MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Oto strażacy najlepsi z najlepszych

Monika Wojniak
Andrzej Kasperek jest nie tylko prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej w Woli Murowanej, ale też kierowcą wozu bojowego. Został wybrany najpopularniejszym strażakiem w województwie.
Andrzej Kasperek jest nie tylko prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej w Woli Murowanej, ale też kierowcą wozu bojowego. Został wybrany najpopularniejszym strażakiem w województwie. Ł. Zarzycki
Andrzej Kasperek, Stanisław Pietrzykowski i Henryk Dziurski to trójka najpopularniejszych strażaków - ochotników w Świętokrzyskiem.
Henryk Dziurski strażakiem jest od 43 lat. Zdobył w plebiscycie trzecie miejsce. - Nasz sztandar nosił kiedyś mój dziadek, a później przez wiele lat
Henryk Dziurski strażakiem jest od 43 lat. Zdobył w plebiscycie trzecie miejsce. - Nasz sztandar nosił kiedyś mój dziadek, a później przez wiele lat ja - opowiada Henryk Dziurski. Ł. Zarzycki

Henryk Dziurski strażakiem jest od 43 lat. Zdobył w plebiscycie trzecie miejsce. - Nasz sztandar nosił kiedyś mój dziadek, a później przez wiele lat ja - opowiada Henryk Dziurski.
(fot. Ł. Zarzycki)

Kim są najpopularniejsi w województwie strażacy - ochotnicy? Czemu zawdzięczają swój sukces? Przedstawiamy dziś trójkę druhów, którzy sięgnęli po najwyższe laury w naszym plebiscycie Strażacy 2008.

Na co dzień pracują, dbają o rodzinę, dom, gospodarstwo. Ale mają też w sobie żyłkę społecznika, która każe im pomagać innym. Pracowici, odważni, pogodni - tacy właśnie są trzej najpopularniejsi w województwie strażacy - ochotnicy.

ŻONA CZASEM OBUDZI NA AKCJĘ

- Ta wygrana to sukces jednostki, całej grupy ludzi - podkreśla Andrzej Kasperek, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Woli Murowanej. W plebiscycie na najlepszego strażaka zdobył rekordową w województwie liczbę głosów - 3039 i zdeklasował kolegów - konkurentów.

Na co dzień pracuje w oczyszczalni ścieków w Sitkówce- Nowinach. W straży jest nie tylko prezesem, ale też kierowcą jednego z wozów bojowych. Do pracy społecznej chyba jest zresztą stworzony. Przez 10 lat był radnym, zasiadał w zarządzie gminy. W Ochotniczej Straży Pożarnej Wola Murowana jest od początku jej istnienia, czyli od lutego 1977 roku. Można powiedzieć, że rodziła się na jego oczach. - Tylko raz w historii zdarzyło się, że jednostka nie wyjechała do akcji, bo zabrakło kierowcy - mówi z dumą. - Czy jest się w polu czy w domu, gdy zawyje syrena biegnie się na wezwanie.

Ale dodaje też, że nie każdy może być strażakiem. - Na początku na liście było 48 osób. A jak przyszło co do czego to do akcji jeździła ta sama grupa ośmiu - dziesięciu - opowiada. - Żeby być strażakiem potrzebne są chęci i trochę zaangażowania. Nic nie można na siłę. Dlatego nie naciskamy na nikogo, aby wstąpił do straży. Lepiej, żeby sam się zgłosił. Wtedy wiadomo, że coś z niego będzie.

Co jest najtrudniejsze w tej służbie? - Nie ma nic gorszego, niż jechać do wypadku kogoś znajomego - mówi Andrzej Kasperek. - Nogi wtedy człowiekowi podcina. Niedawno właśnie syreny zawyły, okazało się, że był wypadek. Samochodem jechała dziewczyna z naszej wioski.

Trudno jest też wtedy, gdy chciałoby się pomóc, ale nie można. - Syn kolegi miał wypadek. A my jeszcze wtedy nie mieliśmy odpowiedniego sprzętu, aby go wydobyć z samochodu. Nie mogliśmy nic zrobić. Taka bezradność jest okropna - wspomina. Dziś zestawy do ratownictwa drogowego mają takie jak trzeba. Ochotnicza Straż Pożarna Wola Murowana specjalizuje się zresztą w ratownictwie drogowym, bo niedaleko jest droga krajowa numer 7, na której wypadki nie są rzadkością. W tym roku do różnych akcji wyjeżdżali już 54 razy. - Żona jest już przyzwyczajona, że zrywam się w nocy - uśmiecha się Andrzej Kasperek. - Czasem nawet, jak zbyt twardo śpię, to mnie budzi. A syn jest już strażakiem zawodowym - dodaje z dumą. - Dziękuję wszystkim, którzy na mnie głosowali. To dla mnie zaszczyt. Tak samo jak gratulacje, które przysłał mi starosta powiatu kieleckiego.

Stanisław Pietrzykowski, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej Wola Morawicka, strażakiem został w wieku 14 lat. Zajął w plebiscycie Strażacy 2008 drugie
Stanisław Pietrzykowski, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej Wola Morawicka, strażakiem został w wieku 14 lat. Zajął w plebiscycie Strażacy 2008 drugie miejsce - To bardzo miłe, kiedy ludzie doceniają naszą pracę - podkreśla. Ł. Zarzycki

Stanisław Pietrzykowski, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej Wola Morawicka, strażakiem został w wieku 14 lat. Zajął w plebiscycie Strażacy 2008 drugie miejsce - To bardzo miłe, kiedy ludzie doceniają naszą pracę - podkreśla.
(fot. Ł. Zarzycki)

CHLUBNA TRADYCJA I PIĘKNY MUNDUR

Stanisław Pietrzykowski, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Woli Morawickiej, w plebiscycie zebrał drugą w województwie liczbę głosów - 1862. W jego rodzinie tradycja strażacka sięga czasów pradziadka ze strony matki - Wincentego Majki. - Pradziadek był jednym z pierwszych strażaków w Woli Morawickiej, zresztą wspólnie z założycielem tutejszej straży czyli Edwardem Regułą - wspomina Stanisław Pietrzykowski. - To był rok 1926. U pradziadka w szopie była taka zaimprowizowana remiza, w której przechowywano sprzęt. Później strażakiem był dziadek. Krótko, bo zmarł młodo. A ja, już jako mały chłopak, jak tylko słyszałem syrenę, to biegłem do remizy. Czasem się udało i strażacy zabierali mnie na akcję.

Formalnie do straży wstąpił, gdy miał 14 lat. I przez kolejne 28 już się z nią nie rozstał się. - Straż to chlubna tradycja, piękny mundur. No a za mundurem panny sznurem… - uśmiecha się. Choć swojej żony - jak mówi - na mundur nie poderwał. -Ale i ona jest też w drużynie strażackiej, kobiecej, którą mamy w naszej wiosce. A córki są w drużynie młodzieżowej, przygotowują się do turniejów, zawodów - pan Stanisław cieszy się, że zaraził rodzinę swoją społeczną pasją. W sumie w drużynie z Woli Morawickiej jest teraz 68 strażaków, w tym 16 kobiet. Do tego młodzicy - chłopcy i dziewczęta. Rocznie druhowie średnio kilkadziesiąt razy wyjeżdżają do akcji. Do wypadków, pożarów. - Jak zawyje syrena, to rzuca się pracę, dom, rodzinę i biegnie do remizy - uśmiecha się Stanisław Pietrzykowski. - Pamiętam, że raz w święta Bożego Narodzenia mieliśmy rodzinne spotkanie, kiedy nadeszło wezwanie. I trzeba było pędzić. O nocnych alarmach już nie wspomnę. Czasem tylko młodsi mnie ubiegną i kiedy dotrę do remizy, to już brakuje dla mnie miejsca w wozie - śmieje się.

Swojej pierwszej akcji pan Stanisław już nie pamięta. Czy boi się wyjeżdżając wozem strażackim? - Należę do osób odważnych, więc nigdy dotąd się nie bałem - mówi. - Choć przy większych pożarach bywa niebezpiecznie. Chwila nieuwagi i można stanąć w niewłaściwym miejscu.

Stanisław Pietrzykowski cieszy się, że tylu ludzi głosowało na niego w plebiscycie. - Koledzy, mieszkańcy. To bardzo miłe, kiedy ludzie doceniają naszą pracę - podkreśla. - Zadaniem prezesa jest stworzyć miłą atmosferę w straży, dbać o to, aby był spokój, zgoda. I u nas to się udaje.

PASJA ODZIEDZICZONA PO DZIADKU

- Trzeba mieć w sobie żyłkę społecznika, zapaleńca, aby być w Ochotniczej Straży Pożarnej - mówi Henryk Dziurski, komendant Ochotniczej Straży Pożarnej Daleszyce, który zajął w konkursie trzecie miejsce, z liczbą głosów 1762. - W mojej rodzinie to akurat przechodziło z pokolenia na pokolenie.

Strażakiem - ochotnikiem był jego ojciec, dziś 91-letni. Wstąpił do straży w wigilię w 1939 roku. - Wrócił z frontu, bo walczył w IV Pułku Legionów. Po klęsce wrześniowej musiał złożyć broń. Choć później nadal walczył, w partyzantce - dzieli się rodzinną historią Henryk Dziurski. - Wychowałem się na jego opowieściach, chodziłem z nim na strażackie uroczystości. Przez wiele lat był chorążym, nosił sztandar. Potem ja po nim przejąłem ten obowiązek, Aż do 1984 roku, kiedy zostałem komendantem.
Ze strażą jest związany od 43 lat. Wstąpił, gdy był dwunastolatkiem, do drużyny młodzieżowej. - W pierwszej poważnej akcji wziąłem udział, jak miałem chyba 17 lat - wspomina. - To był pożar w Cisowie. Paliła się taka szopa ze zbożem. W środku było dwoje dzieci. Jedno zdążyło wyjść, ale drugie zostało. Nie wiedzieliśmy nawet, że jest w środku.

W tym roku ochotnicy z Daleszyc wyjeżdżali już do akcji prawie 80 razy. - Jeszcze się tak nie zdarzyło, żebyśmy nie wyjechali - mówi komendant. Jeździli do dużych pożarów w Kielcach, brali udział w kilkudniowej akcji gaszenia płonącego torfu na peryferiach stolicy województwa. - Nie czuje się strachu, choć adrenalina rośnie. Najgorzej jest wtedy, gdy jedzie się do wypadku - uważa Henryk Dziurski. - Nie wiadomo, co się zastanie na miejscu. A czasami bywa makabrycznie. Niektórych widoków nie sposób zapomnieć.

Ochotnicza Straż Pożarna w Daleszycach istnieje od 1912 roku, choć są dokumenty wskazujące, że być może i wcześniej działała tu straż ogniowa. Czynnych członków jest w tej chwili 46. Następcy rosną w drużynach młodzieżowych. - Jak zostałem komendantem, to marzyłem, aby rozbudować remizę, doposażyć jednostkę. Wiele udało się zrobić - mówi Henryk Dziurski. - Sprzęt ratownictwa drogowego mamy bardzo dobry, światowej klasy. Trzy ciężkie wozy bojowe. Choć przydałby się jeszcze nowocześniejszy samochód.

Jak mówi, nie spodziewał się sukcesu w plebiscycie. - Ale tym bardziej się cieszę. Ludzie przynosili kupony do strażnicy, do gminy. Bardzo im za to dziękuję - podkreśla. A ludzie go znają nie tylko z pracy w straży. Już trzecią kadencję jest radnym gminnym. O tradycje strażackie w swojej rodzinie raczej nie musi się martwić. - Żona jest w drużynie kobiecej. A mój pięcioletni wnuk już teraz mówi: "Jak dziadziuś umarnie, to ja będę komendantem" - śmieje się Henryk Dziurski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie