Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radny Mniowa Michał Sipika pokonał raka jądra. Dziś apeluje do wszystkich mężczyzn: "Panowie, nie róbcie sobie jaj! Badajcie się."

Aleksandra Boruch
Aleksandra Boruch
Wideo
od 16 lat
Michał Sipika, radny Rady Gminy Mniów, strażak ochotnik. 35-letni mąż i tata dwójki dzieci. Pacjent onkologiczny. W styczniu tego roku zdiagnozowano u niego złośliwego guza jądra z przerzutami. Za nim operacja usunięcia chorego jądra i chemioterapia. Przed nim - głowa pełna marzeń, wielki optymizm i plany, choć niezbyt odległe. W związku z tym, że na całym świecie listopad uznawany jest za miesiąc profilaktyki nowotworów męskich - zajmujących męskie narządy płciowe, pan Michał zgodził się opowiedzieć o swojej historii.

Michał Sipika - radny gminy Mniów. Pokonał raka jądra, zrzucił 10 kilogramów i marzy o tym, by pokazać dzieciom Polskę

Nie bez przyczyny rozmowa z Michałem Sipiką, radnym gminy Mniów, prezesem Ochotniczej Straży Pożarnej Zaborowice, 35-letnim mężem i tatą, odbywa się w listopadzie. Listopad bowiem uznawany jest za miesiąc profilaktyki nowotworów męskich, czyli tych zajmujących męskie narządy płciowe. Niestety, ten nowotwór dotknął również jego... Swoją historią podzielił się w mediach społecznościowych, a dziś także na łamach "Echa Dnia".

Zanim jednak opowie nam Pan o swojej chorobie, proszę powiedzieć czym dla Pana jest szczęście? Czy choroba zmieniła jego definicję?
- Szczęście to pełna rodzina i spokój. Choroba na pewno nie zmieniła tej definicji, ale ją zmąciła. Po tym wszystkim jednak każda godzina razem, nabiera nowego znaczenia.

Od czego zaczęła się choroba? Kiedy w głowie zaświeciła się czerwona lampka?
- We wrześniu 2022 roku podczas kąpieli wyczułem małe, dziwne zgrubienie na jednym z jąder. Zbagatelizowałem je, głównie dlatego, że jak każdy z nas myślałem, że samo przejdzie. W grudniu grudka była coraz większa, miałem świadomość tego, że coś jest nie tak, ale nic nie bolało i ciągle żyłem w wygodnym podejściu: "póki chłop przytomny, to w domu". Dopiero po rozmowie z żoną to ona w styczniu "wygoniła" mnie do urologa, doktora Arkadiusza Zapały, który od razu powiedział jasno, że jest guz, jest już duży i wytyczył ścieżkę działania.

Czy oprócz tego były jakieś objawy?
- Z perspektywy czasu wiem, że były. Wtedy jednak w ogóle nie wiązałem ich z tą chorobą. Oprócz wspomnianej gródki, bolały mnie plecy i kasłałem oraz łapałem zadyszkę. Jak to możliwe, też się zastanawiałem, że w tym wypadku dodając dwa do dwóch wychodzi pięć, bo co mają bolące plecy czy kasłanie do grudki na jądrze? Okazało się, że mają. To węzły chłonne w jamie zaotrzewnowej, które rosły przez nowotwór, zaczynały uciskać nerw, a kaszel mógł być spowodowany przez zajęcie węzłów w płucach.

Gdy przyszła diagnoza - to było jak wyrok?
- To nie było jak wyrok. To było jak ciągnąca się rozprawa. Najpierw dowiadujesz się że jest guz, tyle że nie wiadomo co to za guz. Potem usunięcie chorego jądra i oczekiwanie na to, jaki będzie wynik histopatologiczny guza. Po kilku tygodniach już wiadomo. Jest złośliwy, ale z tych podatnych na leczenie. Potem badanie obrazowe, konsylium i diagnoza, której się nie spodziewałem. Myślałem, że leczenie już za mną, ale okazało się, że są przerzuty, i to odległe. Potrzebna będzie chemioterapia. Na konsylium była ze mną żoną, za co jestem jej wdzięczny, bo choć raczej ciężko mnie złamać, to ta wiadomość mnie przybiła. Kiedy pierwszy raz trafiłem na odział onkologii klinicznej rozmawiałem z psychologiem i onkologiem. Wtedy już układałem to inaczej. Każdy rak to taki mały gnojek, który chciałby Ci wszystko zabrać, ale nie możesz mu oddać nic. Wiedziałem, że chemioterapia będzie ciężka, ale przejdę przez nią. Wtedy też postanowiłem o tym pisać w swoich mediach społecznościowych, by podnieść świadomość.

Co Pan czuł kiedy rozpoczęło się leczenie?
- W leczeniu nowotworu wygląda to tak, że leczą jednego, a choruje cała rodzina. Chemioterapia sama w sobie nie jest bolesna. Najczęściej wygląda tak, że zapinają Ci kroplówkę. W moim przypadku chemię dostawałem przez 5 dni pod rząd po 6 godzin. Potem dzień przerwy, płukanie, wyjście, powrót na dolewkę, za tydzień kolejna, kilka dni przerwy i powrót. Zaliczyłem 4 pobyty (jeden diagnostyczny, trzy chemioterapie) w Klinice Onkologii pod czujnym okiem doktor Anny Bidas, która musiała mieć dużo cierpliwości, kiedy rozpoczynałem moją serię pod gradobiciem pytań (śmiech). Podszedłem do tego, jak do syropu, który muszę wypić, by wyzdrowieć i móc z powrotem iść na boisko pograć w piłkę. W trakcie leczenia wypadło praktycznie całe owłosienie, drętwiały stopy i dłonie, dzwoniło w uszach (to wszystko wpływ chemii na ośrodkowy układ nerwowy) i przez sterydy spuchłem na całym ciele. Choć jedzenie na onkologii jest naprawdę smaczne, to przychodził też moment w trakcie podawania leków, że po prostu "nie wchodziło". Wtedy trzeba było ratować się doprawiając to jakimś przemyconym sosem, bo jak to mawiali dziadkowie, żeby mieć siłę do walki, trzeba było jeść.

Jak to wszystko znosiła rodzina?
- Bardzo dzielnie. Kiedy zachorowałem Karol miał 3 latka, a Ania nie miała nawet roczku. Mieszkamy sami, ale mogliśmy liczyć na wsparcie ze strony rodziców i rodzeństwa czy przyjaciół. Tak szczerze to podziwiam moją żonę. Całe leczenie trwało pół roku i to na nią spadło wożenie Lolka do szkoły, gotowanie, zakupy i inne domowe obowiązki. Dodatkowo, kiedy miałem wrócić do domu po pierwszej chemii w domu szalała ospa, do której dzieciaki złapały wirusa. Na zasadzie "ryzyk fizyk" wróciłem i o dziwo nic nie złapałem. Jak się okazało, to ciężki ze mnie przypadek, z dużą odpornością. I tak w ciągu tego półrocza, jak dzieciaki na coś chorowały, to całe szczęście mnie to omijało. Wiola nawet na chwilę nie wątpiła, że to skończy się dobrze i dokąd sam sobie tego nie ułożyłem, to pchała mnie mocno do przodu, za co jej bardzo dziękuję!

W jakiej obecnie jest Pan kondycji?
- 17 listopada minie pół roku od zakończenia leczenia. 17 maja przyjąłem ostatni wlew chemii, a 19 maja bawiliśmy się u przyjaciół na czterdziestce. Dziś zrzuciłem już 10 kilogramów zbędnej nadwagi. I to nie przez raka. W tym pomógł mi Mateusz Sikora z SikoraGym w Końskich. Aktualnie trenuję pod jego okiem 4 razy w tygodniu, prowadzi mnie też żywieniowo. Do tego biegam. Udaje się już pokonać ponad 8 kilometrów, a tempo oscyluje w granicach 5 minut na kilometr. We wrześniu angażowałem się w akcję biegową RakReaton, podczas której biegając wspieraliśmy dziecięcą onkologię. Początki jednak nie były kolorowe, bo jeszcze w czerwcu męczył mnie dłuższy spacer. Po chemioterapii została też neuropatia, której pozbyłem się dzięki regularnym ćwiczeniom. Gdyby nie delikatne mrowienie, włosy które odrosły nieco inne, to że czasem coś zadzwoni w uchu, no i to, że co trzy miesiące wracam do Centrum Onkologii na kontrolę, to zapomniałbym, że mam raka.

Czy według Pana warto się badać? Czy warto mówić szczerze o dolegliwościach, które na pierwszy rzut oka mogą się wydawać nieistotne lub wstydliwe?
- Tak warto. A dlaczego? Dlatego, że mógłbym uniknąć chemioterapii, gdybym wcześniej poszedł do lekarza. Oczywiście wycięcie jądra byłoby nieuniknione, ale choroba nie rozsiałaby się. Dla mężczyzn to często temat tabu. Panowie, urolog tak jak każdy inny lekarz, nie gryzie. Nowotwór to bardzo podstępna choroba. Często bagatelizujemy pierwsze objawy. To błąd. Nowotwór jądra mimo iż dobrze się leczy, dalej zabija. Kiedy ja byłem na początku leczenia, niestety zmarł chłopak kilka lat młodszy ode mnie, strażak. To może spotkać każdego, nie ważne kim ktoś jest. Nie opierajcie się przed pójściem do lekarza. W moim przypadku oprócz raka jądra, który uraczył mnie jako choroba cywilizacyjna, mam obciążenie genetyczne, które może spowodować u mnie raka prostaty. Jestem jeszcze przed 40-tką, ale już myślę o badaniach profilaktycznych. Na pewno je zrobię, do czego zachęcam i Was.

Jakie ma Pan plany na najbliższą przyszłość?
- Choroba nauczyła mnie żyć z dnia na dzień. Mało planuję, ale o wielu rzeczach marzę. Na początek chcielibyśmy zwiedzić z dziećmi trochę Polski i mieć swój ogródek oraz kury, by znosiły jajka. W przyszłym roku wybory samorządowe i również chciałbym wziąć w nich udział. Mam też plan wzięcia udziału w kilku zawodach sportowych.

Czego mogę Panu życzyć?
- Bym przeszedł przez życie jako człowiek, tak jak tu przed Panią stoję.

Dziękuję za rozmowę.

Michał Sipika ma 35 lat. Ma żonę Wiolę oraz dwoje dzieci: 4-letniego synka Karola i półtoraroczną córkę Anię. Z zawodu przedstawiciel handlowy. Po godzinach prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Zaborowicach. Aktywny samorządowiec. wiceprzewodniczący Rady Gminy Mniów.

Rak jądra - nowotwór młodych mężczyzn

Rak jądra to stosunkowo rzadko występujący nowotwór, który diagnozowany jest co roku u ponad 1000 mężczyzn w Polsce. Zwykle dotyka mężczyzn w wieku 20-40 lat. Raka jądra mieli między innymi: Lance Armstrong - amerykański kolarz szosowy, olimpijczyk, mistrz świata z 1993 roku. Siedmiokrotny zwycięzca Tour de France, a także Michał Pałubski, stand-uper i były członek Formacji Chatelet.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie