MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rafał Wilk uratuje szkołę w Korzecku

Lidia Cichocka
- Znajomi śmieją się, że mam 47 dzieci, w tym dwoje własnych - mówi Rafał Wilk.
- Znajomi śmieją się, że mam 47 dzieci, w tym dwoje własnych - mówi Rafał Wilk. D. Łukasik
Radni szkołę w Korzecku chcieli zlikwidować. Ale tu ciągle uczą się dzieci. Dzięki uporowi kilku zapaleńców .

Rafał Wilk

Rafał Wilk

Mieszkaniec Korzecka, absolwent kierunków ekonomicznych, pracuje w Kielcach, od roku pełni funkcje prezesa Stowarzyszenia Wspierającego Rozwój Kultury w Korzecku. - Sam dojeżdżałem do szkoły i wiem jak to jest. Nie mogłem pozwolić, by dzieci z naszej miejscowości były skazane na to samo.

Rafał Wilk wprawdzie swoich dzieci w szkole w Korzecku nie ma, ale postanowił ją uratować. Jest prezesem stowarzyszenia, które ją utrzymuje i jak obliczył w ubiegłym roku na pracę w szkole poświęcił dwa i pół miesiąca. Uczciwych dniówek, po 8 godzin.

Szkołę w Korzecku, do której chodzi niespełna 50 dzieci radni gminy Chęciny postanowili zamknąć w ubiegłym roku. Rodzice protestowali. - Liczyliśmy, że kuratorium się nie zgodzi, bo we wsi nie ma ani kościoła, ani remizy, to jedyne miejsce, gdzie ludzie mogą się spotkać - mówi Elżbieta Ciepluch, pracująca w Korzecku od 10 lat, ostatnie cztery jako dyrektor szkoły. Ale nie miało to żadnego znaczenia. Na pierwsze spotkanie informujące o zamiarze zamknięcia szkoły przyszli sami rodzice uczniów. We wsi zrobiło się głośno, więc na drugim zjawili się także inni mieszkańcy. Wśród nich Rafał Wilk, 34-letni mieszkaniec Korzecka, którego dzieci do szkoły nie chodzą, bo są za małe.

Bo wiem jak to jest
- Dlaczego przyszedłem? - opowiada pytaniem na pytanie. - Bo sam dojeżdżałem od V klasy do Chęcin. Wiem jak to jest. Wiem co to znaczy czekać na autobus, jeździć w ścisku. Jakim upokorzeniem było wyzywanie od wieśniaków.

Pan Rafał po technikum mechanicznym skończył studia i dzisiaj pracuje w Deutsche Banku w Kielcach. Przyzwyczajony jest do ścisłego myślenia i liczenia, więc na zebraniu był jedynym wśród podekscytowanych ludzi zadającym bardzo konkretne pytania. Bo władze gminy zaproponowały mieszkańcom Korzecka utworzenie stowarzyszenia, które poprowadzi szkołę. Zorganizowały nawet objazd po sąsiedniej gminie, gdzie takie stowarzyszenia istnieją. Rafał Wilk pojechał i znowu dociekał, bardzo konkretnie, interesowały go finanse, bo przed założeniem stowarzyszenia chciał mieć biznesplan i pewność, że to się uda.

Na pierwsze spotkania poświęcone przyszłości szkoły przychodziło bardzo wiele osób, z każdym następnym było ich mniej. Pod koniec marca 17 osób powołało Stowarzyszenie Wspierające Rozwój Kultury w Korzecku.
Zapytał żonę
- I wtedy zaczęła się ostra jazda - mówi Rafał Wilk, którego wybrano na prezesa. - Załatwienie formalności trwa, czasami prosiliśmy, czasami błagaliśmy, ale ponieważ chodziło o szkołę udawało się.
Czternaście razy był w kuratorium, bo bez jego zgody otworzyć szkoły nie mogli. - Chodziłem spać o drugiej w nocy albo wstawałem o tej godzinie, by czytać, pisać, planować. Jechałem do pracy, wracałem i tak na okrągło - mówi Rafał Wilk. Bałem się nie tylko o to, czy nasz entuzjazm wystarczy. Bałem się też reakcji żony. Basia była w siódmym miesiącu ciąży i musiałem ją zapytać czy pozwoli mi dalej tak pracować.
Pani Barbara wychowująca 6-lenią Julkę na szczęście powiedziała tak. Wiedziała ile radości i satysfakcji daje mężowi ta społeczna praca. W dowód uznania na festynie zorganizowanym pod koniec września dostała dyplom dla superżony. Oprawiony w ramkę wisi w kuchni.
Więcej pracy za mniej pieniędzy
Wreszcie na początku sierpnia gmina dała zgodę stowarzyszeniu na prowadzenie szkoły. - Cały czas trwały rozmowy z nauczycielami. Chcieliśmy ich zatrzymać, obiecując więcej pracy w większym wymiarze (25 godzin), bo w stowarzyszeniu nie ma Karty Nauczyciela gwarantującej 18-godzinny tydzień pracy, a zarobki są mniejsze. Przekonać ludzi do czegoś takiego było trudno - mówi Rafała Wilk.
Z 11-osobowego zespołu odeszło ośmiu pedagogów. Na szczęście została pani dyrektor, która na początku września przeszła na emeryturę. Zgodziła się jednak dorabiać do emerytury, dzięki czemu jej wynagrodzenie nie jest wysokie.

- Baliśmy się, że nie będzie chętnych nauczycieli, rekrutację ogłosiliśmy pod koniec wakacji, ale dostaliśmy ponad 150 podań - opowiada dyrektorka. Dwa dni je przeglądali z prezesem, który kolejny raz wziął urlop z banku i przesłuchiwali kandydatów.
- Udało się wybrać bardzo dobrych ludzi - mówi zadowolona Ciepluch. Są młodzi, ambitni, chętni do pracy. Zawsze można na nich polegać.

To samo mówi prezes o członkach stowarzyszenia. Chwali zarząd, dwie nauczycielki: Joannę Rylską-Ciepielewską i Renatę Rylską, panią sołtys Bogusławę Natowską, Jolantę Wróbel i wszystkich pozostałych. Jeśli coś jest do zrobienia wystarczy zadzwonić i przychodzą. Tak było, gdy przywieziono ziemię na boisko od firmy Nordkalk, która ją podarowała. Glina nie dała się zrzucić, więc kilka osób bez słowa przebrało się i łopatami przerzuciło 26 ton ładunku. On sam nie mógł w tym brać udziału, był wtedy w pracy w banku, a dzień później na świat przyszła Gabrysia.

Budowa boisk to jedno z ważniejszych zadań w Korzecku. Ma być boisko do piłki nożnej, koszykówki i bieżnia. - Popołudniami wiele osób przychodziło do nas pokopać piłkę, niech mają dobre warunki - mówi dyrektorka. Szkoła nie ma sali gimnastycznej i długo jeszcze nie będzie jej miała. Dzieci ćwiczą na korytarzu.

- Mamy niewiele pomieszczeń - ledwie pięć sal na dole, bo piętra nie możemy używać - wyjaśnia. - Kiedy otwierałam szkołę musiałam od nowa uzyskać wszystkie zezwolenia. 30 sierpnia zamknęłam i rozliczyłam jedną, a od 1 września uruchomiłam tę i okazało się, że lekcje nie mogą się odbywać na piętrze, bo tam sale mają 2,5 metra wysokości, a zgodnie z wymaganiami UE musi być 3 metry. Na górze będą więc klub tenisowy i klub szachowy, bo sporo starszych osób lubi grać w szachy. Szkoła stara się służyć wszystkim. To dlatego pod koniec września zorganizowano festyn.- Ja tonąłem w papierkowej robocie - przyznaje prezes. - Za jego organizację wzięli się Mirosława i Tomasz Mędreccy oraz Michał Kwiatkowski. I zaraz dodaje, że los im sprzyjał.

Skarb z piwnicy
- Było chyba wpół do dwunastej w nocy jak dostałam radosny telefon od Rafała - mówi dyrektorka. - Krzyczał, teraz na pewno się uda, bo mają skarb. W piwnicy znaleźli stare dokumenty. I to był pomysł na festyn.
W pudłach znajdowała się dokumentacja, najstarsze papiery z 1878 roku, świadectwa i dzienniki. Tytuł festynu zrodził się sam: "Byliśmy, jesteśmy, będziemy" - obwieszczono gościom.

Ludzie ze wsi przynieśli zdjęcia sprzed wojny, wyłożono je na wystawie. Starsi, tak jak dziadek czy tata prezesa, oglądali dzienniki ze swoimi nazwiskami, a sam prezes zanoszone do szkoły usprawiedliwienia nieobecności. - Nie za wagary, w takiej małej szkole o wagarach nie ma mowy - dodaje.

Festyn, na który dzięki sponsorom ściągnięto dmuchaną zjeżdżalnię i karuzelę, na którym bawiono się wiele godzin okazał się sukcesem. - Zarobiliśmy trochę pieniędzy i dobrze, bo każdy grosz jest ważny - od razu dodaje Wilk. I on i pani dyrektor ma świadomość, że wszyscy bacznie przyglądają się szkole. Rodzice obawiali się, że spadnie poziom nauczania, jednak chyba niepotrzebnie, bo Ania Sypniewska, uczennica VI klasy, jest jedyną z terenu gminy, która zakwalifikowała się do wojewódzkiego etapu konkursu matematyczno-przyrodniczego. To zasługa pracujących z nią nauczycielek: Jolanty Kwitek i Joanny Rylskiej-Ciepielowskiej.

Premia zamiast podwyżki
Wiadomo też było, że dzieci w takiej szkole muszą mieć to, co we wszystkich innych i jeszcze trochę. Stąd pomysł na festyn, na paczki mikołajkowe i spotkanie wigilijne z poczęstunkiem. Na święta były też paczki żywnościowe i premie dla nauczycieli. Najlepsi dostali po 600 złotych.

- Pensje u nas nie są wysokie, średnio 1700 zł brutto, od 1 stycznie dodaliśmy po 10 proc. premii - wyjaśnia prezes i chwali się, że miniony rok zakończyli na plusie. Z samej subwencji oświatowej nie dałoby się wyżyć, na szczęście są sponsorzy.

- Wyliczyłem, że dopóki będziemy mieli 36 dzieci przetrwamy - mówi, a dyrektorka dodaje, że tylko dwa lata rysują się blado. Reszta roczników jest bardziej liczna. Na szczęście starania mieszkańców Korzecka doceniają firmy, do których zwracają się o pomoc oraz gmina, która przed przekazaniem szkoły zainwestowała w wymianę kotła, a teraz da pieniądze na wymianę podłóg. Ufunduje też plac zabaw obok szkoły.
- Ważne, że mimo różnych czasami zdań pracujemy zgodnie - podkreśla Wilk. Cel mamy jeden, a najgorszą rzeczą byłby rozłam.

A może przedszkole
Sam po tych szaleńczych miesiącach zakładania i rozkręcania szkoły próbuje dojść do siebie. - Staram się chodzić normalnie spać, ale nie usnę przed godziną 12. A za rok nasza Julka pójdzie do zerówki. Pan Rafał obiecuje sobie, że znajdzie więcej czasu dla siebie. Bo lubi sporty ekstremalne: jaskinie, jazdę na quadach i wspinanie się. Na razie jednak specjalizuje się w kąpaniu i usypianiu Gabrysi. Po kilku latach wyrzeczeń mieszka we własnym domu i chciałby się nim trochę nacieszyć, ale to też za chwilę.

- Kadencja prezesa kończy się za rok, więc może jeszcze coś zdziałam - mówi i żałuje, że nie udało się w tym roku zdobyć 1 procent odpisu od podatków. - Za krótko działamy, dopiero po sześciu miesiącach można starać się o wpis na listę organizacji pożytku publicznego. Chcemy też uruchomić oddział przedszkolny, mieszkańcom jest to potrzebne

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie