Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces kasjerki i księgowej ze szpitala w Końskich. Pieniądze wpłacali do kasy, ale tam nie trafiały

/bek/
- Nigdy nie miałam żadnych zaległości, ale w 2008 roku dostałam informację, że zalegam szpitalowi przeszło 30 tysięcy złotych - mówiła w środę w sądzie aptekarka zeznająca w procesie 52-letniej kasjerki oskarżonej o przywłaszczenie pieniędzy z kasy szpitala w Końskich.

To proces, w którym na ławie oskarżonych zasiadają kasjerka i główna księgowa ze szpitala w Końskich. Z ustaleń śledczych wynika, że od stycznia 2005 do listopada 2008 roku z kasy szpitala zniknęło ponad 400 tysięcy złotych. Spory ubytek wyszedł na jaw dopiero, kiedy na emeryturę odeszła główna księgowa. Śledztwo wykazało, że do braku w kasie przyczyniła się 52-letnia dziś kasjerka. Kobieta straciła pracę, a prokuratura postawiła jej zarzut przywłaszczenia mienia. Według śledczych brała ze szpitalnej kasy pieniądze, które trafiały tu za pobyt pacjentów, badania, rehabilitację oraz z czynszów, jakie płacili dzierżawcy lokali wynajmowanych od szpitala. 64-letnia główna księgowa została oskarżona o niedopełnienie obowiązków. Obie kobiety nie przyznają się do winy. Proces w tej sprawie toczy się przed Sądem Okręgowym w Kielcach. W środę zeznawali kolejni świadkowie - dzierżawcy i byli pracownicy koneckiego szpitala.

- Od szpitala dzierżawię plac pod parking, za co zawsze wpłacałam pieniądze do kasy - mówiła 61-letnia kobieta. Zapytana przez sąd, dlaczego nie wpłacała pieniędzy na konto szpitala, odpowiedziała: - W kasie było wygodniej i bez dodatkowych opłat. Zawsze wpłacałam pieniądze w terminie. Nie interesowałam się tym, czy trafiają na konto szpitala, bo dostawałam pokwitowanie.

Sąd przesłuchał też 48-letnią aptekarkę. Kobieta od szpitala wynajmuje lokal, w którym prowadzi aptekę. - Otrzymywałam od szpitala faktury i na tej podstawie wpłacałam pieniądze do kasy. Nigdy nie miałam żadnych zaległości, ale w 2008 roku dostałam informację, że zalegam szpitalowi przeszło 30 tysięcy złotych - zeznawała. Aptekarka natychmiast poszła do księgowości, żeby wyjaśnić sprawę. - Pieniądze wpłacałam regularnie i zawsze dostawałam pokwitowanie. Pamiętam, że wpłaty zawsze przyjmowała oskarżona. Wszystkie kserokopie dostarczyłam szpitalowi - tłumaczyła kobieta.

W środę sąd przesłuchał także kilka osób, które pracowały kiedyś w szpitalu w Końskich.

Jedna z pielęgniarek, która odeszła z pracy w 2003 roku, relacjonowała tak: - Wynagrodzenie zawsze otrzymywałam na konto. Nie przypominam sobie, żebym po odejściu z pracy kwitowała odbiór jakichś pieniędzy w kasie, ale pamiętam, że pokazywano mi listę płac, na której był mój podpis i zatipeksowana data.

Podobnie mówiła inna pielęgniarka. - Na liście płac osób, które odeszły z pracy był mój podpis, ale nie należał do mnie. Nie odbierałam żadnych pieniędzy w kasie, ale pamiętam, że były przelane na konto - opowiadała.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie