Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezydent Wojciech Lubawski bez tajemnic: - Chyba jestem w Kielcach zakochany

Iwona ROJEK [email protected]
Prezydent Wojciech Lubawski czuje się zadowolony z tego co zrobił dla Kielc.
Prezydent Wojciech Lubawski czuje się zadowolony z tego co zrobił dla Kielc. Łukasz Zarzycki
W szczerej rozmowie, prezydent Kielc Wojciech Lubawski mówi o żonie, dzieciach, miłości, sukcesach i porażkach, rozczarowaniach i polityce.

Wojciech Lubawski

Wojciech Lubawski

Urodził się 22 kwietnie 1954 roku w Kielcach. Został prezydentem Kielc w 2002 roku, wygrał wtedy w drugiej turze. W kolejnych wyborach w 2006 roku wygrał już w pierwszej turze uzyskując 47325 głosów; w 2010 roku kolejny raz wygrał w pierwszej turze dostając 42 983 głosy. Bezpartyjny. Ukończył Technikum Budowlane w Kielcach, następnie studia na wydziale budownictwa lądowego na Politechnice Krakowskiej. Pracował jako majster na budowie. Przez dwadzieścia lat był zawodowo związany z firmą "Chemadin", dochodząc do stanowiska jej prezesa. W 1999 objął stanowisko wojewody świętokrzyskiego z rekomendacji Akcji Wyborczej Solidarność. Urząd ten sprawował do 2001 roku.

Iwona Rojek: - Panie Prezydencie w okolicach nowego Roku robimy często tak zwany rachunek sumienia. Z perspektywy czasu jak Pan ocenia co jest najważniejsze w życiu, miłość czy zrealizowanie się w pracy, a może wiara w Boga, jakieś posiadanie poczucie sensu, tego co robimy?

Wojciech Lubawski, prezydent Kielc: - Myślę, że właśnie poczucie dobrze przeżytego życia. Oczywiście na miarę swoich możliwości, bo każdy ma inne. Ale to, że się było uczciwym, nie szkodziło się drugim, nie kradło, to, że dostrzegaliśmy wokół siebie innych z ich problemami i coś dla nich zrobiliśmy.

A co Pana najbardziej kręci w życiu?

Teraz ? Ja już jestem statecznym panem(śmiech). Chyba najbardziej kręcą mnie spotkania ze sprawdzonymi przyjaciółmi. Jak mogę pojechać z nimi w góry i przy dobrym trunku, nie śpiesząc się, na luzie, pogadać o wszystkim.

Nie dopada Pana czasem smutek z tego powodu, że córka mieszka w Hiszpanii, a syn w Krakowie i nie uczestniczą w tym co Pan prezydent robi dla miasta?

A wie pani, że nie jestem z tego powodu smutny, bo jakiś czas temu zdałem sobie sprawę z tego, że nie mam realnego wpływu na wybory dorosłych dzieci. Syn robi dwa doktoraty na wydziale matematyki i informatyki teoretycznej w Polskiej Akademii Nauk i na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, wykłada tam na uczelni, córka znalazła miłość w Hiszpanii, biegle włada czterema językami i też się dobrze tam czuje, więc ja się z tego cieszę. A to co robię dla Kielc dobrze znają, z internetu, z naszych rozmów, są z tym na bieżąco. Jakoś nie wyobrażam sobie tego, że miałbym mieszkać z dziećmi i wnukami w jednym domu, albo na jednej ulicy, uważam, że danie dzieciom wolności jest potrzebne i inspirujące.

A to, że nie będziecie kiedyś zabierać wnuków do "Kubusia" czy Muzeum Zabawy i Zabawek nie napawa Pana nostalgią?

Jak się urodzą, bo jeszcze ich nie mamy, to będziemy je zabierać, gdy przyjadą do Kielc. Najważniejsze żeby umiały mówić po polsku. Przecież do teatru nie chodzi się na co dzień, tylko do święta, więc z chęcią pokażemy naszym bliskim wszystkie fajne miejsca.

A propos tej emigracji córki, to słyszałam takie opinie, że zarówno Pana dziecko jak i jedyna córka wicemarszałka Grzegorza Świercza jak i wiele innych młodych ludzi wyjechało z Kielc, bo nie stworzyliście im tutaj żadnych perspektyw, nie ma pracy?

To nieprawda i nie dotyczy Kielc, tylko całej Polski. Z wielu miast młodzi ludzie wyjeżdżają, bo nasz kraj od dwudziestu lat jest źle zarządzany, ekonomia szwankuje. Poza tym zarobki w Anglii są o wiele wyższe, niż u nas i to ich kusi. Z drugiej strony pracę w Kielcach pewna grupa ludzi by znalazła, ale mają taki charakter jak na przykład moja córka, że lubią się przemieszczać. Ona mieszkała w Meksyku, Chinach, Anglii, w końcu wylądowała w Saragossie w Hiszpanii. W przyszłym roku wychodzi za mąż za Hiszpana, co motywuje moją żonę do codziennej nauki języka hiszpańskiego, żeby mogła porozumieć się z przyszłym hiszpańskim zięciem i jego rodziną.

Jest Pan z jedną żoną tyle lat, to rzadkość w dzisiejszych czasach, kiedy rozwody są nagminne. Rozumie Pan tą tendencje do szybkiego rozstawania się małżonków, potępia je, akceptuje?

Rozumiem, ale nie akceptuję z tego względu, że po pierwsze jestem katolikiem, po drugie uważam, że na rozstaniach rodziców bardzo cierpią dzieci. W każdym małżeństwie zdarzają się przesilenia i kryzysy, kiedy ma się siebie dosyć i wypadałoby się rozstać. Tym bardziej, że wokoło jest mnóstwo fantastycznych kobiet, z którymi można by się związać. Ale trzeba raczej ten gorszy czas w związku przeczekać i znów być ze sobą, bo miłość przemija i powraca. Poza tym ja ożeniłem się dość późno w wieku 28 lat i zdążyłem się już wyszaleć. Oczywiście zdarzają się sytuacje ekstremalne, kiedy trzeba się rozstać. Ale wtedy może lepiej pozostać samemu. Bo często bywa tak, że jak nie udał się jeden związek to i drugi nieraz nie wychodzi.

Pana żona nie pracuje, czeka na Pana prezydenta z obiadem, odpowiada Panu taki tradycyjny model rodziny?

Akceptuję wszystkie modele, u nas akurat tak wyszło, że po urodzeniu syna Wojtka żona postanowiła zostać w domu i zająć się wychowaniem dzieci. Dla dzieci taka mama była komfortem i nie ukrywam, że pociechy nam się udały. To oczywiście wiązało się z tym, że musiałem utrzymać całą rodzinę, ale byłem prezesem, dyrektorem i jakoś się udało. Nawet niedawno pytałem ją czy nie chciałaby wrócić do pracy, ale stwierdziła, że nie. W domu jest zawsze coś do zrobienia, zakupy, sprzątanie, gotowanie i ona chce to robić. Poza tym jak już wspominałem teraz kilka godzin dziennie uczy się hiszpańskiego, co sprawia, że ma zajęcie i czuje się dobrze w swoim stylu życia.

Żona nie jest o Pana zazdrosna, bywa Pan w tylu ciekawych miejscach?

Ale weekendy zawsze spędzamy razem, gdy muszę brać udział w różnych uroczystościach, wtedy zabieram ją ze sobą. A każdego dnia po pracy dużo rozmawiamy, o wspólnych znajomych, o moich działaniach, o naszych dzieciach. To nas łączy, zbliża do siebie. Razem lubimy politykę i muzykę i inteligentne w naszych telewizorach gadające głowy.

Odczuwa Pan przemijanie, boi się śmierci, chciałby żyć wiecznie?

Chyba nie chciałabym żyć wiecznie, bo trzeba zrobić miejsca przyszłym pokoleniom, ale śmierci w pewnym sensie się boję, zwłaszcza cierpienia. W cierpieniach odchodziła moja mama. Poza tym do końca nie wiadomo co czeka nas po drugiej stronie. Ale jestem wierzący i to daje mi pewien spokój.

Ten spokój pomaga Panu w pracy, zwłaszcza wtedy, gdy spotyka się Pan z ciężkimi sytuacjami?

Na różnych forach byłem nieraz wyzywany od bydlaków czy zboczeńców, córka przez to płakała, ale w realu raczej spotykam się z przychylnością i akceptacją. Ludzie są mili, starsze panie kłaniają mi się na ulicy, co mnie nawet wprawia w zażenowanie, bo nie lubię takich oznak popularności. Myślę, że dzisiaj mam więcej zwolenników, niż przeciwników.

Ale wiele osób, którzy nawet Pana nie znają jakoś dziwnie Pana nie lubi?

Wiem o tym. Wydaje mi się, że wynika z mojej fizjonomii. Nawet koleżankom żony gdy do nas przychodziły na pierwszy rzut oka wydawałem się groźny i nieprzystępny. A po bliższym poznaniu mówiły: jaki to ciepły facet. W gruncie rzeczy często się wzruszam, a nawet zdarza mi się przy jakimś romantycznym filmie popłakać.

Nie czuje się Pan czasami zmęczony Kielcami i nie marzy o tym, żeby przenieść się do cieplejszego kraju, gdzie jest przyjaźniejszy klimat, pogodniejsi ludzie?

Z Kielcami jest tak jak z miłością, łatwo przejść od miłości do nienawiści. Nieraz miałem ich dość i mieszkających tu ludzi, a za chwilę mi przechodziło. Bardzo lubię podróżować po świecie, od paru lat krótkie, kilkudniowe urlopy spędzamy w Toskanii we Włoszech, kiedyś nawet miałem propozycję zamieszkania w uroczym miasteczku we Francji, wahałem się, ale wróciliśmy tutaj. Myślę, że nie przeszkadzałoby mi osiedlenie się w innym kraju, z drugiej strony jestem bardzo mocno od pokoleń związany z Kielcach i pewnie tu zostanę. W miejscu gdzie jest Urząd Wojewódzki był nasz rodzinny dom, wszystko straciliśmy. W gruncie rzeczy chyba jestem zakochany w Kielcach.

Chce Pan być prezydentem kolejną kadencję, jak nie pojawi się godny następca będzie ubiegał się Pan dalej o prezydenturę?

Wszystko zależy od mojego zdrowia, od tego jak będę się czuł za rok. Nie ukrywam, że ciągłe stresy, utarczki z ludźmi na jakie jestem narażony odbiły się na moim zdrowiu, mam nadciśnienie i problemy kardiologiczne. Gdybym miał pewność, że znajdzie się człowiek, który chciałby kontynuować to co ja zrobiłem, to łatwiej byłoby mi przekazać władzę, ale jakby chciał to zniszczyć, to byłoby mi ciężko. Myślę, że w mieście jest kilka ciekawych ludzi, którzy nadawaliby się do tej roli.

Jakie są największe korzyści z bycia prezydentem?

Dla mnie możliwość spotykania ciekawych ludzi, do których bym nie dotarł pełniąc inną życiową rolę. Przechowuję ciekawą korespondencję z Marią Kaczyńską, Mikołajem Góreckim, Tadeuszem Łęskim. Poznałem mnóstwo fascynujących osób.

Tradycyjnie zapytam o Pana największy sukces i porażkę?

Sukces to pozyskanie bardzo dużej ilości pieniędzy z zewnątrz i rozwój miasta bez uszczerbku w budżecie, budowa stadionu, odzyskanie Targów Kielce, porażka to moje kontakty z radnymi. Ale gdy widzę, że chcą realizować swoje interesy, to od razu się usztywniam i ciężko mi się z nimi dogadać, bo są jakieś granice kompromisu .

Czego się możemy spodziewać w 2014 roku?

Zajmiemy się rewitalizacją osiedli, bo w przeciwnym razie wiele zamieni się w slumsy, jak mówią Francuzi "spsieją" oraz poprawą komunikacji miejskiej. Już teraz jest tak, że wielu mieszkańców przeprowadza się za miasto, a co zamożniejsi do nowych osiedli. Starsze zapchane są samochodami stojącymi po obu stronach ulicy. Trzeba wygospodarować większą przestrzeń dla ludzi, dla rodzin, z zielenią, ciekawszą infrastrukturą, wybudować parkingu wielopoziomowe i podnieść standard komunikacji tak, żeby mieszkańcy przesiedli się do niej. Tak jest w wielu europejskich miastach.

Gdzie Pan spędza Sylwestra?

Jak zwykle od 11 lat na kieleckim rynku, przekazując życzenia dla mieszkańców. Potem lampce szampana i odpoczynek w rodzinnym gronie.

Robi Pan postanowienia na Nowy Rok?

Nie, żadnych. Piętnaście lat temu rzuciłem palenie i jestem z tego bardzo zadowolony.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie