MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pani Czesława w straży służy od pół wieku

Marek Maciągowski
Czesława Stępień przy remizie Ochotniczej Straży Pożarnej w Grzymałkowie.
Czesława Stępień przy remizie Ochotniczej Straży Pożarnej w Grzymałkowie. M. Maciągowski
Czesława Stępień z Grzymałkowa z dumą nosi na piersi złoty medal "Za Zasługi dla Pożarnictwa". Do Ochotniczej Straży należy już... 53 lata.

W czwartek z "Echem Dnia"
Już w najbliższy czwartek, 28 sierpnia, z "Echem Dnia" ukaże się wyjątkowy dodatek - "Strażacy 2008". Znajdą się w nim zdjęcia wszystkich drużyn ochotniczych straży pożarnych w województwie świętokrzyskim. Rozpocznie się też głosowanie, które wyłoni najpopularniejszych strażaków w województwie oraz w poszczególnych powiatach. Jury wybierze najlepsze drużyny w każdym powiecie i w województwie. Uwaga! Można zamawiać czwartkowe wydanie "Echa Dnia" z dodatkiem - cena tylko 1,30 złotego. Zamówienia przyjmujemy pod numerem 041-36-36-227.

Kiedy mówi o straży, czasem zakręci się jej w oku łza. To ze wzruszenia. Była młodą dziewczyną, gdy została strażakiem. Nie byle jakim - powoziła wozem bojowym. Wtedy ciągnęły go konie.

CÓRKA KUŁAKA

Antoniego Cieślickiego znali wszyscy w okolicy. To był znakomity gospodarz. Miał 35 mórg pola. Wtedy na takich mówiło się kułak. Władza zwalczała takich bogatych gospodarzy, bo chciała stworzyć inną wieś. Przez to jego rodzina miała nielekkie życie.

- Było nas cztery siostry i brat. Brat poszedł do szkoły, my pracowałyśmy na roli. Zdałam do Końskich, do szkoły nauczycielskiej, ale jak szybko zdałam, tak szybko mnie wyrzucili, kiedy okazało się, że tata to kułak - mówi pani Czesława.
Dziewczęta pracowały w polu, bo Antoni Cieślicki był już starszy i miał słabe zdrowie. - Orałam, bronowałam, zimą młóciło się zboże, chodził kierat. Tata był wcześniej kowalem, nawet poluzowaną podkowę potrafiłam czasem przyciągnąć.

Z KOŃMI DO POŻARU

Strażnica była tuż obok gospodarstwa Cieślickich. Do pożaru jeździło się wtedy końmi. Zawyła syrena, strażacy zbiegali się, prosili o konia, potem szukali drugiego.
Przyszli do taty.
- Panie Cieślicki, zgodziłby się pan dawać konie do straży? - zapytali.
- Dobrze, jak tylko córka będzie chciała.
- Tata się zgodził, bo za pracę w straży odpisywali coś z obowiązków, których wtedy było dużo. A dla mnie to było tyle, co nic. Ucieszyłam się. Od dziecka stałam, przyglądałam się, jak ćwiczą strażacy. Bardzo mi się to podobało. Wtedy w straży dziewczyn nie było, a na mnie musieli się zgodzić, nawet jakby nie chcieli - śmieje się dziś zasłużona członkini grzymałkowskiej straży.

Potem, gdy zawyła syrena, Czesława z dwoma ubranymi w uprząż końmi była przy strażnicy w ciągu pięciu minut. Czasem wcześniej od innych strażaków. Dziwili się, jak ta dziewczyna daje sobie radę.

Nagrody dla strażaków

Nagrody dla strażaków

Dodatek "Strażacy 2008" powstał dzięki pomocy Zarządu Wojewódzkiego Ochotniczych Straży Pożarnych i zaangażowaniu prezesa posła Mirosława Pawlaka. Pomocy udzielili też Adam Jarubas - marszałek województwa świętokrzyskiego i poseł Andrzej Pałys. Nagrody w postaci wycieczki do Brukseli dla najlepszej drużyny oraz najpopularniejszych strażaków w poszczególnych powiatach i w województwie ufundowali świętokrzyscy posłowie do Parlamentu Europejskiego - Andrzej Szejna i Czesław Siekierski.

Z SZACUNKIEM DLA WOŹNICY

Nie było lekko. Wóz z wężami i pompą często utknął w piachu. Strażacy zeskakiwali z wozu i biegli obok niego. Czasem pioruny biły, a oni jechali. Jak pożar był blisko, zdążyli. Ale często przyjechali za późno. Drewniane domy, kryte strzechą, paliły się jak zapałki, a wody w studniach było mało. Ile nasłuchali się wtedy obelg.

Była przy wszystkich pożarach. Gdy paliły się Zaborowice, ludzie biegali, krzyczeli, konie aż trzęsły się ze strachu. Spłonęło wtedy ze trzydzieści domów. Wóz zatrzymywała z dala od pożaru. Konie bały się ognia, a ona nie lubiła patrzeć na nieszczęście, poparzone konie, świnie, płaczących ludzi.
- Często małe smyki straszyły nam konie. Niejednemu wtedy przylałam - mówi z uśmiechem Czesława Stępień.
- Niedawno kombajnista na polu mówi: "Dostałem od ciebie batem".
- Było mi koni nie straszyć!
Strażacy traktowali ją z szacunkiem. Umiała powozić, widzieli, że robi to dobrze.

PRZY STRAŻNICY

Po sześciu latach w Grzymałkowie zaczęły pojawiać się ciągniki i samochody, które przyjeżdżały z robotnikami. W razie pożaru strażacki wóz ze sprzętem podczepiano do samochodu. Dziewczyna do pożaru nie bardzo była potrzebna, chociaż Czesława miała kurs pielęgniarski i w razie poparzenia mogła pomóc. Ale ze straży nie zrezygnowała. Nawet gdy wyszła za mąż, chodziła na zbiórki i zebrania. Na zabawach sprzedawała bilety.

- Zdarzyło się, że czasem któregoś "strugnęłam" pałką przez plecy, jak się awanturował - przyznaje pani Czesława i zaznacza, że na zabawach, nawet jak się ktoś czasem wziął za łby, to było spokojniej, nie to, co teraz, kiedy bawić się nie potrafią.

Strażacy na zabawach zbierali na remizę. Stara, drewniana przypominała stodołę. Kupowali pustaki, budowali po ścianie. Kiedy stanęła, zaczęli budować garaż. Zrobili fundamenty. Przyszła Czesława, popatrzyła.
- Samochód wjedzie, ale jak wejść i drzwi otworzyć?
Poprawili, bo było za wąsko.

W straży jest do dziś. Zna w okolicy każdego strażaka. Czasem przystanie przy bojowym wozie grzymałkowskiej straży i powspomina dawne czasy, gdy często prosto z pola trzeba było biec z końmi do strażnicy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie