Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podporucznik "Helka": Oni walczyli. Nie mogłam stać i patrzeć

Marek MACIĄGOWSKI
Bronisława Janyst z córką Małgorzatą.
Bronisława Janyst z córką Małgorzatą. Marek Maciągowski
Jej mąż i jego pięciu braci byli w konspiracji. Czy można było stać z boku i przyglądać się? Czy można było im nie pomagać? - pyta kielczanka.
Podporucznik Zbigniew KruszelnickiPseudonim „Wilk”. Urodził się w Grudziądzu. W latach 1940-1944 mieszkał w Kielcach. W 1942 roku ukończył w Warszawie
Podporucznik Zbigniew Kruszelnicki
Pseudonim „Wilk”. Urodził się w Grudziądzu. W latach 1940-1944 mieszkał w Kielcach. W 1942 roku ukończył w Warszawie tajną szkołę podchorążych. W listopadzie 1943 roku został skierowany do oddziału dywersyjnego Obwodu Kieleckiego Armii Krajowej, od lutego 1944 roku został mianowany dowódcą oddziału. Oddział „Wilka” specjalizował się w dywersji kolejowej. Większość akcji oddział przeprowadzał na linii kolejowej Kielce – Częstochowa i na stacjach położonych wzdłuż niej, a głównie na stacjach: Herby, Piekoszów, Małogoszcz, Górki Szczukowskie. Drugim ważnym kierunkiem działalności oddziału były akcje rozbrojeniowe dokonywane w Kielcach i najbliższej okolicy. Zawsze akcją dowodził „Wilk”, przebrany w niemiecki mundur. Znał doskonale język niemiecki, posługiwał się nim w czasie działań skierowanym przeciwko Niemcom. Poległ 5 czerwca 1944 roku w Miedzianej Górze, podczas próby zdobycia niemieckiego samochodu wojskowego. Staraniem Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w 1991 roku porucznik „Wilk” został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari. Jego imię noszą od 1991 roku Szkoła Podstawowa numer 18 oraz ulica w Niewachlowie.

Podporucznik Zbigniew Kruszelnicki
Pseudonim "Wilk". Urodził się w Grudziądzu. W latach 1940-1944 mieszkał w Kielcach. W 1942 roku ukończył w Warszawie tajną szkołę podchorążych. W listopadzie 1943 roku został skierowany do oddziału dywersyjnego Obwodu Kieleckiego Armii Krajowej, od lutego 1944 roku został mianowany dowódcą oddziału. Oddział "Wilka" specjalizował się w dywersji kolejowej. Większość akcji oddział przeprowadzał na linii kolejowej Kielce - Częstochowa i na stacjach położonych wzdłuż niej, a głównie na stacjach: Herby, Piekoszów, Małogoszcz, Górki Szczukowskie. Drugim ważnym kierunkiem działalności oddziału były akcje rozbrojeniowe dokonywane w Kielcach i najbliższej okolicy. Zawsze akcją dowodził "Wilk", przebrany w niemiecki mundur. Znał doskonale język niemiecki, posługiwał się nim w czasie działań skierowanym przeciwko Niemcom. Poległ 5 czerwca 1944 roku w Miedzianej Górze, podczas próby zdobycia niemieckiego samochodu wojskowego. Staraniem Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej w 1991 roku porucznik "Wilk" został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari. Jego imię noszą od 1991 roku Szkoła Podstawowa numer 18 oraz ulica w Niewachlowie.

Bronisława Janyst w 2001 roku została mianowana na stopień podporucznika Wojska Polskiego. Miała wówczas 87 lat. Dziś ma o dziesięć lat więcej. Nadal uważa, że w czasie wojny jej działalność nie była niczym nadzwyczajnym. Uważa, że skoro wszyscy wokół konspirowali, ona też nie mogła stać z boku.

Jest jedną z tych dzielnych kielczanek, których młodość przypadła na lata wojny. Jej mąż Franciszek i pięciu jego braci byli w konspiracji, jako jedni z pierwszych organizowali w Kielcach działalność podziemną. Założony przez nich Związek Walki o Wolność Narodów był od początku jedną z największych organizacji podziemnych w Kielcach. Już w grudniu 1939 roku organizacja braci Janystów zakładała placówki w terenie, także w innych powiatach. W jej skład weszli kolejarze i nauczyciele.

Wiosną 1941 roku organizacja nawiązała kontakt z warszawską Syndykalistyczną Organizacją Wolność. Do Kielc zaczęły trafiać: prasa, broń, amunicja. Od 1943 roku Polski Związek Walki o Wolność Narodów rozpoczął działalność partyzancką. Wspomagał oddział "Narbutta", współpracował z oddziałami dywersyjnymi obwodu Armii Krajowej.

W maju 1943 roku, w ramach akcji scaleniowej organizacja weszła w skład Armii Krajowej i przestała używać dawnej nazwy.

Czy mając męża i pięciu szwagrów w konspiracji, można było stać z boku i przyglądać się? Czy można było im nie pomagać? Więc pomagała. Gdy trzeba było, szła z małą córeczką Krystyną do Niewachlowa, do lasu, niosąc partyzantom meldunki, ubrania albo lekarstwa. Czasem nagle przyszło iść samej w nocy, w godzinę policyjną, po bezdrożach, by zanieść wiadomość, bo przecież nie było telefonów. Bronisława Janyst uważa, że to nie było nic wielkiego.

TRUDNY CZAS

Przed wojną nie było źle. Pani Bronisława pracowała w Granacie, mąż - w Ludwikowie. Ślub wzięli w 1936 roku, w 1938 roku urodziła się mała Krystyna. Toczyło się normalne rodzinne życie. Gdy wybuchła wojna, było coraz trudniej. Franciszek, plutonowy rezerwy 4 Pułku Piechoty Legionów, po powrocie z wojny nie miał pracy.

W 1942 roku, po wywózce Żydów do Treblinki, Niemcy przejęli zarząd nad żydowskimi nieruchomościami. Zabrali wszystko. Polacy mogli wynająć pozostałe puste mieszkania. Bronisława i Franciszek przenieśli się wtedy na ulicę Piotrkowską 4. W pamięci pozostał widok porytych ścian, w których ktoś może szukał żydowskiego złota. Ściany trzeba było remontować, a w mieszkaniu w nocy nastawiać pułapki na pluskwy, które wychodziły na żer. Ustawiało się na środku wiadro z gorącą wodą i zostawiało patyczki od podłogi, po których pluskwy wchodziły i wpadały do wody. Nic innego nie pomagało...

Mieszkanie na ulicy Piotrkowskiej stało się punktem kontaktowym konspiratorów. W centrum, gdzie ludzi zawsze kręci się wielu, niedaleko magistratu, nie budziło podejrzeń. Tu odbywały się narady, niejednokrotnie były broń i niemieckie mundury.

Żeby zarobić na życie, pani Bronisława ze swoją ciotką Gienią piekły bułki, które potem sprzedawały na rynku.

Bohaterowie świętokrzyscy

Bohaterowie świętokrzyscy

Bronisława Janyst jest jednym z wielu mieszkańców regionu, którzy w czasie wojny zaangażowali się w działalność konspiracyjną. To jeden z bohaterów naszej świętokrzyskiej ziemi. Chcemy, by pamięć o świętokrzyskich bohaterach przetrwała. Wielu z nich jeszcze żyje wśród nas, o innych pamiętają koledzy i najbliżsi. Zapraszamy do dzielenia się swoimi przemyśleniami i wspomnieniami, wskazanie ludzi, których warto przypomnieć. Prosimy o listy pod adresem redakcji lub pocztą elektroniczną na adres: [email protected].

PAMIĘTA STRACH

To, co pani Bronisława pamięta najbardziej, to nie ciężkie wyprawy do lasu, czasem zimą, gdy przyszedł mróz. To coś to czający się zawsze strach o najbliższych, o męża, o dziecko, o to, że mogą go aresztować, zabić. To nie był nieuzasadniony strach. Niemcy rządzili w mieście, stosowali terror. W październiku 1943 roku na Słowiku rozstrzelany został brat męża, Józef Janyst, pseudonim "Jaśmin", oficer 2 Pułku Artylerii Lekkiej, komendant placówki Armii Krajowej Kielce Południe, aresztowany w zakładach Granat, gdzie pracował.

Zaraz potem Bronisława przeżyła wielką obławę, jaką na ich mieszkanie urządzili kieleccy żandarmi. Akurat w domu była konspiracyjna narada, gdy przyszła córeczka sąsiada i powiedziała, że tato gdzieś poszedł. Natychmiast wszyscy się rozeszli. W domu zostali tylko Franciszek, ranny w nogę i jego brat Władysław Janyst, pseudonim "Jodła", który ukrył się w futrynie zasuniętych szafą drzwi. Niedługo potem wpadli Niemcy. Pani Bronisława zdążyła jeszcze rzucić na stół w kuchni połeć słoniny - też nielegalnej - i to odwróciło na chwilę uwagę Niemców. Przesłuchanie nic nie dało. Franciszek miał kartę chorobową, że nogę poturbował w pracy na kolei, pani Bronisława dostała po twarzy, szef żandarmów Geier straszył ją pistoletem. Potem, gdy dostała wezwanie na gestapo, powiedział:
- Upiekło wam się, inaczej byśmy was rozstrzelali.

ZAGADKI LOSU

Pani Bronisława nie wie, dlaczego wtedy potraktowano ich tak łagodnie. To była duża obława. Ludzie wiedzieli. Żandarmi z karabinem maszynowym byli na dachu, kamienica była otoczona. Gdyby szukali, znaleźliby "Jodłę" za szafą. Na pewno by wtedy nikt nie przeżył.

Nieznane są zagadki losu. Niedługo potem zginął "Jodła", który ukrywał się w mieszkaniu przy Rynku 11. Gdy obok domu pojawili się szpicle gestapo, chciał uciec przez przechodnią bramę na ulicę Wesołą, ale tam natknął się policjanta granatowego, Muszyńskiego. Ten rozpoznał "Jodłę", postrzelił go, a rannego zawiózł do więzienia i torturował. "Jodła" zmarł".

Następnego dnia Muszyński został zastrzelony przez żołnierzy Armii Krajowej. Już wcześniej ten wyjątkowo zaangażowany agent był namierzany przez partyzantów, wśród których był brat "Jodły", Stanisław Janyst, pseudonim "Jurand".

Jeszcze długo po wojnie kielczanie wspominali dwa pogrzeby tego samego dnia i dwie trumny w ogrójcu kieleckiej katedry. Piękną, zdobioną trumnę, otoczoną wieńcami i pogrzeb z orkiestrą, w asyście mundurów oraz drugą, skromną trumnę z desek i skromny pogrzeb, za którym szło tylko kilka płaczących kobiet, w tym żona "Jodły" z dzieckiem na ręce.

To były pogrzeby agenta gestapo i jego ofiary. Pogrzeb zdrajcy i pogrzeb polskiego patrioty. Tłum szedł za trumną zdrajcy.

Los czasem sam jednak wymierza sprawiedliwość. Obława na mieszkanie Janystów przy ulicy Piotrkowskiej nie była przypadkowa. To sąsiad, inżynier, poszedł wtedy donieść na gestapo. Był agentem. W styczniu 1945 roku bomby spadły na Kielce. Jedna uderzyła w dom przy ulicy Piotrkowskiej. Zniszczyła pół budynku, gdzie mieszkał donosiciel. Zginęli on i jego żona. Ocalała, ukryta w skrzyni na węgiel, ich córeczka, która wtedy powiedziała Janystom, że tata gdzieś poszedł. Dlaczego ona ich wtedy ostrzegła? Może mama kazała jej tak powiedzieć. Tego nikt nigdy się już nie dowie.

TYLE LAT

Bronisława Janyst ma dziś 97 lat. Po wojnie Franciszek podjął prace w SHL. Bronisława prowadziła dom, wychowywała córki. Aż do emerytury pracowała w sklepie. O jej partyzanckiej przeszłości mało kto wiedział. Miała pseudonim "Helka", choć wszyscy i tak mówili jej wtedy "Bronka". Bardzo jednak ceniła sobie Krzyż Partyzancki, Odznakę Grunwaldu z Mieczami, odznakę za akcję "Burza", odznakę Armii Krajowej Korpusu "Jodła". To nie były wielkie odznaczenia, bo władze nie pamiętały o takich jak ona. Krzyże zasługi nie były dla kobiety zza lady. Najcenniejsze były jednak zaproszenia na spotkania oddziału "Wilków", na których zawsze było godło oddziału - ryngraf z orłem i obrazem Matki Bożej.

Dopiero dwa lata temu Bronisława Janyst przeprowadziła się z mieszkania przy ulicy Piotrkowskiej do nowego mieszkania w bloku, gdzie opiekuje się nią młodsza córka Małgorzata i odwiedza ją wnuczka Beata, córka nieżyjącej już Krystyny. Choć z mieszkaniem przy ulicy Piotrkowskiej związała całe swoje życie, z przeprowadzki jest zadowolona, bo w starej kamienicy warunki były bardzo złe. Tam zostały wspomnienia z wojny i niełatwych czasów po wojnie. Ale tam woda zamarzała na ścianach, a na te starsze lata należy się przecież trochę spokoju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie