MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Próbnej matury z "Echem" ciąg dalszy - język polski

pio
Za trzy tygodnie matura z języka polskiego. Nauczyciele przygotowali ostatnią powtórkę przed egzaminem.

To propozycja głównie dla tych maturzystów, którzy 8 marca 2012 roku pisali próbną maturę. Po raz trzeci zorganizowało ją "Echo Dnia", Radio Kielce, Uniwersytet Jana Kochanowskiego i kielecki urząd miasta. Wzięło w niej udział 15, 2 tysięcy uczniów. Niedawno podsumowaliśmy próbny egzamin z matematyki. Teraz czas na język polski.
- Z informacji przekazanych przez nauczycieli wynika, że egzamin z języka polskiego wypadł pozytywnie, niewielu uczniów go nie zdało - twierdzi Małgorzata Miazga, z Samorządowego Ośrodka Doradztwa Metodycznego i Doskonalenia Nauczycieli w Kielcach, który nadzoruje naszą próbną maturę. Test z języka polskiego okazał się trudniejszy niż w poprzednim roku, ale zadania literackie na ogół nie sprawiły kłopotu, choć dobór tekstów był dla wielu piszących zaskoczeniem. Przypomnijmy, że pojawiły się: "Jądro ciemności" Josepha Conrada oraz utwory Johana Wolfganga Goethego ("Cierpienia młodego Wertera) i Adama Mickiewicza ("Na Alpach w Splugen"). - To wskazówka, że na liście lektur nie ma utworów mniej czy bardziej ważnych, warto przypomnieć wszystkie przed majowym egzaminem - uważa Małgorzata Miazga.
Zdaniem nauczycieli, ostatnie tygodnie przed maturą trzeba wykorzystać do ćwiczeń. - Warto uzyskać z języka polskiego jak najwięcej punktów, bo wynik z egzaminu na poziomie podstawowym już dziś liczy się w procesie rekrutacji na wiele uczelni - podkreśla Małgorzata Miazga. Nie tylko na kierunki humanistyczne, ale także na studia techniczne, w tym na Politechnikę Świętokrzyską.
Nauczyciele przygotowali specjalnie dla "Echa Dnia" dwa teksty, które mogą posłużyć do ćwiczeń. Są tam dwa tematy wypracowań związane z tekstami Marka Hłaski - opowiadaniem " Śliczna dziewczyna" i fragmentem "Gloria victis" Marii Orzeszkowej. Na razie publikujemy jedynie treść polecenia. W przyszły poniedziałek, 23 kwietnia opublikujemy schemat punktowania.

Zadanie 1.

Temat: Analizując opowiadanie Marka Hłaski Śliczna dziewczyna , scharakteryzuj portret tytułowej bohaterki widziany z różnych perspektyw. Zwróć uwagę na konstrukcję i język narracji.

Była to rzeczywiście śliczna dziewczyna. Ludzie przychodzący do tego parku — nawet tacy, którzy czynili to od wielu lat — nie pamiętali, aby zjawiła się tutaj kiedykolwiek choć jedna taka, która mogłaby stanąć koło niej. Ta dziewczyna podrywała wiarę w materialność świata; przechodzący obok ławki, na której siedziała, doznawali wrażenia, iż przeszli pięć kroków w innym świecie. Nawet staruszek, od lat łażący tędy z laską zakończoną szpikulcem, otworzył usta i szedł tak aż do końca alejki. A staruszek ten wiele widział, wiele mógłby powiedzieć o majowych nocach, kiedy — dusząc się ze złośliwej satysfakcji — wypłaszał stąd ubogich kochanków.
Dziewczyna siedziała na ławce z chłopcem. Chłopiec nie mógł mieć więcej lat od niej — to znaczy dziewiętnaście lub dwadzieścia. Był także ładny, lecz ona gasiła go każdym, nawet najbardziej nieznacznym ruchem lub spojrzeniem. Ta dziewczyna miała w sobie kawał słońca — tak myśleli przechodzący tędy. W pewnym momencie rzekła:
— Późno już. Muszę iść.
— Jak chcesz — powiedział chłopiec. — Mnie tutaj dobrze.
— Zrobisz to, o co cię proszę, czy nie?
— Już ci powiedziałem.
— Będziesz żałował.
— To moja sprawa — powiedział chłopak. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów: prztyknął w denko, wyciągnął jednego i zapalił. Potem schował paczkę z powrotem.
— Ja też palę — rzekła dziewczyna.
— To bardzo niedobrze. Nikotyna szkodzi na zdrowie. Poza tym człowiek brzydnie.
Popatrzyła na niego spod zmrużonych powiek. Oczy miała brązowe, ciemne: migotała w nich miodowa gwiazdka. Chciała coś powiedzieć, lecz przechodził koło nich jakiś mężczyzna w granatowym kiepskim garniturze.
Był to nieznaczny urzędnik: nie osiągnął w życiu niczego, gdyż brakło mu i talentu, i wytrwałości. Jak każdy tego rodzaju człowiek uważał się jednak za skrzywdzonego i niezrozumianego. Popatrzył na śliczną dziewczynę i pomyślał: "Mój Boże! Gdybym ja miał taką! Może by to wszystko zaczęło być inne? Taka kobieta może odmienić wszystko; może dla niej wziąłbym się jeszcze za coś? A tak — złamane życie. Ech, cholera! Muszę iść do kina. Człowiek zaczyna się rozklejać..." Posmutniał i przyśpieszył kroku.
Skoro tylko przeszedł, dziewczyna zapytała chłopca:
— Dasz czy nie?
— Nie lubię się powtarzać — odparł.
Patrzyła na niego swymi ciemnymi oczyma i rzekła cicho:
— Ty skurwysynu.
Roześmiał się. Kopnął czubkiem buta kamyk leżący na ścieżce i powiedział bardzo cichym, melodyjnym głosem:
— Popełniasz małą omyłkę: nie jestem twoim dzieckiem.
— Gdybyś był moim dzieckiem — rzekła — wiedziałabym, co z tobą zrobić.
Spojrzał na nią z ukosa i odparł:
— Dlaczego więc radzisz się mnie, co zrobić ze swoim?
— Jest także i twoje.
— Ty bardzo pięknie mówisz — rzekł — i na pewno bardzo wzruszająco. Ale ja nie byłem wtedy sam. Był i Mietek, i Roman, i jeszcze paru innych. Dlaczego przychodzisz do mnie po forsę? Czy ja jestem świętym Mikołajem?
— Ja z tamtymi nic nie miałam.
— Wychodziłaś z nimi na dwór.
— Po to, żeby odetchnąć i przejść się kawałek. Była wtedy taka piękna noc...
— Ach tak — powiedział obojętnie. Zgasił papierosa i oparłszy ramiona o poręcze ławki, przeciągnął się. Patrzył chwilę na wygasające niebo, potem rzekł: — Przykro mi, ale ja już dawno przestałem wierzyć w cuda. Jeszcze nie słyszałem, aby dziewczyna szła w nocy nad rzekę z mężczyzną li tylko po to, aby popatrzeć na księżyc. Zwykle księżyc w takim wypadku kapuje na nich.
Dziewczyna uniosła głowę i popatrzyła mu w oczy. Milczała; w ręku miażdżyła małą gałązkę. Ręce miała takie, jakie miewają Madonny na starych obrazach: długie, szczupłe nerwowe, żyjące własnym, pięknym życiem. Człowiek, który w tej chwili przechodził koło nich, spojrzał na nią, potem na jej ręce i zaparło mu dech. Był on młodym pisarzem i marzył o napisaniu wielkiej, miłosnej powieści, na którą tak bezustannie i boleśnie oczekują ludzie. W tej chwili — z przerażającą jasnością — ujrzał całość; od wielu miesięcy już trzepotały mu się po głowie sceny, dialogi, twarze, lecz dopiero w tej chwili ujrzał swoje dzieło jako myśl skończoną. "Już mam — kombinował gorączkowo. — Teraz już mam. Oni spotkali się przypadkowo na ławce w tym parku. Zawiązuje się romans, pierwsza miłosna noc... Traktują to wszystko cynicznie, sportowo, gdyż tak sobie postanawiają, aby uniknąć komplikacji i rozczarowań. Lecz z czasem — przychodzi miłość. Wielka, obezwładniająca, rzucająca na kolana. Ale oni nie mogą w to uwierzyć; dręczy ich cyniczny początek. Lecz w końcu rozumieją; pozostaną już razem, na zawsze złączeni uczuciem. To będzie rzecz pełna gniewu!..." Uradowany pogalopował do domu.
Dziewczyna powiedziała do chłopaka:
— Dobrze. Jak chcesz. Ale ja cię załatwię. Inni też dowiedzą się o naszej słodkiej tajemnicy. Wylecisz na zbity łeb. Zapomnisz, że chciałeś zostać inżynierem, mój drogi. Już ja ci pomogę. (…)
— Dam ci połowę — rzekł. — O resztę postaraj się sama.
— Nie, miły — rzekła. — Dasz wszystko albo...
— Albo co? — przerwał, brutalnie ścisnąwszy jej rękę.
— Nic. Nie będę się powtarzać. (…)
Nie rzekła już ani słowa; na twarzy jej gasła zorza, gdyż słońce uciekało za drzewa. W ostatnich jego promieniach ujrzało dziewczynę dwóch mężczyzn spieszących z pracy do domu. Obaj byli starszymi ludźmi; mieli poorane twarze i siwe włosy na skroniach. Jeden z nich, niższy, spojrzał na dziewczynę i na twarzy jego odmalował się ból. (…)
— Czasem jednak ciężko pomyśleć, że nigdy się nie miało takiej dziewczyny.
— Głupstwo — rzekł drugi. Dał sójkę w bok niższemu i powiedział: — Czy to w końcu ważne? Najważniejsze, że one są, że są takie piękne, że kochają swoich chłopaków i że są kochane.
[1955]

Zadanie 2.

Temat: Analizując fragment utworu Gloria victis Elizy Orzeszkowej, przedstaw i porównaj portrety bohaterów. Kto i dlaczego o nich opowiada?

Po lesie błąkały się światła zachodzącego słońca, w szerokie, złote pasy ubierając pnie drzew
starych, na mchach i paprociach migocząc mnóstwem iskier, w rozkwitłych różach dzikich
zapalając rubinowe serca. Róż dzikich, traw, paproci pełną była polana bardzo rozległa, wyniosłymi drzewami zewsząd otoczona, na którą wiatr wleciał i wnet po niej uwijać się począł, z szybkością nadzwyczajną, wznosząc się i opadając, biadając, szukając, na różne tony szumiąc:
— Co się tu działo? Co się tu, na tej polanie działo? Coś osobliwego, coś niecodziennego
dziać się tu musiało: Czuję krew! O! długo, przedługo ziemia wydaje z siebie woń krwi
swych dzieci, ludzi! Słyszę jęki! O, długo, przedługo powietrze trzyma pod obliczem nieba
jęki dzieci jego, ludzi! Tu był bój jakiś i tu były zgony! Tu były rany, tętenty koni, krzyki.
Mówcie, drzewa kochane, opowiadajcie, mówcie! (…)
Wyprostowany świerk potrząsnął hełmem zdobnym w strzelistą iglicę i przemówił:
— Jam najwyższy w tym lesie, najdalej widzę, wiem: są na ziemi bohaterzy wieńczeni i
niewieńczeni, mający pomniki i ich nie mający.
Nabożnie wiatr wyszeptał pytanie:
— Jestże to mogiła bohaterów?
— Bezimiennych — odpowiedział świerk.
A dzwonki liliowe, gęsto dokoła krzyżyka rosnące, cicho zadzwoniły:
— Pomarłych młodo, młodo...
— I w mękach — szeptała róża u szczytu pagórka rosnąca, przy czym od rubinowego serca
swego oderwała płatek jeden i na pagórek go rzuciła.
Upadł płatek, do motyla podobny, na trawy wysokie, a róża westchnęła:
— Ja jedna kwiaty na tę mogiłę rzucam. Co lato, od półstulecia prawie, rzucam na nią wonne
płatki moje, Ja jedna!
Tu znowu odezwały się dzwonki liliowe:
— A my dzwonimy pacierz żałobny. Co lato, od półstulecia prawie, wydzwaniamy nad tą
mogiłą pacierz żałobny... my jedne!(…)
Stary, potężny dąb, pałającymi kroplami krwi na gałęzistej brodzie świecąc, rozwarł szerokie ramiona, powiał nimi w powietrzu i tak szumieć zaczął:
— Przyszli tu w kilkuset ludzi i rozłożyli się obozem gwarnym, tłumnym, pstrym od odzieży
rozmaitej, pobłyskującym orężem rozmaitym.
Jedną tylko część odzieży mieli jednostajną: czapki czworokątne barwy amarantusów albo
polnych chabrów i jedną cechę wspólną wszystkim: młodość. Samo lato życia, lato gorące,
kwitnące patrzało z ich twarzy, jeszcze znojem trudów i walk nie dotkniętych, jaśniało w
oczach po brzegi pełnych zapału i nadziei. Rozłożyli się obozem, zbudowali ze splecionych
gałęzi namiotów kilka: dla wodza, dla co lepszych koni, dla przyszłych rannych; u
rozpalonego ogniska zgotowali sobie posiłek wieczorny (…)

Na czele jazdy wybór wodza postawił młodzieńca o postawie wyniosłej i czarnym, iskrzącym
się oku. Młody Herkules z kształtów, Scypio rzymski z rysów. Rodzinny dom jego stał
niezbyt stąd daleko od podstaw do szczytu opleciony bluszczem, otoczony gęstwiną drzew
odwiecznych, rozłogiem pól żyznych. Spod zielonych bluszczów wyszedł, tutaj przybył i z
posłuszeństwem dziecka, z pośpiechem kochanka biegł na swym strojnym, ognistym arabie,
ilekroć rozległ się głos wodza wołający: — Jagmin!
Wtedy czapka kwadratowa krwawiła się mu nad czarnymi jak noc włosami, dłoń leżała na
głowni szabli, a za silnymi ramiony leciał poszum niewidzialnych skrzydeł... owych
dawnych.
Ale ten mój, ten mój mały... (małym Tarłowskim nazywano go w obozie) ani tak silny był,
ani tak urodziwy, ani nawet tak bogaty, aby na drogocennym, strojnie przybranym biegunie tu
przybyć. Dlatego właśnie ulubieńcem moim stał się, że był wątły, drobny, na twarzy różowy i
biały, a oczy miał jak u dziewczyny, łagodne, nieśmiałe, czyste i tak błękitne, jak te
niezapominajki, które tu czasem u stóp moich rosną. Przebrana dziewczyna czy ledwie
dorosłe chłopie! Wcale też niedawno minęło mu lat dwadzieścia. (…)
On, ten mały, wysokim był wiedzą i myślą. Szybko podbijać musiał ich krainę, skoro tak wcześnie stał się jednym z jej mieszkańców. Był młodym uczonym, takim, co się u ludzi nazywa naturalistą. Mógłby był na szerokim świecie wstępować na drogi wysokie. Wstąpił na niziutką. Przybył w te strony, aby swą myśl i wiedzę rozdawać maluczkim.(…)
Oni dwaj, na siebie wzajem albo na gwiazdy patrząc, rozmawiali o tych czasach dalekich, w przyszłości dalekich, które będą albo nie będą, które jeżeli będą, wodami ukojenia i oczyszczenia obmyją świat, w których podobno miecze mają być przekute na pługi, a jagnięta sen spokojny znajdować u boku lwów... O przyszłości świata, po wiekach walk, zbrodni i mąk rozkwitłej w raj niewinności, pogody i zgody, mówili z tęsknotą, z zachwyceniem, upragnieniem.(…)
- Teraz inaczej być nie może. Dopóki gwałt, dopóty święty przeciwko gwałtowi gniew! Dopóki krzywda, dopóty walka! Przez krew i śmierć, przez ruiny i mogiły, z nadzieją czy przeciw nadziei walka z piekłem ziemi w imię nieba, które na ziemię zstąpi...
- Może zstąpi...
- Kiedyś...
- Gdy nas już na ziemi nie będzie.
Tak oni czasem w zmrokach nocnych rozmawiali z sobą, gdy obóz spał i dokoła obozu na przestrzeniach mdło przez gwiazdy oświetlonych widać było czarne posągi uzbrojonych straży.
[1910]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie