MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pierwszy i ostatni rejs Titanica

Mirosław Błach
Liniowiec "Titanic” wypływający na Atlantyk na spotkanie swego przeznaczenia.
Liniowiec "Titanic” wypływający na Atlantyk na spotkanie swego przeznaczenia.
Dziś odsłaniane są kolejne nowe fakty dotyczące katastrofy "Titanica". Przy jego budowie popełniono błędy.

15 kwietnia 1912 roku poszedł na dno luksusowy liniowiec "Titanic", którego historia stała się legendą. Nic dziwnego - orkiestra grała do końca, aż z pokładu zmyły ją fale.

Po zderzeniu z górą lodową okręt uznawany za niezatapialny musiał pójść na dno. Niestety szalupy ratunkowe mogły zabrać mniej niż połowę zaokrętowanych ludzi.

Jak dziurawy garnek

Dwójka naukowców odkryła, że firma, która zbudowała Titanica, zdecydowała się na użycie wadliwych materiałów, co skazało statek na zagładę. Archiwa przedsiębiorstwa Harland and Wolff z irlandzkiego Belfastu, które wybudowało Titanica, ujawniają zestaw zabójczej mieszanki materiałów niskiej jakości. Dodajmy, już wcześniej sugerowano, iż legendarny liniowiec po zderzeniu z górą lodową poszedł na dno tak szybko, bo użyto nie spełniających standardów nitów, które puściły powodując, że tony lodowatej wody wdarły się do wnętrza statku. Kiedy 10 lat temu po raz pierwszy zakwestionowano jakość nitów, firma Harland and Wolff zignorowała zarzuty twierdząc, że nie posiada archiwisty, który mógłby się do nich ustosunkować. Dzisiaj historycy uważają, iż nowo odkryte dowody znajdujące się w archiwach przedsiębiorstwa potwierdzają wcześniejsze przypuszczenia i ostatecznie rozwiązują zagadkę jednej z najsłynniejszych katastrof morskich w historii. Budowa Titanica wymagała użycia 3 milionów nitów. Poza archiwami badacze uzyskali informacje dzięki analizie 48 nitów wydobytych z wraku Titanica. Zespół porównał również metal z liniowca z innymi metalami z tamtego okresu. Naukowcy mówią, że kłopoty zaczęły się, gdy ambitne plany zmusiły firmę Harland and Wolff do sięgnięcia poza grono swoich tradycyjnych dostawców żelaza do produkcji nitów i skorzystania z usług mniejszych kuźni. Mali wytwórcy mieli mniejsze umiejętności i doświadczenie. Co więcej, jak odkryli badacze, do produkcji nitów firma zamówiła żelazo oznaczone numerem 3, uważane wówczas za "najlepsze", zamiast 4, określanego mianem "najlepszego z najlepszych". Według ich ustaleń, budowniczy innych statków z tego samego okresu do produkcji kotwic, łańcuchów i nitów używali na ogół metalu o oznaczeniu 4. Nity, wydobywane na przestrzeni ostatnich 20 lat przez nurków z wraku statku spoczywającego na głębokości 3 kilometrów, po zbadaniu przez naukowców często zawierały duże ilości żużlu - szklistej substancji powstającej podczas wytapiania metalu, a powodującej ich kruchość i podatność na pęknięcia. Doktor Foecke, ekspert w dziedzinie pęknięć metali, zaangażował się w badania w 1997 roku, analizując dwa nity wydobyte z wraku. Ku swemu zdziwieniu odkrył w nich około trzy razy wyższą zawartość żużlu niż ta, która występuje współcześnie w kutym żelazie. Rozwiązaniem były mocniejsze nity wykonane ze stali lepszej jakości. Konkurencyjne przedsiębiorstwo żeglugowe "Cunard Line" przerzuciło się na wyższej jakości nity wiele lat wcześniej, używając ich, na przykład, przy budowie liniowca Lusitania. Naukowcy stwierdzili, że firma Harland and Wolff również zastosowała nity najwyższej jakości, niestety tylko w centralnej części kadłuba Titanica. Na rufie i dziobie użyto nitów nieco gorszej jakości. Pech chciał, że to właśnie dziób uderzył w górę lodową. Badania wraku wykazały, że w jego poszyciu puściło sześć rzędów nitów. W 1996 roku ekspedycja nurków zamiast wielkiej wyrwy w kadłubie odkryła pod warstwą mułu sześć wąskich pęknięć w miejscu, gdzie najwyraźniej rozeszły się blachy pokrywające dziób. Eksperci marynarki zaczęli podejrzewać, że to nity puściły jeden po drugim wzdłuż szwów kadłuba, pozwalając wodzie wedrzeć się pod wysokim ciśnieniem do wnętrza kolosa. A jak zauważył doktor Foecke, obszar uszkodzeń kadłuba "kończy się blisko miejsca, w którym nity wyższej jakości przechodzą w nity ze stali niższej jakości". Lepsze nity to mniejsze uszkodzenie po zderzeniu z lodową górą, a to pozwoliłyby Titanicowi dłużej unosić się na powierzchni oceanu, co umożliwiłoby ratownikom przybycie na czas i uratowanie pasażerów, dla których nie było miejsca na szalupach.

Godzina przeznaczenia

Tamtego wieczoru Atlantyk był gładki jak lustro, co utrudniało zauważenie gór lodowych, od których nie odbijały się fale. Pomimo takiej pogody i pięciu ostrzeżeń o pływającym lodzie otrzymanych od przepływających w pobliżu statków kapitan Edward Smith nie zmniejszył prędkości Titanica, który płynął z prędkością 40 kilometrów na godzinę. Wypatrujący na bocianim gnieździe gór lodowych Frederic Fleet i Reginald Lee nie dostali lornetki, chociaż kilka było na wyposażeniu okrętu.
Pasażerowie pierwszej klasy już dawno są po kolacji, na którą podano fileciki z polędwicy, pieczoną kaczkę i polędwicę wołową. Nieliczni palą cygara i piją koniak w Café Parisien. Większość śpi w swoich kajutach, w tym najbogatszy człowiek Ameryki John Jacob Astor, który zajmuje apartament za 4 tysiące dolarów co odpowiada dzisiejszym 117 tysiącom dolarów. Jest godzina 23.40. Bocianie gniazdo dostrzega lodową górę i wszczyna alarm. Na mostku pierwszy oficer William Murdoch natychmiast rozkazuje maszynowni "całą wstecz" i daje ster ostro w lewo. Niestety mszczą się wcześniejsze błędy. Liniowiec, którego długość przekracza wysokość warszawskiego pałacu kultury ociera się o górę lodową, która zadaje mu śmiertelne rany. Dzisiejsi naukowcy z Davidem Livingstone, który badał wrak Titanica doszli do wniosku, że okręt mogło uratować tylko czołowe zderzenie z górą. W takim przypadku zostałby zmiażdżony dziób statku i zginęło kilkudziesięciu ludzi, ale okręt utrzymałby się na powierzchni. William Murdoch mógł o tym wiedzieć, ale zdawał sobie sprawę, że nie podjęcie próby ominięcia przeszkody skończy się dla niego sądem i więzieniem. Po 37 sekundach w restauracjach drżą szkła, a na pokład czwartego piętra spada kilkaset kawałków lodu. Kapitan Smith wpada na mostek, sprawdza czy zamknięto wodoszczelne grodzie i pięć minut po zderzeniu rozkazuje zatrzymać statek. Cisza budzi część pasażerów pierwszej klasy, którzy wychodzą na pokład i bawią się leżącym tam odłupanym z góry lodowej śniegiem. Tymczasem w najniżej położonych kabinach pojawiają się pierwsze kałuże. Pięć minut po północy kapitan wraz z budowniczym okrętu Thomasem Andrewsem kończą przegląd zniszczeń. Z szesnastu wodoszczelnych przedziałów woda jest w sześciu, gdy tymczasem okręt może wytrzymać zalanie co najwyżej czterech. - Statek musi pójść na dno. Pozostało nam najwyżej półtorej godziny - podsumował to, co zobaczyli konstruktor Titanica.
Szalupy na wagę życia

Kapitan zarządza obudzenie pasażerów i opuszczenie okrętu. Na jego pokładzie jest 2207 ludzi i tylko 1178 miejsc w dwudziestu szalupach. Zdając sobie z tego sprawę kapitan daje rozkaz wpuszczać do szalup tylko kobiety i dzieci oraz aby nie było tłoku i bałaganu przy ich spuszczaniu na wodę nie pozwala wpuścić na pokład pasażerów II i III klasy, których wielu nawet nie obudzono. Chcąc uniknąć paniki wśród pasażerów każe też na pokładzie grać siedmioosobowej orkiestrze Wallaca Hartleya i podawać szampana. Wydawszy rozkazy Edward Smith udaje się do kabiny pułkownika Astora. Milioner nie wierzy w złe nowiny kapitana. - Ten statek sam jest wielką szalupą ratunkową, więc nie może zatonąć. Tu jesteśmy bezpieczniejsi niż w małej łodzi - uspokaja swoją ciężarną żonę Astor i nie podejmuje prób zdobycia miejsc w szalupie. Podobnego zdania jest większość pasażerów, którzy nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji i wolą pić serwowane drinki w ciepłym holu restauracji niż w tak zimną noc wychodzić na dwór i wsiadać do niezbyt bezpiecznie wyglądających łodzi. Szalupami tak niemrawo zajmuje się szesnastu marynarzy, że zanim Titanic pójdzie na dno spuszczą tylko osiemnaście z nich, co oznacza śmierć dodatkowych 130 ludzi. Brak chętnych do wsiadania do łodzi i niedbalstwo oficerów powoduje, że w pierwszej opuszczonej na wodę szalupie, mogącej pomieścić 65 rozbitków, znajduje się tylko 28 osób. Brak koordynacji akcji ratunkowej sprawia, że tylko cztery szalupy były wypełnione do ostatniego miejsca.

Nadzieja umiera ostatnia

W godzinę po katastrofie wystrzelone zostają pierwsze rakiety mające zwrócić uwagę stojącego w pobliżu "Californiana", którego oficer wachtowy dostrzega je, ale nie orientuje się o co chodzi. Jego kapitan Stanley Lord, który w obawie przed lodem zatrzymał swój statek woli iść spać zamiast uruchomić silniki i włączyć radiostację aby usłyszeć rozpaczliwe wołania o pomoc nadawane przez radiotelegrafistów Titanica. Tak zaprzepaszczona zostaje ostatnia szansa uratowania ponad tysiąca ludzi z Titanica. Najbliższy statek, który odbiera wezwanie na pomoc to oddalona o 58 mil "Carpatia". Jej maksymalna prędkość 14 mil nie pozwala dotrzeć na miejsce przed zatonięciem Titanica. Tymczasem na liniowcu wszyscy zaczynają zdawać sobie sprawę, że śmierć w lodowatym Atlantyku zbliża się coraz szybciej. Astorowie znajdują szalupę, której opuszczaniem dowodzi drugi oficer Lightoller. Milioner pomaga wsiąść swojej żonie i pyta oficera czy może towarzyszyć ciężarnej małżonce. - Nie sir, żadnych mężczyzn, dopóki są tu jeszcze kobiety - odpowiada oficer, pomimo, że w szalupie są wolne miejsca. Astor jest zbyt dumny aby ratować swe życie próbując przekupić oficera, macha na pożegnanie żonie i uspokaja ją kłamiąc, że wsiądzie do następnej szalupy. Potem ratuje trzynastoletniego chłopca, któremu zakłada damski kapelusik i mówi: "Teraz jesteś dziewczynką i możesz wsiąść do łodzi". W tym momencie do szalupy pani Astor wskakuje paru mężczyzn. Oficerowie pomimo, że w łodzi są 23 wolne miejsca strzelając w powietrze z rewolwerów wyrzucają ich z szalupy. Tylko młody, biedny irlandzki emigrant Daniel Buckley płacząc błaga Madeleine Astor o miłosierdzie i pomoc w pozostaniu na łodzi. Ta lituje się nad nim i ukrywa go przed okiem oficerów owijając go swym szalem.

Nadchodzi koniec

Milioner Benjamin Guggenheim nie liczy na ratunek, po wsadzeniu do szalupy swojej kochanki przebiera się w smoking i z butelką najlepszego szampana idzie do swojej kabiny by umrzeć jak dżentelmen. Ratunku nie szuka również konstruktor statku Thomas Andrews, który czeka na śmierć stojąc z założonymi rękami w salonie palarni. W tym czasie na pokładzie pierwszy oficer William Murdoch strzałami z rewolweru przepędza kilkunastu emigrantów, którzy wskoczyli do opuszczanej przez niego szalupy. W pobliżu nie ma kobiet, a w łodzi zostało 26 wolnych miejsc jednak oficer wpuszcza na jej pokład tylko armatora statku lorda Brucea Ismaya. Innych czeka powolna śmierć w lodowatej wodzie. Dziób statku pomału znika pod wodą, topiąc w swych labiryntach pasażerów, którzy albo jeszcze śpią albo nie potrafią wydostać się na pokład z plątaniny korytarzy. O godzinie 2.15 orkiestra gra ostatni utwór - chorał episkopalny "Jesień" z refrenem, który brzmi "Wesprzyj mnie panie w tych przepotężnych odmętach", Tył okrętu jak morska latarnia podnosi się do pionu. Orkiestra zostaje zmyta z pokładu a ludzie spadają z krzykiem do wody ginąc na miejscu od siły uderzenia. Ważący 50 ton komin odrywa się od mocowań i wpada w sam środek pływających ludzi. Jedną ze zmiażdżonych ofiar jest John Astor. Titanic znika pod wodą. Przez dwie minuty na powierzchni panuje całkowita cisza, po czym rozdziera ją przejmujący krzyk z ust setek zamarzających w wodzie ludzi, dla których nie starczyło miejsc w szalupach. Na łodziach słychać te - najokropniejsze odgłosy, jakie kiedykolwiek dane było słyszeć śmiertelnikom - wspominał ocalony pułkownik Gracie. W łodziach jest 467 wolnych miejsc. Marynarze w szalupach chcą płynąć na ratunek, lecz kobiety bojąc się wywrócenia łodzi sprzeciwiają się kategorycznie. Ocaleni intonują nawet pieśni religijne byle tylko zagłuszyć własne sumienie i krzyki umierających, które jednemu z rozbitków w łodzi "przypominają ćwierkanie cykad podczas letniej nocy". Tylko dwie szalupy płyną na ratunek, jednak dowodzący nimi oficer Lowe zatrzymuje je na godzinę 150 metrów przed zamarzającymi "aby osłabli i nie wywrócili łodzi". W końcu ratują tylko 7 osób. Pozostałe kilkaset zmarło w tym czasie z zimna. W dwie godziny potem przypływa "Carpatia" zabierając ocalonych na swój pokład. Wrak Titanica spoczywającego na głębokości 3788 metrów 1 września 1985 roku odnajduje ekspedycja Roberta Ballarda. Kolejni do wraku ruszają poszukiwacze cennych pamiątek, ale to już zupełnie inna historia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie