernardynem czystej krwi, więc może mieć jakiś defekt w psychice. Nasz pracownik złapał go bez większego trudu. Trudno powiedzieć, czy pies uciekł swemu właścicielowi, czy też został przez niego porzucony - opowiada o zwierzęciu Grażyna Khier, kierownik schroniska dla zwierząt w Dyminach, do którego trafił czworonóg.
Policjanci zapewniają, że dołożą wszelkich starań, żeby znaleźć właściciela zwierzęcia. - Niewykluczone, że ten ktoś będzie się starał uniknąć odpowiedzialności, liczymy jednak na pomoc ludzi. Jeśli ktoś z państwa zna tego psa, wie gdzie jest jego dom, pomóżcie nam - apelują.
Z policjantem prowadzącym sprawę pogryzienia kontaktować można się pod numerem telefonu 349-32-71. Dzwonić można również pod numer 349-32-60 do oficera dyżurnego IV Komisariatu Policji w Kielcach.

Nie było zgłoszeń

Podinspektor Marek Mirocha, komendant Komisariatu Policji w Daleszycach: - Do tej pory nie mieliśmy z Krajna zgłoszeń o pogryzieniach przez wałęsające się, czy bezpańskie psy. Być może ludzie po prostu się z nami w tych sprawach nie kontaktowali. Z naszych ustaleń wynika, że nikt w tej okolicy nie hoduje niebezpiecznych psów.

Zagryzły ponad tysiąc razy

W 2004 roku świętokrzyscy myśliwi odnotowali w swych statystykach informacje o 35 przypadkach pogryzień przez wałęsające się psy. Lista zwierząt zagryzionych przez bezpańskie czworonogi obejmuje: 11 jeleni, 225 saren, 12 małych dzików, 1150 zajęcy, 408 bażantów.

Nie miała szans

24 maja 2003 roku w Kolonii Wólce Bałtowskiej od ran zadanych przez psie szczęki zginęła pracująca w polu kobieta. Podczas gdy 54-latka pieliła grządki, dobiegły do niej dwa rottweilery mieszańce. Suka i półroczny pies. Kobieta nie miała szans. Sąsiedzi z daleka zobaczyli, co dzieje się na polu i wszczęli alarm. Psy - ustalili potem policjanci - wydostały się z kojca na posesji oddalonej o kilka kilometrów od miejsca tragedii. Rottweiler, który w maju 2003 roku miał sześć miesięcy, służy teraz z Komendzie Powiatowej Policji w Ostrowcu. Wraz z przewodnikiem patroluje ulice miasta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie