MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Porto - miasto winem i flaczkami słynące

Piotr Kutkowski
Takimi łodziami transportowano wino.
Takimi łodziami transportowano wino. P. Kutkowski
Do Porto w Portugalii jeździ się zwiedzać zabytki i oglądać mecze piłkarskie. No może jeszcze, by skosztować rozsławiającego to miasto wina.

Miasto budzi się ze snu o godzinie 9. Oczywiście 9 czasu miejscowego, czyli wtedy, gdy w Polsce jest już 10. Tu, w Portugalii, jest znacznie cieplej, ale w Porto - klimaty zbliżone do polskich. Przynajmniej rano. W miejskim parku z niesamowitymi rzeźbami i drzewami napotkać można "wysuszonych" poprzedniej nocy mocnymi trunkami osobników, którzy tak jak i w Polsce szukają uzdrowienia w kieszeniach innych. Nie wiem co mówią, ale gesty są identyczne, jak u nas - wyciągnięta ręka, bełkotliwa gadka. Ale widząc przeczący ruch głowy, nie obrażają się, tylko sięgają za pazuchę, a potem sączą wyciągnięte stamtąd tanie wina.

Strome, schodzące w dół ku rzece Douro ulice z każdą minutą nabierają życia. Prawie w samym centrum stoi kobieta patrosząca ryby, druga kobieta oczyszczone ryby sprzedaje na straganie z gazet. Tuż obok mężczyzna głośno zachwala pieczone przez siebie kasztany. A wszystko to na tle sklepu, na którym znajduje się kolonialny szyld. Malutki składzik wypełniają egzotyczne owoce, przyprawy, wina i całe stosy portugalskiego przysmaku - suszonego, solonego dorsza, zwanego bacalhau. Ponoć miejscowi potrafią go przyrządzać na 365 sposobów. Tyle, ile rok liczy dni.

Kolonialna potęga

Ten sklepik to malutkie świadectwo dawnych epok, kiedy to Portugalia była kolonialną potęgą, a samo Porto, zwane też Oporto - miastem znaczącym w całym świecie. Bardziej jeszcze świadczą o tym jego zabytki. Wybudowana na wysokim wzgórzu katedra wygląda niczym twierdza i nosi ślady romańskiej architektury.

Duże wnętrze nie imponuje wystrojem, za to widok z zewnątrz na Porto jest wspaniały. Tu najlepiej zaplanować trasę wycieczki, kierując się sylwetkami charakterystycznych budynków. Jest też inne rozwiązanie - puścić się w labirynt uliczek, zdając się na intuicję oraz łut szczęścia. Oba sposoby są dobre, bo w Porto interesujące rzeczy napotkać można na każdym kroku.

Budynki w kafelkach

Port lotniczy imponuje nowoczesną konstrukcją, za to zabytkowy dworzec kolejowy Estacao de Sao Bento zachwyca ułożonymi w jego głównej hali kaflami azulejos. Malowana, niebieska ceramika przedstawia historię transportu, również bitwę pod Aljubarrotą.

Azulejos to zresztą osobny temat. Malowane kafle spotyka się na wielu domach i budynkach, czasami pokrywają one całe fasady. Portugalczycy mijają je obojętnie, turyści obowiązkowo zatrzymują się i fotografują. Turystów spotkać też można w żółtych, pochodzących jeszcze z lat 40. XX wieku tramwajach, które po wyremontowaniu wspomagają nowoczesną flotę tych pojazdów. Jednym ze "staruszków" można dojechać pod dwa kościoły - karmelitów i karmelitanek. Wybudowano je w XVIII wieku, w metrowym odstępie, bo prawo nie zezwalało, by dwie świątynie dzieliła tylko jedna ściana. Złośliwi komentowali, że tak naprawdę miało to utrudnić kontakty między karmelitami a karmelitankami, faktem jest natomiast, że metrowa luka została wypełniona... budynkiem, który zyskał tytuł najwęższego na świecie. Zamieszkiwano w nim aż do końca lat 80. XX-wieku. Inny kościół, Igreja dos Clerigos zwraca uwagę strzelistą wieżą, która kiedyś była najwyższym budynkiem w mieście. Zresztą do dziś po wejściu na nią można napawać się widokiem nawet najodleglejszych dzielnic miasta. Z kolei gotyckie mury kościoła Świętego Franciszka kryją rokokowe wnętrze, a znajdująca się pod brukowaną podłogą piwnica kryje mnóstwo ludzkich kości, które oczyszczone z ciał czekają na Sąd Ostateczny.

Modele

Włócząc się po Porto, czy się chce czy nie i tak dojdzie się nad rzekę Douro. Tam znajdują się chyba najbardziej urokliwe, najpiękniejsze zakątki i zaułki. W małych, wąziutkich uliczkach czas jakby zatrzymał się w miejscu - kobiety wywieszają z okien budynków pranie, mężczyźni wyglądają, paląc papierosy, dzieciaki kopią piłkę. Widać wygrzewające się koty i drzemiące psy. Widać też dużo zniszczonych i opuszczonych kamienic z tablicami: "na sprzedaż".

- To świadectwo polityki mieszkaniowej, która nie pozwalała lokatorów wyrzucać z mieszkań nawet wtedy, gdy nie płacili czynszów. W efekcie domy popadały w ruinę, a ich właściciele bankrutowali - tłumaczy mieszkający tu mężczyzna.

Inny mieszkaniec Porto, Fernando Manuel Gomes Teixeira zajmuje lokal w leżącym niedaleko rzeki, liczącym chyba kilkaset lat domu. Tu też jest jego warsztat i miejsce pracy.

- W mojej rodzinie od trzech pokoleń zajmujemy się robieniem modeli statków - mówi z dumą, pokazując zdjęcia przodków. Z nie mniejszą dumą prezentuje model, który kilka lat temu wykonał, poświęcając na to trzy miesiące. Wierna kopia żaglowca pływającego kiedyś po ocenach ma nawet działające olinowanie.

"Nano", bo tak każe się nazywać Manuel, zdradza też jeszcze jeden sekret swojego warsztatu - to w nim, na zapleczu przechowywane są gromadzone przez rodzinę butelki wina porto. Oczywiście tylko słynne roczniki oraz te, które zostały dołączone do kolekcji w związku z najważniejszymi wydarzeniami.

- Tę butelkę ojciec odłożył po moim urodzeniu, a tę odłożyłem ja, gdy urodził mi się syn - mówi.

Z wizytą w winnych piwnicach

Wino porto to główna wizytówka miasta. Trunek wytwarza się z winogron, rosnących kilkadziesiąt kilometrów dalej. Zerwane owoce poddawane są krótkiemu procesowi fermentacji, który przerywa dodanie mocnego, winogronowego brandy w proporcji jeden do pięciu. Nic dziwnego, że dojrzałe już wino ma około 20 procent alkoholu i bardzo charakterystyczny, doskonale rozpoznawalny smak. Po kilku miesiącach młody trunek jest transportowany do Porto i tam składowany przez producentów w ogromnych magazynach. W beczkach, a potem w butelkach powinien leżakować co najmniej 10 lat, nabierając smaku, aromatu, klarowności i barwy. O tym wszystkim można się dowiedzieć, zwiedzając piwnice z winami, które znajdują się na drugiej stronie rzeki Douros. Trafić tam łatwo, bo z daleka widać rozmieszczone na dachach reklamy. Trzeba tylko najpierw przedostać się przez most, którego górny poziom zawieszony jest kilkadziesiąt metrów nad rzeką. Nietrudno o zawrót głowy, ale to nic w porównaniu z czekającymi nas zaraz potem próbami. "Winne" wycieczki organizuje prawie każdy z licznych wytwórców porto i zawsze są one połączone z degustacją.

- Ta beczka ma pojemność 47 tysięcy litrów, ale nie jest największa - mówi przewodniczka, oprowadzająca po magazynach firmy Calem.

Równie duże wrażenie robią setki metrów korytarzy szczelnie wypełnionych małymi beczułkami. Ale największe atrakcje szykowane są zawsze na koniec. Trzy pełne kieliszki, w każdym inny gatunek wina. Dwa czerwone - ruby i tawny oraz białe. Smakowanie trwa chwilę, a chciałoby się, aby trwało wieczność. Na szczęście są jeszcze inne piwnice, a w nich powtarza się ten sam rytuał. Polacy nie są tu nadzwyczajnym zjawiskiem, bo nalewająca porto do kieliszków kobieta od razu rozpoznaje polską mowę i rzuca swojsko brzmiący toast: "na zdrowie".

Flaczki po portugalsku

Porto ma też w Porto swoje muzeum i instytut, w którym można skosztować najlepsze roczniki. Ale najwięcej wina pije się w zwykłych knajpkach, siedząc nad brzegiem rzeki i wpatrując się w sunące rzeką małe łodzie. Dawniej przewoziły beczki z winem, teraz przewożą turystów. Pijąc porto w knajpce, warto też zamówić tripas, czyli flaczki. Bo mieszkańcy Porto określani są w Portugalii mianem "flakojadów", a to ze względu na zamiłowanie do tego przysmaku. I czy nie jest prawdą, że kilka tysięcy kilometrów od Polski można tu poczuć prawdziwie swojskie klimaty?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie