Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pani Zofia pamięta grozę wojennych dni. W Oświęcimiu Niemcy zamordowali jej ojca i brata

Marek MACIĄGOWSKI [email protected]
Zofia Bała z domu Pańszczyk z fotografiami ojca Jana i brata Tadeusza, którzy zginęli w Oświęcimiu.
Zofia Bała z domu Pańszczyk z fotografiami ojca Jana i brata Tadeusza, którzy zginęli w Oświęcimiu. M. Maciągowski
We wtorek 1 września mija 70 lat od wybuchu II wojny światowej. Przygotowaliśmy specjalną kolekcję książek, publikujemy wspomnienia ludzi, którzy pamiętają tamte dni.

Kielczanka Zofia Bała z domu Pańszczyk pamięta szczęśliwe dzieciństwo i grozę wojennych dni. W Oświęcimiu Niemcy zamordowali jej ojca i brata.

Jan Pańszczyk, legionista Piłsudskiego, miał w Kielcach przy Polnej duże gospodarstwo ogrodnicze. Kilka hektarów dobrze uprawianej ziemi przynosiło spory dochód. Rodzinie żyło się szczęśliwie i dostatnio. Do czasu, gdy do Kielc weszli Niemcy. Pani Zofia w 1939 roku zdała do piątej klasy. Ze Szkoły Podstawowej imienia Marii Konopnickiej przy ulicy Kościuszki doskonale pamięta swoje koleżanki i nauczycieli. We wrześniu ojciec wywiózł rodzinę do Leszczyn. Tam miało być bezpieczniej. Starszy syn Stefan, brat pani Zofii, uciekł do wojska. Miał 19 lat. Za nim uciekł 16-letni brat Tadeusz. Wychowani w patriotycznej rodzinie chłopcy tak bardzo chcieli bić się o Polskę.

Później do Leszyczyn przyjechał na rowerze znajomy Żyd, powiedział, że jest spokojnie, Niemcy są dobrzy, więc rodzina na piechotę wróciła do domu.

DOM NA UBOCZU

- Gdy zobaczyłam niemieckich żołnierzy, przestraszyłam się. Byłam małą dziewczynką, ale dobrze ich zapamiętałam. Byli eleganccy, zadbani, ale mieli straszną broń i byli bardzo aroganccy, butni - mówi pani Zofia.

Pamięta, jak potem ludzie jeździli kolejką wąskotorową, która biegła obok ich ogrodu, na wieś po żywność. Wracali z mąką, kaszą, słoniną. Niemcy podjeżdżali, zatrzymywali kolejkę, zabierali wszystko do ustawionych koszy. Pani Zofia jeszcze dziś słyszy płacz kobiet i błagania, że to jedzenie dla dzieci, pamięta bicze, którymi bito ludzi.

Potem bracia wrócili z wojny. Dom stał na uboczu, przychodziło tu dużo ludzi. Ojciec i bracia wciągali się w konspirację. Pani Zofia nie wie, kto przychodził, była zbyt mała. Z magistratu urzędnicy wykradali skonfiskowane przez Niemców radia, wędrowały one gdzieś potem potajemnie do ludzi. Niemcy przy Warszawskiej stacjonowali w "dziesiątce", gdzie dziś jest klasztor Kapucynów. Przychodzili na drugą stronę ulicy, brali warzywa, ile chcieli, nie płacili.

TRAGICZNE ARESZTOWANIE

10 lutego 1941 roku do domu wpadli Niemcy. - Wracałam po południu ze szkoły, nauka była w różnych miejscach, bo szkołę wyrzucono z budynku przy Kościuszki. Widziałam Niemców. Chciałam biec, ostrzec, ale nie mogłam nic zrobić. Zabrali ojca i młodszego brata, jak stali, bez ubrań - mówi pani Zofia.
Wtedy w Kielcach aresztowano około 300 osób. Tych, którzy byli w konspiracji. Do Oświęcimia wywieziono braci Dąbrowskich, księdza Pawłowskiego, Tadeusza Pastwę, Stefana Stawińskiego, braci Sędków.

Jan i Tadeusz Pańszczykowie siedzieli w więzieniu przy Zamkowej trzy miesiące. Potem zesłano ich do obozu koncentracyjnego Auschwitz. Dostali numery 13117 i 13118.

- Tadeusz przysłał tylko jeden list. Mam ten list do dziś. Potem przyszedł telegram, że brat zmarł. Telegram wysłano do Kielc na nazwisko ojca, chociaż też był więźniem. Taka była niemiecka biurokracja - mówi pani Zofia.

Jan Pańszczyk przysłał jeszcze kilka listów. To były smutne listy. Pisane po niemiecku, pocięte przez cenzurę, która po prostu wycinała cała zdania. Potem listów już nie było, ale wiadomości o śmierci też nie. Dopiero gdy z Oświęcimia wrócił pan Grudziński, opowiedział, że ojciec trzymał się dzielnie, dopóki żył syn. Potem wyrzucał sobie, że nie upilnował Tadeusza, załamał się i zmarł. Była jesień 1941 roku.

STARSZY BRAT PRZEŻYŁ

W tym czasie starszy brat pani Zofii, Stefan Pańszczyk, ukrywał się. Był w konspiracji. W 1943 roku ożenił się. Sąsiad ostrzegał, że kręcą się konfidenci, "te łobuzy, co wzięli Julka". Julian Korytkowski napisał na tablicy na Rynku "Pracuj powoli". Został aresztowany. Donieśli na niego Polacy, konfidenci.

- Brat się nie przejmował, mówił, że zdąży uciec. Ale gdy uciekał przez pola, postrzelili go, krwawił. Poszliśmy z mamą i jego żoną na Zamkową, bo wiedzieliśmy, że tam go zaprowadzą po przesłuchaniu. Zobaczyłyśmy Stefana. Niemiec uderzył bratową w twarz z całej siły. Była w ciąży. W nocy urodziła dziewczynkę. Była martwa.

Stefan Pańszczyk przeżył Auschwitz dzięki paczkom z żywnością, które słała mu matka. Pod koniec wojny trafił do Buchenwaldu. Potem, gdy tylko skończyła się wojna, szybko wrócił do Kielc.

WIELKA SOLIDARNOŚĆ

Pani Zofia pamięta, że przez ich dom przewinęło się w czasie wojny mnóstwo ludzi. - Nam nic nie brakowało, było gospodarstwo, krowa, koń. Tylko mama została sama z małymi córkami. Była bezradna. Wtedy sąsiadka, krawcowa z ulicy Domaszowskiej, powiedziała jej, że musi wstawać pierwsza i kłaść się ostatnia, musi wychować dzieci i zadbać o gospodarstwo. Bo jak przyjdą mężczyźni, muszą mieć do czego wrócić - opowiada pani Zofia.

Marianna Pańszczyk sama poprowadziła dom. Pomogli jej sąsiedzi - pan Krysicki, prowadzący w Kielcach gospodarstwo ogrodnicze, przysłał do pracy swojego wykwalifikowanego pracownika.
Do domu pani Marianny przychodziły żydowskie dzieci z getta. Dostawały zawsze pieczony w dom chleb, jarzyny w workach. Dostawały tyle, ile uniosły. Getto było po drugiej stronie ulicy. W płocie były ukryte przejścia. Potem Żydów wywieziono. Po pracę w gospodarstwie przychodzili Polacy.

- Ludzie byli bardzo solidarni. Jeszcze we wrześniu 1939 roku nauczyciele gotowali zupę dla uchodźców, ojciec woził jarzyny. Gdy przeniesiono szpital do Seminarium Duchownego, a ojciec zobaczył, że ludzie nie mają co jeść, wziął furmankę i zawiózł ziemniaki i jarzyny, potem pojechał na bazary, skrzyknął ludzi i dawali, co kto mógł. W domu przy Polnej byli uciekinierzy z powstańczej Warszawy, przychodzili konspiratorzy. Pani Zofia też chciała być w konspiracji. Poszły nawet na Mazur do młyna, gdzie był punkt kontaktowy. Jakiś dowódca przesłuchał je, tłumaczył, że są za młode, że trzeba nieraz 30 kilometrów uciekać przed Niemcami. Pokazywał poobcierane do krwi pięty. W końcu wygarnął: - Do domu matce pomagać!

Ale w końcu dał im zadanie. Kazał liczyć niemieckie samochody, wytłumaczył, jak rozpoznawać różne znaki. Liczyły potem bardzo solidnie, ale nie wiadomo, czy ich liczenie na coś się komuś przydało.
Marianna Pańszczyk żyła 105 lat i cztery miesiące. Była najstarszą kielczanką i najstarszą ogrodniczką. Zmarła w 2006 roku. Po wojnie gospodarstwo podupadało, ciągle nękane wizytami Urzędu Bezpieczeństwa, domiarami. W końcu ziemię przejęto pod inwestycje miejskie. Część, jak to mówiła władza, "przekazano dobrowolnie na rzecz skarbu państwa". Na tym terenie są dziś Politechnika, banki, Radio Kielce.

Pani Zofia, córka Marianny, przechowuje listy od ojca, jedyny list od brata i telegram zawiadamiający o jego śmierci. To dla niej cenna pamiątka i ślad okrutnej wojny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie